Chiny są niewyobrażalnie gigantycznym rynkiem zbytu, z którego dziś musi korzystać każdy producent, chcący notować wzrosty sprzedaży. W ubiegłym roku Chińczycy kupili 18,5 mln samochodów. Dla porównania w USA sprzedano "jedynie" 13,1 mln aut. A sprzedaż samochodów w Państwie Środka wciąż rośnie. Analitycy spodziewają się poprawy ubiegłorocznego wyniku o 5-10 proc. Chińczycy nie zadowalają się jednak wyłącznie kupowaniem i produkowaniem samochodów dla zagranicznych producentów. Mają też wizje tworzenia własnych marek o indywidualnym charakterze i z powodzeniem swe plany realizują. A wielka ekspansja chińskiej myśli motoryzacyjnej dopiero się rozpoczyna.
Chińskie samochody nawet dziś kojarzą się głównie z podróbkami. Zerwanie z tym wizerunkiem nie będzie łatwe. Do niedawna Chińczycy nie myśleli o globalnej ekspansji i nie dostosowywali swoich produkcji do europejskich, japońskich i amerykańskich realiów - ich auta były słabo wykończone, nie zapewniały komfortu, bezpieczeństwa ani poczucia indywidualności. Powoli się to zmienia, a wszystko za sprawą zachodnich technologii. Nieprzypadkowo Geely kupiło Volvo od Forda, a BAIC szwedzkiego bankruta - Saaba. Teraz dostęp do nowoczesnych rozwiązań technologicznych stoi przed nimi otworem, dzięki czemu konkurowanie z europejską, amerykańską i japońską konkurencją jest już dziś możliwe.
Do końca lat 70. w Chinach wytwarzano mniej niż 3 tys. samochodów osobowych rocznie. W 1989 roku Chińczycy wyeksportowali... 6 aut. Dziś chiński przemysł motoryzacyjny (w szerokim tego słowa znaczeniu) zapewnia miliony miejsc pracy. W ubiegłym roku rodzime marki Chińczyków takie jak SAIC, Geely, Chery, JAC i Great Wall wyeksportowały prawie 900 tys. samochodów. Wszystko za sprawą znacznie bogatszego rynku, zmiany polityki państwa i podejścia inwestorów do biznesu. Chińskie auta uzyskują wyniki w testach zderzeniowych na poziomie aut europejskich, ich stylistyka, za sprawą angażowania europejskich designerów, staje się coraz bardziej atrakcyjna, materiały coraz lepszej jakości, a ceny wciąż pozostają niskie. I choć ambicje chińskiego rządu nie są zaspokajane (planował on posiadanie w 2010 roku 3-4 firm motoryzacyjnych o zasięgu globalnym z własną technologią i rozpoznawalnym logo), to Chińczycy stopniowo podbijają kolejne rynki. Teraz nadszedł czas na Europę.
Chińska marka BYD już podbija sąsiadów Unii Europejskiej. Od ubiegłego roku na Ukrainę sprowadza je Krystian Poloczek (polski importer Seata). W 2011 roku znalazły one kilkuset nabywców. W tym roku na nowego BYD-a ma się zdecydować około 2 tys. Ukraińców. U naszych wschodnich sąsiadów chińskie auta nie cieszą się aż tak złą sławą. Znacznie trudniej rozpocząć sprzedaż chińskich samochodów w UE i to nie tylko ze względu na wyższe standardy czy panujące przekonania, ale również - a może przede wszystkim - z powodu obowiązujących przepisów. Obecnie w Unii obowiązuje norma emisji Euro5. Tymczasem sprzedawane na Ukrainie BYD-y mogą się pochwalić spełnianiem normy Euro4. Jak udało nam się dowiedzieć, BYD jeszcze w tym roku dostosuje część swych samochodów do europejskich standardów. Najprawdopodobniej już w przyszłym roku rozpocznie sprzedaż w Polsce. I najpewniej nie będzie jedyną chińską marką obecną w naszym kraju.
Nasz rozmówca nie chciał zdradzić, jakie inne chińskie marki Krystian Poloczek chce sprowadzać do Polski. Nie był nawet pewny, czy coś poza BYD-em znajdzie się w polskich salonach, ale przyznał, że jest to wizja bardzo prawdopodobna. Co wiadomo na pewno? Pierwszym BYD-em w Polsce będzie model e6, czyli w pełni elektryczny crossover o zasięgu 300 km. Jego cenę szacuje się na ok 120 tys. zł. Samochód nie będzie miał bezpośredniego konkurenta, bo elektrycznego auta o takich gabarytach na naszym rynku nie ma. W zbliżonej cenie można kupić jedynie Mitsubishi i-MIEV'a z roku modelowego 2011 - samochód o znacznie mniejszej mocy i wymiarach. To może oznaczać, że model e6 odniesie nad Wisłą sukces tym bardziej, że jego stylistyka wcale nie kojarzy się z tandetnymi chińskimi podróbkami, które - jak poinformował nas nasz rozmówca - w przyszłości również znajdą się w polskich salonach marki BYD. Niewykluczone, że Krystian Poloczek będzie sprowadzał do Polski również chińskie autobusy.
Zbliża się to, co nieuniknione. Na razie zadomawia się u naszych sąsiadów, ale już w przyszłym roku zapuści korzenie również nad Wisłą. To przełomowy moment nie tylko dla chińskich marek, ale i - a może przede wszystkim - dla polskiego i europejskiego rynku motoryzacyjnego. Jak będzie on wyglądał za kilka lat? Wszystko zależy, jak ciepłe przyjęcie zgotujemy chińskim gościom.
BYD e6 fot. BYD
Piotr Kozłowski
ZOBACZ TAKŻE:
S11, czyli sportowy miszmasz "made in China"