Citroën C5 2.0 HDI 160 - test | Za kierownicą

Motoryzacyjny wyścig zbrojeń trwa. Dzisiaj samochodami włada elektronika, zamiast osiągów liczy się emisja dwutlenku węgla, a wyrośnięte nadwozia sztywniej resorują pofalowania asfaltu. Z małymi, a w zasadzie dużymi wyjątkami

Citroen C6Citroen C6 Citroen Oto jego dostojność, Citroen C6. Romantyk w czasach technologii, uśmiercony irracjonalnie wysoką ceną i (początkowo) niezbyt dynamicznymi silnikami. Nie pomogły niebiańskie kształty z bezpiecznym dla przechodniów przednim pasem (cztery gwiazdki w teście Euro NCAP), drzwiami bez ramek i niebrudzącą się tylną szybą. Nie pomogło salonowe wnętrze, w którym brakowało tylko kominka. Nie pomogli nawet sławni przodkowie - DS, CX i XM. Przez 5 lat Francuzi sprzedali niespełna 20 tys. C-szóstek.

Nie, nie pomyliłem modeli. Patrzę na profil czarnego C5, nakreślony przez Domagoja Dukeca. Czy to z niechęci do pierwszej generacji modelu, czy z szacunku dla tradycji, chorwacki stylista przemycił tu i ówdzie detale, które uczyniły linie C6 tak wyjątkowymi. Ten sam dostojny wyraz twarzy, łukowata linia dachu i wklęsła tylna szyba, a do tego krótka jak na sedana klapa. I tylko barokowe listwy starają się zatuszować mniej szlachetny rodowód.

Niewidzialny facelifting

Citroen okazał się kompozycją na tyle dopracowaną, że zmiany przeprowadzone jesienią ubiegłego roku Francuzi ograniczyli do minimum. Dobrze, bo i po co psuć jej smak. Wprawne oko dostrzeże światła do jazdy dziennej LED i przydymione klosze tylnych lamp. Kabina niemal nietknięta. W topowej wersji czekoladowa skóra sięga aż po szyby, a podsufitkę pokrywa przytulna alcantara. I choć Citroen wygląda na salonkę, ma otwory nawiewów słupkach i rolety w oknach, drugi rząd nie wydaje się tym właściwym. Trochę tam ciasno. Gramolę się przez wąski otwór drzwi i wracam za kierownicę. Fotel sam ustępuje mi miejsca.

Centrum sterowania onieśmiela - nie tylko zapachem skóry, blaskiem szczotkowanego aluminium i polifonicznymi brzęczykami, odzywającymi się z byle powodu. Siedzenie kierowcy ma łamane oparcie, a zmęczone plecy spieszy ukoić prosta funkcja masażu. Nieruchomy rdzeń kierownicy to już legenda, podobnie jak artystyczne wskaźniki. Są mało czytelne, ale kogo to obchodzi? Liczy się, że cieszą oko. Francuzi obeszli problem i komputer pokładowy wyposażyli w funkcję wyświetlania prędkości. Najbardziej irytują jednak niewielkie guziki klaksonu oraz włącznik świateł awaryjnych na emigracji (po prawej stronie wyświetlacza). I schowki. A raczej ich brak. Kubek trzeba schować w podłokietniku, a telefon w kieszeni drzwi.

Azyl na kołach

Wystarczy jednak ruszyć z miejsca, by osobliwe rozumienie ergonomii puścić Citroenowi w niepamięć. Duży wieniec kierownicy doskonale komponuje się z naturą układu jezdnego - C5 się nie prowadzi, nim się steruje. Pokonuję krawężnik, wyjeżdżam z parkingu i w zakłopotaniu szukam guzika Sport... Ups, już jest wciśnięty. Mimo wyostrzenia zmysłów, Cytryna wciąż resoruje grzesznie miękko, a w zakrętach jest otępiała. Sport można więc uznać za tryb Normal, a trybem Normalem nie warto zawracać sobie głowy. Brzmi jak wyrok? Nie po 200 kilometrach podlaskimi drogami. Żaden samochód klasy średniej nie jest równie zrelaksowany podczas jazdy po dziurach, no i żadnego nie da się podnieść tam, gdzie akurat zerwali asfalt.

Uzależnione od valium jest nie tylko zawieszenie C-piątki, ale i 6-stopniowy automat. Odczuwalnie hamuje on temperament udanego, 2-litrowego turbodiesla, windując przy okazji zużycie paliwa w rewiry zarezerwowane dla jednostek V6. Poza miastem to 6,5 l ON/100 km, na autostradzie 8,5 l/100 km, ale w korkach już 12 l/100 km. W trybie sportowym skrzynia spieszy z redukcją przełożenia i przeciąga zmianę biegu na wyższy przez dłuższą chwilę. Nadal jednak 160 koni chowa się gdzieś po kątach. Plus za aksamitny ton pracy "ropniaka". Na wysokich obrotach do kabiny dociera tylko stłumiony pomruk.

Bez rabatu ani rusz

C5 kosztuje 132,5 tys. zł, ale tylko teoretycznie. Polskie salony Citroena przyzwyczaiły nas do grubych rabatów. Tym razem można liczyć na 5-cyfrową obniżkę. W sam raz, by stać się posiadaczem mocniejszej, 200-konnej wersji, lub zainwestować w dodatkowe wyposażenie - na przykład pakiet z nawigacją i biksenonowymi reflektorami za 9,4 tys. zł. Kto zechce zaszaleć, ten wyda nawet 160 tysięcy złotych. Tyle oficjalnie kosztuje testowy egzemplarz z ekskluzywnie zdobionym wnętrzem. Co na to konkurencja z turbodieslami i automatami?  Peugeot 508, konkurent z własnego podwórka, z tym samym co w Citroenie silnikiem w wersji Active kosztuje 114,2 tys. zł. 160-konny Opel Insignia 2.0 CDTi Cosmo to wydatek 118,1 tys. zł, Ford Mondeo 2.0 TDCi (163 KM) Titanium LXS - 140 600 zł, a Honda Accord 2.2 i-DTEC (150 KM) Executive - 135 900 zł. Za porządnie wyposażoną Toyotę Avensis 2.2 D-Cat (150 KM) w specjalnej odmianie Premium (m.in. tempomat, półskórzana tapicerka, biksenonowe reflektory) zapłacimy 120 490 zł.

GAZ Charyzmatyczna sylwetka, wygodne fotele, wysokiej jakości wykończenie, wyśmienity komfort jazdy, cichy silnik

HAMULEC Ciasnota w drugim rzędzie, niedostatki w ergonomii, wysokie spalanie wersji z automatem, ograniczona precyzja prowadzenia, wysoka cena

SUMMA SUMMARUM Lubicie czasami położyć się na kanapie z kubkiem kawy i ulubioną gazetą? Wyłączyć telewizor i odpocząć? Citroen C5 to gustowna sofa z funkcją przemieszczania się. Jego majestatyczna natura pozwala oderwać się nieco od pędzącego świata poprawnych aut konkurencji. Nic to, że Francuzi inaczej niż inni rozumieją kwestie ergonomii, z tyłu jest ciasno, a wytworna wersja z obszytą skórą deską i podsufitką z alcantary kosztuje ponad 160 tys. zł (tu akurat pomoże regularny rabat). C5 to klasowy indywidualista. Nie wierzcie zatem reklamowym sloganom. Niewiele w nim niemieckiej filozofii tworzenia aut. I bardzo dobrze.

Marcin Sobolewski

Kompendium | Citroen C5 2.0 HDI 160 Exclusive

ZOBACZ TAKŻE:

Dyskretny szlif Citroena C5

Citroen C5 2.0 HDI - ZA KIEROWNICĄ

Citroen C5 - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA