Mercedes 220 SE | Test | Unikatowy Skrzydlak

Wyścigowy Mercedes z przełomu lat 50 i 60? Słysząc takie pytanie każdy miłośnik marki i znawca historii motorsportu powie, na pewno pomyśli o jednej z ewolucji słynnego modelu 300 SL. W garażach sportowego działu w Stuttgarcie powstało jednak w tym czasie zupełnie inne auto wyścigowe - Mercedes 220 SE

Mercedesem 220 SE po Nurburgringu | Zielone piekło sprzed lat

Z jedną z niewielu tak przygotowanych "stojedenastek" przyszło mi się spotkać w miejscu nie mniej emocjonującym jak samo auto. Tor, którego legenda znana jest na całym świecie. Prawie 21 kilometrów, ponad 70 zakrętów i 300 metrów różnicy wysokości - Nurburgring Nordschleife. To właśnie na nim miałem okazję poznać 220 SE i zobaczyć jak radzi sobie w starciu z ponad setką innych zabytkowych aut wyścigowych. O atmosferze i wrażeniach ze startu w Westphalen Trophy mogliście przeczytać już wcześniej na łamach naszego portalu. Teraz sto procent uwagi poświecimy naszej gwieździe.

Czy budowanie wyczynowego samochodu w oparciu o długą, ciężką i niekoniecznie najszybszą limuzynę to był w ogóle dobry pomysł? Mercedes, który posiadał w owym czasie przecież wiele innych, bardziej nadających się do ścigania modeli, uznał, że usportowiony W111 idealnie nada się do wyścigowych i rajdowych maratonów, których w mistrzowskich kalendarzach lat 60. nie brakowało. Tak narodziła się historia tzw. "Racing Fintails", czyli Wyścigowych Skrzydlaków.

Pierwszy raz zobaczyłem go gdy przyjechał do paddocku w pięknej srebrnej przyczepie z napisem Mercedes-Benz Classic na boku. Gdy uchylono boczne drzwi miałem wrażenie, że to auto na wystawę towarzyszącą wyścigowi, a nie do samego ścigania. Jednak otoczka jak z fabrycznego zespołu na poziomie mistrzostw świata, pozwalała wierzyć, że jest to egzemplarz do ścigania. Mechanicy i członkowie zespołu w srebrno-szarych kurtach z logo Mercedesa, ciężarówka, serwis no i on... Skrzydlak.

Żaden rzeczoznawca majątkowy oglądający nadwozie nie oceniłby tego Skrzydlaka jako "używany w sporcie".

Wyprowadzanie 220 SE z przyczepy, które oglądałem z wypiekami na twarzy, było jak rytuał parzenia herbaty. Kierowca zamontował najazdy, a wyznaczony członek zespołu, znający fanaberie i zachcianki W111 przygotował go do odpalenia. Pięknie brzmiący dźwięk 6-cylidnrowej jednostki wydobywającym się ze sportowego układu wydechowego, spotęgował falę pozytywnych wibracji wszystkich obserwujących. Trzeba przyznać, że mruczący i lekko chrapliwy dźwięk pasuje do majestatycznej sylwetki W111 jak żaden inny. To nie jest ryk 6,3-litrowego V8 z 300 SEL, ale ma swój wyjątkowy klimat.

Mimo tego, że wyścigowy 220 SE pokryty jest jasnoszarym lakierem, gdy na jego powierzchni pojawiły się promienie słońca, wszystkie chromowane elementy stworzyły wokół niego pewnego rodzaju aureolę. Duża atrapa chłodnicy i wszystkie chromowane listewki odbijały jesienne światło niczym lustro. W takich warunkach żaden rzeczoznawca majątkowy oglądający nadwozie nie oceniłby tego Skrzydlaka jako "używany w sporcie".

fot. Mercedes

Prezentowany 220 SE ma już jednak całkiem pokaźną listę odbytych wyścigów w kategorii samochodów zabytkowych. Wrażenie robi nie tylko to po jakich torach jeździł Wyścigowy Skrzydlak, ale przede wszystkim to kto startował egzemplarzem zbudowanym w warsztatach Mercedes-Benz Classic. Nazwiska wszystkich szczęśliwców, w tym absolutnych legend wyścigów, mistrzów kierownicy, a także dziennikarzy znalazły się na dachu szarego Mercedesa.

Wśród nich są takie sławy jak Klaus Ludwig - niemiecki mistrz DRM i DTM, trzykrotny zwycięzca wyścigu 24h Le Mans i mistrz FIA GT,  Jochen Mass - kierowca Formuły 1, mistrza ETCC i zwycięzca Le Mans czy David Coulthard - wicemistrz Formuły 1 i kierowca Mercedesa w serii DTM. Nie zabrakło też Ellen Lohr - kobiety kierowcy z serii DTM, czy uwielbianego przez tysiące autora reportaży o sportowych autach - Chrisa Harrisa.

Fabryczna moc 120 KM w wyścigowej wersji została podniesiona do około 140 KM

Wszyscy, którzy prowadzili wyścigowe 220 SE nie mogli narzekać na nudę. Może nie ze względu na osiągi, bo te specjalnie nie powalają, ale ze względu na swojego rodzaju indywidualizm prowadzenia się W111 i walkę o jak najmniejsze wytracanie prędkości. Produkowany od 1959 do 1965 roku 220 SE napędzany jest benzynowym, rzędowym silnikiem o pojemności 2,2 litra. Jego fabryczna moc 120 KM w wyścigowej wersji została podniesiona do około 140 KM, dzięki najprostszym zabiegom jak np. polerowania kanałów głowicy. 4-biegowa ręczna skrzynia biegów pozwala na rozpędzenie się do maksymalnej prędkości około 160 km/h.

To nie dużo jak na warunki toru Nurburgring, na którym niektóre auta osiągały prędkości dochodzące nawet do 260 km/h, mimo to trzeba być wyjątkowo uważnym, żeby samemu zbytnio nie zjeżdżać z wyścigowej linii, ale pamiętać o robieniu miejsca szybszym zawodnikom.

Przyzwyczajenia w stosunku do współczesnych aut wyścigowych wymaga działanie układu hamulcowego. Przednie hamulce tarczowe i tylne bębny to w tamtych latach nieczęsto spotykane rozwiązanie. W trakcie jazdy środkowy pedał początkowo wpada nieco bezwładnie, ale gdy wciśniemy go za mocno do końca można wówczas zablokować hamulce, co na mokrej Północnej Pętli jest nieco nieprzyjemne.

fot. Mercedes

Z drugiej strony nieco szkoda, że Mercedes W111 nie jest szybszy, bo przygotowane według historycznej specyfikacji zawieszenie świetnie radzi sobie z ważącym około 1400 kg samochodem i mimo lekkiego opóźnienia w działaniu układu kierowniczego, prowadzi się go pewnie, choć pierwsze wrażenia wcale na to nie wskazują.

Początkowo niespotykane wrażenia potęguje też standardowe, duże i cienkie koło kierownicy, które jednak pięknie współgra z klasyczna deską rozdzielczą wykończoną drewnem. Mało wyścigowy klimat, ale za to jaki prawdziwy. W końcu jest to namiastka ścigania z lat 60., gdzie o karbonowych wykończeniach nie było przecież mowy.

Zobacz wideo

Czym różni się egzemplarz W111, którym startowałem od egzemplarzy budowanych w latach 60.? Przede wszystkim jest to wyposażenie bezpieczeństwa. W pełni rozbudowana klatka nie była wtedy obecna na pokładzie Skrzydlaków, a o fotelu z uszami i 3-calowych szelkowych pasach Walter Schock i Moll Rolf, którzy wygrali Rajd Monte Carlo mogli tylko pomarzyć. Warto jednak pamiętać, że W111 był pierwszym samochodem, którego konstrukcja oparta była w pełni na kontrolowanych strefach zgniotu opatentowanych przez dr. Barenyi.

Elementem, który zdecydowanie wpływa na zachowanie ponad 50-letnich właściwości jezdnych auta i pokazuje jak trudne było kiedyś ściganie... są opony. Przedstawiony Mercedes jest bowiem "ubrany" w opony Dunlop z epoki, z dokładnie takiej mieszanki, z takim bieżnikiem i w takim rozmiarze jak miało to miejsce lata temu. Do wybory są dwa rodzaje - na suchą i mokrą nawierzchnię.

Nie mogę nie wspomnieć, że 220 SE mimo braku wrodzonej dynamiki był najbardziej utytułowanym samochodem Mercedesa w historii. Nie słynny 300 SL, nie wyścigowy W196R, a właśnie 220 i 300 SE.

Pasmo sukcesów rozpoczęło się na początku 1960 roku, w którym to Mercedesy 220 SE zajęły całe podium słynnego i wówczas morderczego Rajdu Monte Carlo. W kolejnych latach załogi startujące tą wersję W111 wygrały dwa razy pod rząd imprezę pod nazwą Touring Car Grand Prix of Argentina, a także dwukrotnie w 1960 i 1962 roku pomogły swoim kierowcom zdobyć tytuły Rajdowych Mistrzów Europy dowożąc m.in. załogę Walter Schock i Moll Rolf na pierwszym miejscu m.in. w 1960 roku w Rajdzie Polski czy Akropolu.

Mercedes-Benz 450 SLC wciąż tworzy historię

Sukcesy W111 na polskiej ziemi kontynuowali w kolejnych edycjach Eugen Boehringer i Dieter Glemser. Za kierownicą 220 SE w Rajdzie Polski w 1964 roku w klasie do 2500 ccm bezkonkurencyjni okazali się Andrzej Jaroszewicz i Marian Zatoń, a drugi był Ksawery Frank i Zbigniew Łagutko. W 1963 roku w zespole fabrycznym Mercedesa, 220 SE zastąpiono wersją 300 SE, która odniosła kolejne sukcesy i gromiła rywali na torach Nurburgring, Zolder czy Norisring.

Po ostatnim wyścigu prezentowanego 220 SE, na końcu listy nazwisk umieszczonych na dachu pojawiło się także nazwisko najmniej doświadczonego na całej liście kierowcy. Uznałem to za nagrodę, że dowiozłem Wyścigowego Skrzydlaka, pełnego historii i utrzymanego w perfekcyjnym stanie, w całości do mety. Zdjęciem drugiego, (po 450 SLC Sobiesława Zasady), Mercedesa z polską flagą na karoserii cieszę się zawsze gdy na nie spojrzę. Teraz wiem co tak naprawdę oznacza "historia na kołach". Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu przekazałem znaczenie tego pojęcia także i Wam.

ZOBACZ TAKŻE:

Porsche On Track | Auto 24 Ring | Granice wytrzymałości

Więcej o:
Copyright © Agora SA