Sąd anuluje mandat. "W sposób niesłuszny ukarane setki kierowców"

Przekroczenie prędkości o 46 km/h, 400 złotych mandatu i 8 punktów karnych - tak orzekli policjanci. Kierowca jednak nie zgodził się na mandat, poszedł do sądu i wygrał

Nie zapłaciliście mandatu wystawionego przez straż miejską? Policja zapuka do waszych drzwi

Kazimierz Kozłowski został zatrzymany przez drogówkę i usłyszał "przekroczenie prędkości o 46 km/h, 400 złotych mandatu i 8 punktów karnych".  Pan Kazimierz nie dał wiary policjantom (oskarżali go o niemal dwukrotne przekroczenie dopuszczalnej prędkości!) i poszedł do sądu. Ten przyznał mu rację, a policji wytknął rażące niedbalstwo. Czy to początek lawiny spraw tego typu w całej Polsce?

Przypadek pana Kazimierza

Jak podkreśla sam poszkodowany, prawo jazdy ma od 33 lat, a na koncie tylko jeden jedyny mandat. Jeździ tym bardziej ostrożnie, bo w 2009 roku miał groźny wypadek - pirat drogowy wjechał czołowo na jego pas, a pan Kazimierz musiał się ratować ucieczką na pobocze. Po tym incydencie 21 dni znajdował się w śpiączce. Właśnie dlatego nie dał wiary policjantom, którzy go zatrzymali i oskarżyli o przekroczenie dopuszczalnej prędkości aż o 46 km/h. Policjanci nie dopuszczali myśli o własnej pomyłce, a panu Kazimierzowi nie pozostało nic innego jak pójść z całą sprawą do sądu.

Tam udowodnił, że policyjny sprzęt był niesprawny, a także wytknął złe miejsce pomiaru. Został bowiem zatrzymany przy transformatorze, który mógł poważnie zniekształcić pomiar. Potwierdza to inspektor Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji: "Generalnie zaleca się, żeby nie dokonywać takich pomiarów pod liniami wysokiego napięcia".

Sąd przyznał rację panu Kazimierzowi, a na legnickiej policji nie pozostawił suchej nitki. Z opinii biegłego możemy się dowiedzieć, że nie ma w ogóle pewności, czy radar był sprawny. Czytamy m.in. "Można z dużą dozą prawdopodobieństwa uznać, że WRD KPP w Legnicy nie ma w zwyczaju weryfikacji sprawności przyrządów" albo, że "doświadczenie biegłego wskazuje, że takie zaniechanie jest dość powszechną praktyką w jednostkach policji".

To dopiero początek?

Sprawa pana Kazimierza pokazuje, że policja nie jest nieomylna, a kierowcy muszą się mieć na baczności. Łatwo paść ofiarą błędnego pomiaru, nawet jeśli jedziemy zgodnie z przepisami. Policja bagatelizuje sprawę i określa ją mianem "wypadku przy pracy". Jednak wielu kierowców może pójść za przykładem pana Kozłowskiego i szukać swoich praw w sądzie.

Mogło zostać w sposób niesłuszny ukarane setki kierowców, a przynajmniej dziesiątki. Myślę, że powinno się z tym w jakikolwiek sposób walczyć - podsumowuje pan Kazimierz Kozłowski w rozmowie z Faktami TVN

Źródło: FaktyTVN, TVN24

ZOBACZ TAKŻE:

Noga z gazu. W tych miejscach działa Odcinkowy Pomiar Prędkości

INNE LINKI

Mandat prosto z nieba. Drogówka testuje nową broń

Koniec z ekierkami we Włoszech. Będą mandaty za "zimny łokieć"

Omijaj je szerokim łukiem | Nieudane silniki

"Bezwypadkowy", "pierwszy właściciel", czyli jak nie dać się nabrać sprzedawcy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.