Luki w oprogramowaniu | Volkswagen poszedł do sądu

Niedawno mogliśmy usłyszeć o Jeepie i jego problemach z lukami w oprogramowaniu. Teraz dowiadujemy się, że swoich problemów nie uniknął m.in. Volkswagen. Tym razem sprawa nie dotyczy przejmowania kontroli nad autem, a znikomej ochrony przed kradzieżą

Czterdziestolatek | Urodziny Volkswagena Polo

Trójka informatyków z Europy wykryła poważną lukę w oprogramowaniu samochodów już w 2012 roku. Sprawa dotyczy nowoczesnych kluczyków, które są wyposażone w chipy, zezwalające na uruchomienie silnika. W zamyśle twórców miało to utrudnić kradzież samochodu. Trzech informatyków odkryło, że zabezpieczenie było tak naprawdę fikcją i przez przestarzałe szyfrowanie kradzież auta nie powinna przysporzyć w miarę sprawnemu złodziejowi większych trudności.

Sprawa dotyczyła marek samochodowych, które współpracowały ze szwajcarską firmą EM Microelectronic. To m.in. Volkswagen, Fiat, Honda, Volvo czy Kia.

Dlaczego dowiadujemy się o wszystkim dopiero teraz, w połowie 2015 roku? Wszystko przez Volkswagena, który pozwał informatyków i uniwersytety, na których pracowali. Skończyło się bez wyroku sądowego, bo strony zawarły ugodę. Swoisty "zamach na wolność słowa" Volkswagen tłumaczył ochroną swoich klientów przed kradzieżą. Koncern zgodził się na publikację badań dopiero, kiedy informatycy ukryli szczegółowy opis błędów w oprogramowaniu i sposób na wykorzystanie tych luk.

Oczywiście marka zapewnia, że najnowsze samochody są już wolne od podobnych błędów.

ZOBACZ TAKŻE:

Volkswagen Golf R | Test | Hardcore w wersji soft

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.