4x4 | Królestwo Toyoty

RPA - Toyota nie mogła wybrać lepszego miejsca do świętowania sześćdziesiątki napędów terenowych. To tutaj koncern sprzedaje najwięcej samochodów 4x4, to tutaj są największe fabryki tych modeli, wreszcie to na czarnym lądzie samochody z napędem na dwie osie każdego dnia zmagają się z naprawdę trudnym terenem

Gdy Toyota zaczynała swoja przygodę z napędem na cztery koła nikt o Afryce nie myślał. Pogrążoną zmaganiami wojennymi Japonię interesował mały, lekki samochód do zadań specjalnych. Powstał już w latach czterdziestych, ale dopiero w 1951 roku ujrzał światło dzienne jako model o nazwie BJ. Pod maską pracował benzynowy, sześciocylindrowy silnik o pojemności 3.4 l (82 KM) rodem z czterotonowej ciężarówki. Z niej zapożyczono także zawieszenie. Okazało się na tyle miękkie i komfortowe, że autem podróżowało się bardzo wygodnie. To spodobało się nie tylko w wojsku.

Zapraszamy do galerii

W połowie lat '50 BJ doczekał się kilku znaczących modyfikacji, a wzmożony popyt sprawił, że szefostwo Toyoty postanowiło oprzeć rozwój firmy na konstrukcjach 4x4. Tak narodził się Land Cruiser, który od tej chwili stał się wizytówką firmy. Wkrótce pojawiły się wersje J2, ruszyła też sprzedaż Land Cruisera na rynku amerykańskim. Przełomem był rok 1960, kiedy zadebiutowała wersja J40 (produkowana przez 24 lata). Prosta, niezawodna konstrukcja, z dołączanym napędem na przednią oś oferowana była w wersji z krótkim, średnim i długim rozstawem osi, oraz różnymi rodzajami nadwozia.

W 1974 pod maskę serii 40 trafił silnik Diesla o pojemności 3.0 l. Z tego względów auto sklasyfikowano jako kompakt i trafiło do niżej grupy podatkowej. Zamówienia posypały się szerokim strumieniem. Także w Afryce i trudno się dziwić. Gdy od najbliższego miasta dzielą nas setki kilometrów nikt nie liczy na assistance. W takich miejscach najlepiej sprawdzają się proste rozwiązania i proste konstrukcje. I właśnie dlatego prawdziwym bestselerem w RPA jest nieco zapomniana w Europie, a w Polsce przez fanów traktowana z namaszczeniem seria KZJ. Bo twarda, bo spartańska, bo mało komfortowa. Takie kanciaste pikapy (KZJ 79) lub pojemne terenówki z budą (KZJ 76) zwane w RPA po prostu Land Cruiserami 79 Pick up lub 76 Station Wagon produkowane są do dzisiaj, mają kolejne wcielenia ale wyglądają ciągle podobnie. Mają nowoczesne silniki i co miesiąc znajdują blisko 500 klientów. To oznacza, że roczna sprzedaż tego jednego modelu sięga 6000 sztuk. Niewiele mniej sprzedaje się Hiluxów, ok. 400 miesięcznie.

Ale Afryka to nie tylko pustynie, safari i dzika przyroda. Kapsztad to jedno z nowocześniejszych miast w całej Afryce. Tutaj nie liczy się kolor skóry, ale przedsiębiorczość. Atmosfera miasta, zgoła odmienna od tej panującej w Johannesburgu czy Durbanie, zachęca turystów do pieszego zwiedzania i dalekich wędrówek. Jest czysto, kolorowo a ludzi są mili i przyjaźnie usposobieni. Ci z grubszym portfelem, a w Afryce takich nie brakuje, mogą sobie pozwolić na auta luksusowe. Oczywiście terenowe. Miesięczna sprzedaż mniejszego Land Cruisera (tam pod nazwą Prado u nas 150) to ok. 150 sztuk. Potężny V8 znajduje ok. 50 nabywców. Miesięcznie. A Afrykańską ofertę uzupełniają jeszcze Rav4 i Fortuner. Nie trudno więc zgadnąć, że zdecydowana większość samochodów jakie widać na ulicach to różnego rodzaju Toyoty. Nie brakuje jednak innych marek z Volkswagenem na czele. Skąd tak egzotyczne auto na czarnym lądzie? Golfy jedynki i kultowe w Europie transportery T3 to chyba najpopularniejsze Europejskie auta w całym kraju. Trudno się dziwić, produkowane jeszcze kilka lat temu na licencji, wizualnie nie różnią się wiele od swoich protoplastów. Ale czymś takim wybrać się za miasto mogą tylko odważni. Albo nieodpowiedzialni. No chyba, że nie będą zjeżdżać z autostrady (tych w RPA także nie brakuje).

Zastanawiacie się nad sprowadzeniem Toyoty z Afryki? Nie warto. Przede wszystkim ze względu na cenę. Są tylko niewiele niższe niż w Europie. Rozważyć można jedynie import Land Cruisera 79 Station Wagon. W RPA kosztuj mniej więcej tyle co Hilux, czyli 370 tys. randów. Na złotówki to ok. 144 tys. zł. Zobacz GALERIĘ

Nie przyjechaliśmy do Afryki, by podziwiać równiutkie, asfaltowe autostrady. Choć przylądek dobrej nadziei to doprawdy magiczne miejsce, dopiero w szkole nauki terenowej jazdy mogliśmy bez obaw i pod okiem instruktorów zobaczyć co terenowe Toyoty naprawdę potrafią. Wydmy, strome podjazdy, ciasne wąwozy to najgorszy poligon dla samochodu. Do tego wielkie jezioro i sypki piasek. Aż trudno uwierzyć, że auto z szosowymi oponami radzi sobie w takim terenie. Tylko jeden Hilux, ale to zasługa kierowcy, podjazd brał na pięć razy. Wreszcie się udało, a usprawiedliwieniem niech będzie ręczna skrzynia biegów. Przy niej trzeba naprawdę sporego doświadczenia. Z automatem i elektroniką auto terenowe staje się dziecinną zabawką. A jeśli dodatkowo zbudowane jest na ramie, do kabiny nie przeciśnie się żaden dźwięk pracującego na przechyłach nadwozia. Jedyne o czym trzeba pamiętać to umiejętne operowaniem gazem. Na zjeździe mniej, przy podjeździe ciut więcej. Choć w niektórych przypadkach i o gazie można zapomnieć.

Wszystkie Land Cruisery V8 i 150 Prestige z czterolitrowym silnikiem V6 o mocy 280 KM (w pozostałych za dopłatą) wyposażone są w stały napęd 4x4 mają przecież HAC - system wspomagający pokonywanie podjazdu. Wystarczy wcisnąć przycisk podjechać do wzniesienia i puścić gaz. To komputer będzie dawkować ilość paliwa tak, by silnik nie zgasł a auto wciągnęło się pod górę. Rola kierowcy ogranicza się jedynie do utrzymywania kierunku jazdy. Jak już wiedziemy, wciskanie gazu też nie jest konieczne. Za sprawą Crowl Control komputer utrzyma stałą prędkość w jeździe terenowej, na wypadek gdyby noga podskoczyła na wybojach. A co ze zjazdem? Spokojna głowa. Jest przecież DAC, czyli system, który przy zjeździe przyhamuje odpowiednie koło i utrzyma stała prędkość auta (w zakresie od 0,5 do 5,5 km na godzinę). W razie potrzeby systemy można wyłączyć, aktywne są zawsze jedynie ATRC - system, który przekazuje moc na koła o lepszej przyczepności i KDSS układ zmiennej sztywności stabilizatorów.

Jeżdżąc pod okiem instruktorów, miałem chwilami wrażenie, że za kierownicą nowoczesnej terenówki można posadzić małpę, a auto z takim samym skutkiem wjedzie i zjedzie po wyznaczonej trasie. Dopiero podczas prawdziwej offroadowej wyprawy przekonałem się, że systemy nie wyręczają kierowcy całkowicie. To zupełnie tak jak w przypadku powszechnego już ABS i ESP. Są, pomagają, ale wymagają umiejętności, a przynajmniej świadomości jak z nich korzystać. No i przyda się też pilot, który w razie konieczności wyjdzie i poprowadzi nas przez wielkie kamienie.

A co z deserem? To nieopisana przyjemność z jazdy. Pod warunkiem, że ktoś lubi jazdę w terenie. Nie po lesie czy polach, ale po skalistych górach i mrożących dech w piersiach wąwozach. Jeśli ktoś szuka w tym wszystkim komfortu z pewnością znajdzie go w V8 i LC 150 (choć w mniejszej dawce). Hilux jako auto typowo użytkowe z dołączanym mechanicznie napędem na cztery koła, wymaga większego doświadczenia i mniejszego zapotrzebowania na luksus, nie wspominając już o serii KZJ. Tam nadal królują dźwignie zmiany napędu, ręczna skrzynia biegów i niepowtarzalny dźwięk silnika przedostający się do kabiny przez cienką tapicerkę (dokładnie taką, jaką pamiętamy z Corolli '88). Komfortu może i nie ma, ale jest coś więcej: klimat i bagaż doświadczeń.

Z okazji sześćdziesiątki Toyota wypuściła specjalne jubileuszowe pakiety do wszystkich swoich terenowych aut. Dla Rav4 to Adventure (osłona zderzaka, boczne stopnie - 3600 zł), dla Land Cruisera 150 - Voyage (3 rząd siedzeń składany elektrycznie, skórzana tapicerka, 3-strefowa klimatyzacja, kurtyny dla 3 rzędu siedzeń 9900 dla wersji Prestige i X), 3 rząd siedzeń składany ręcznie i kurtyny w 3 rzędzie (Luna i Sol). Dla LC V8 pakiet Travel (bagażnik dachowy na relingi, box, pojemnik termiczny, hak demontowany za 8400 zł), a dla Hiluxa nawigacja Q-Multimedia za 4500 zł.

Toyota - Kompendium

Juliusz Szalek

ZOBACZ TAKŻE:

60 lat napędu 4x4 w Toyotach

Toyota Hilux 3.0 D-4D - test

Toyota Land Cruiser - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA