Nissan 350Z - test | Za kierownicą

Chwytaj dzień... tylko dzień? Są sytuacje, kiedy ta starożytna maksyma jest niewystarczająca. Ja chciałem jeździć 350Z w kółko. I nawet kiedy zmęczony obracaniem kierownicy osuwałem się w objęcia Morfeusza, baczyłem, by kluczyk ze znaczkiem "Z" był tuż obok, blisko, na półce

Nissan 350Z - 280 KM - 250km/h - 192 tys. zł

Przed wejściem do pewnego ogrodu w starożytnych Atenach widniał napis: "Gościu, tu będzie ci dobrze, bo tu najważniejsze jest szczęście". Mieściła się tam szkoła słynnego filozofa - Epikura. Podobny napis mógłby zdobić aluminiowe progi Nissana 350Z. Jednak są co najmniej dwa powody, dla których Japończycy nie nawiązali do antycznej formuły. Po pierwsze, epikurejczycy głosili, że szczęście to stan, w którym człowiek jest wolny od cierpień. Z goła inną receptę na szczęście prezentuje twórca Nissana 350Z Mamoru Aoki. Według niego najłatwiej je osiągnąć, poddając się silnym bodźcom, które są w stanie zagłuszyć wszelkie negatywne emocje. Epikurejski napis na trzystapięćdziesiątce mógłby zmylić potencjalnych klientów. To nie Maybach, w którym najważniejszy jest spokój, ale mające burzyć krew w żyłach sportowe coupé.

Jest jeszcze drugi powód - by wsiąść do Nissana, nie trzeba tego rodzaju zachęty. Wystarczy na niego spojrzeć. Komentarz jest zbyteczny. Od razu wiadomo, z czym mamy do czynienia.

Odezwała się jednak niespokojna natura człowieka nakazująca poszukiwań. Zatem szukam, szukam i w końcu znajduję... tabliczkę. Co prawda, nie na progu, ale na drzwiach bagażnika. Jest tam po to, by wyjaśnić przeznaczenie wnęki w miejscu zwykle zajmowanym przez bagażnik. Aaa, kije golfowe! Tabliczka wyjaśnia, jak je ułożyć, by zmieściły się dwa komplety.

Czy graliście kiedyś w golfa? A jeździliście Nissanem 350Z? Dla mnie jedno z drugim ma tyle wspólnego co pióro wieczne z wiecznym odpoczynkiem. Jeśli w moim garażu stałaby trzystapięćdziesiątka, to nie ma takiej możliwości, bym znalazł czas na tuptanie między dołkami. Widząc taki napis w Mercedesie CL, wzruszyłbym ramionami, ale w Nissanie 350Z? Tu przydałaby się bardziej instrukcja pakowania spadochronu czy pontonu do raftingu.

A jeśli chodzi o bardziej prozaiczne utensylia?

Producent zapewnia, że do Nissana 350Z można zapakować ponad 200 l bagażu. Można, ale nie w jednym kawałku. Przeszkodą jest gruba aluminiowa poprzeczka ze znaczkiem "Z" biegnąca przez środek bagażnika. Żeby więc przewieźć telewizor, musielibyście go wpierw przepiłować. Cóż, to nie jest auto rodzinne. Trzystapięćdziesiątka zabiera na pokład co najwyżej dwie osoby i... rzeczone kije golfowe.

Pancerne Porsche

Zbliżał się termin testu, ale ja nie stałem w okienku, nie wyglądałem 350Z i nie wzdychałem doń jak do Porsche, Jaga, czy Audi RS. Owszem, docierały do mnie entuzjastyczne opinie, ale jakoś nie zdołały przebić się przez warstwę uprzedzeń i sceptycyzmu, którą przywdziałem jak zbroję. Pamiętałem wrażenia z Nissana 200SX: niby napęd na tył, niby mocny silnik, niby długa maska, a... nie powalił mnie na kolana. Wył jak przepełniony odkurzacz i wyglądał na zabiedzonego. W Toyocie Celice nawet nie mogłem wygodnie usiąść. Hondą Civic Type R też się wielu zachwycało. Jej wysoko obrotowy silnik szybciej wywoływał u mnie rozstrój nerwowy niż wybuch adrenaliny. Ale kiedy na żywo zobaczyłem 350Z - lody stopniały. Nissan wyglądał tak, jakby w drodze z fabryki do salonu przechodził przez ręce wytrawnego tunera. Pękate błotniki skrywają ustawione w "negatywie" koła. Ażurowe "alusy" ledwie zasłaniają wielkie tarcze hamulcowe i wiszące nad nimi ukośnie złote zaciski. No i ta sylwetka nawiązująca do Porsche 911.

Otworzyłem drzwi. Z wnętrza uderza woń dzikiego zachodu. Pomarańczowa skóra, którą pokryto fotele, pochodzi chyba z amerykańskich bawołów nie pierwszej już młodości. Do tego wykonanie i jakość elementów plastikowych nasuwają skojarzenia z koreańskimi przebojami rynkowymi. I jeszcze sprzęt grający (ło Bose!), którego wielkie głośniki więcej obiecującą, niż oferują. Nissan 350Z projektowany był z myślą przede wszystkim o wujku Samie. Za Oceanem sportowy japończyk nie odstaje od średniej. Jednak w Europie klienci są znacznie bardziej wymagający. Od jakości wykonania Audi, BMW czy Mercedesa dzieli go Wielki Mur Chiński (szkoda, że nie mur berliński), gdyby udało się utrzymać chociaż poziom Hondy S2000.

Wielki obrotomierz, centralnie umieszczony. Na środku deski rozdzielczej dwa dodatkowe małe wskaźniki i wyświetlacz komputera pokładowego. We wnętrzu czuję się bezpiecznie niczym w wozie pancernym. Siedzę nisko i spoglądam na świat przez niewielkie szyby. Tak właśnie powinno być w samochodzie sportowym.

Kubełkowe fotele Nissana są dużo lepsze niż w większości podobnych aut. Fotel otuli cię wystarczająco ciasno, byś nie musiał trzymać się kierownicy na zakrętach. Pozycja - znakomita nawet pomimo braku regulacji osiowej kierownicy. Problem braku miejsca nad głową tak często spotykany u konkurencji w Nissanie nie istnieje. I - jak się niebawem przekonałem - wysiadając z Nissana po kilku godzinach jazdy, nie musisz obawiać się łupania w krzyżu.

Witamy w świecie zmysłów

Wystarczy tego oglądania, pora skorzystać z rad Arystotelesa. Starożytny mędrzec twierdził, że poznanie odbywa się empirycznie, przy udziale zmysłów. Zatem doświadczmy Nissana zmysłami.

Przekręcam kluczyk, V6 karmi cię pięknym dźwiękiem bynajmniej niekojarzącym się ze skośnookimi autami. Nie jest to wycie Hondy S2000 czy Toyoty Celici. Nie jest to dudnienie Corvetty. Gardłowy baryton wydobywający się z dwóch grubych rur wydechowych najbardziej przypomina BMW.

Wyjeżdżam z garażu i powoli wtapiam się w wielkomiejski ruch. Nissan zmuszony jest przemieszczać się taksówkarskim tempem, a często podążać w cieniu autobusów. Uff, już dawno nie jechałem autem, w którym sprzęgło pracowałoby tak ciężko. Gdyby miało większy skok mogłoby robić za atlas na siłowni. Podobnie jest ze skrzynią biegów - też trzeba się przyłożyć. Tym bardziej że pozycja za kierownicą idealnie nadaje się do treningu siłowego. Ktoś, kto ćwiczy tylko podnoszenie czajnika z wodą, już po pierwszym dniu miałby zakwasy. Tu potrzebna jest krzepa i determinacja. Jak u drwala rozłupującego pniak. Tylko szybkie i zdecydowane ruchy pozwolą ci sprawnie przemieszczać się po miejskiej dżungli.

Atakujesz kolejne wiadukty, skrzyżowania, torowiska. Zawieszenie Nissana jest bardzo twarde, ale i przyjemnie "mięsiste", jak w sportowych autach niemieckich. Nabieram przekonania, że kiedy go tworzono, gdzieś niedaleko musiał stać Porsche Boxter. Choć wygląd deski rozdzielczej na to nie wskazuje - 350Z jest solidny. Czujesz to, prowadząc go. Ruchy samochodu wiernie odwzorowują ukształtowanie drogi, ale nierówności są skutecznie tłumione i, co ważne, nie ma nieprzyjemnych hałasów. Jadąc warszawskimi ulicami, Nissan od czasu do czasu rzuca mną jak workiem z ziemniakami, ale mimo to jestem rozluźniony. Dziury, studzienki, tory - wszystko to Nissan zbywa milczeniem. Żadnych trzasków, skrzypów, łomotów. To też zasługa solidnych poprzeczek łączących elementy zawieszenia. Wielowahaczowy układ jezdny, zestrojenie sprężyn i amortyzatorów powodują, że każdy ruch kierownicą natychmiast przekłada się na reakcje auta. Z drugiej strony aż 2,7 obrotu kierownicy między skrajnościami to nie jest olimpijski wynik.

Z notatnika hedonisty

Ruch tak duży, że nawet nie masz gdzie wcisnąć gazu do połowy, nie mówiąc o sprawdzeniu, jak japońska zabawka brzmi podczas przyspieszania. Odpuszczasz, wskazówka obrotomierza wachluje liczbę 2000, a silnik bez najmniejszego sprzeciwu płynnie rozpędza auto bez względu na to, na jakim jedziesz biegu. Mimo że Nissan jest Japończykiem, zamiast wysoko obrotowego silniczka zamontowano w nim mocarne V6 3,5. Nissanem można bez problemów dojeżdżać codziennie do pracy. Nie doprowadzi cię po dwóch tygodniach do szału, jak choćby Opel Speedster. Pomimo napadających cię nieustannie czerwonych świateł starasz się przemieszczać płynnie. Spoglądasz na wyświetlacz komputera - 13 l na setkę. Nie jest źle.

Chwilę potem wskazówka obrotomierza zaczyna wdzierać się na czerwone pole, a ty zaczynasz zwiedzać peryferie miasta. Komputer reaguje natychmiast, a średnie spalanie szybko zmierza do 20 l/100 km. Ty wciskasz gaz do oporu, a Nissan natychmiast wciska cię w fotel, i to bez znaczenia, z jakich obrotów startujesz. Chyba zaczynacie się rozumieć. 5,9 s do setki - to nie są pobożne życzenia konstruktorów. Nissan jest bardzo szybki. Wystarczy wcisnąć jeden przycisk, by uwolnić go z sideł elektroniki, i wtedy świat zaczyna nabierać kolorów, a trzystapięćdziesiątka zachęca do jazdy. Stoicy twierdzili, że należy być obojętnym na dobra doczesne, a w życiu kierować się rozumem, nie emocjami. Gdyby tylko mogli pojeździć Nissanem 350Z, na pewno trzymaliby z hedonistami.

Widok przez boczną szybę

Krótkie przełożenia skrzynki i wysoki moment obrotowy powodują, że niemal każde wciśnięcie gazu na dwójce wymaga korekty kierunku jazdy. To kolejny samochód wzięty w "Obroty", którego wrogiem są białe pasy na jezdni. Jeśli przyspieszając, śmigniesz przez przejście dla pieszych, tył samochodu natychmiast poinformuje cię o tym. Uff... trzeba się pilnować.

Nissan, węsząc nisko nad ziemią, zaczyna czarnymi śladami na asfalcie znaczyć swoje terytorium. Drugi bieg, wchodzisz w ciasny zakręt, lekko dodajesz gazu, tył zaczyna się ślizgać. Ale jazda. Ciężko pracujący układ kierowniczy okazuje się twoim sprzymierzeńcem. Jest świetnie wyważony. Kiedy tylko samochód zaczyna wpadać w poślizg, kierownica samoczynnie "zakłada kontrę", pomagając ci trafić w drogę. Jak w 911. Po kilku godzinach dochodzisz do wniosku, że trzystapięćdziesiątka jest łatwa w prowadzeniu. Wychodząc z zakrętu, nie masz duszy na ramieniu. Auto dzięki m.in. dobremu wyważeniu i "szperze" potrafi iść poślizgiem baaardzo długo. Trzeba tylko w porę wyczuć moment utraty przyczepności, by nie wylądować poza torem. Podczas późniejszych prób na suchym, betonowym lotnisku Nissan pozwalał na kontrolowane poślizgi nawet przy 130 km/h! Prowadząc Speedstera, chyba byś się na to nie odważył. Radość z jazdy niczym w BMW - Japończycy pokazali, na co ich stać.

W tym momencie zaczyna się ujawniać przewaga "zetki" nad konkurencją. Ani śladu nieprzyjemnej podsterowności znanej z Audi TT. Prowadzi się pewniej i bardziej przewidywalnie niż Chrysler Crossfire i nie trzeba kręcić silnika w nieskończoność jak w Maździe RX8 czy Toyocie Celice.

Mokra robota

Tischner powtarzał, że refleksja nigdy nie jest przeszkodą w szukaniu prawdy. W Nissanie myślenie i przewidywanie chyba nie pomoże pozyskać życia wiecznego, ale na pewno ułatwi zachować doczesne. Szczególnie na deszczu. Bo kto spodziewa się, że podczas rzęsistej ulewy szybsze od Nissana 350Z może okazać się np. Daewoo Tico? Wszystko dlatego, że trzystapięćdziesiątka na mokrym dziecinnie łatwo zrywa przyczepność tylnych kół. Nie zdziw się, jak przy ruszaniu spod świateł wyprzedzi cię co bardziej żwawe auto z kratką. Nissan szarpie się niemiłosiernie, by tylko zrzucić kajdany ESP jak młody owczarek niemiecki chcący pozbyć się kagańca. Elektronika brutalnie wkracza do akcji, by utrzymać tył w ryzach. A kiedy się rozpędzisz - też uważaj. Przy 120 km/h Nissan łapie aquaplanning na byle kałuży. Tak, na mokrym asfalcie to trudna do ujarzmienia bestia. Może się zdarzyć, że zamiast wzorcowego poślizgu wykręcisz klasycznego bączka.

Radość dla dwojga

Nissan 350Z to coupé, jak się patrzy. Duży silnik zamontowany z przodu napędza tylne koła, a pośrodku Ty i Ona. Ta formuła sprawdza się już od wielu pokoleń.

Po co kupuje się takie samochody? By się odmłodzić, by nabrać energii, by podkreślić sportowy styl, podejście do życia. Wszystkie te warunki spełnia Audi TT czy Chrysler Crossfire. To nic, że wnętrze Audi jest wykonane o dwie klasy lepiej. Nissan 350Z oferuje coś więcej - niekwestionowaną radość z jazdy.

Platon głosił, że dusza istnieje niezależnie od ciała, a ciało jest niższe i zależy od niej. Och, jak dobrze, że istnieje ciało... ciało i samochody.

Powrót legendy

Nissan 350Z ma być samochodem emocjonującym, co symbolizuje słynny znaczek "Z", którego historia sięga 1969 r. Wtedy to w USA pojawił się model 240Z (pod nieistniejącą już marką Datsun) i od razu stał się rynkowym przebojem. W 1996 roku podjęto decyzję o zaprzestaniu produkcji ostatniego z serii Z - 300ZX. Ale Nissan bez "zetki" jest jak dobry film bez sławnego aktora. Marka stawała się nijaka, bez twarzy, nierozpoznawalna. Jednocześnie Nissana dotknął poważny kryzys finansowy. Wydawało się, że koniec będzie bliski. Wtedy z pomocą pospieszyło Renault i wysupłało pieniądze na kontynuację projektu "Z".

Nowy samochód miał czerpać z legendy 240Z oraz sprawdzonych rozwiązań 300ZX. No i reprezentować wizję sportowego auta przyszłości. Dlatego nie zdecydowano się na stylizację retro. Szefowie projektu chcieli się też zdystansować od modelu 200SX. W 1999 r. pokazano koncept "Z", a w lipcu 2002 r. Nissan 350Z trafił do salonów w USA. Trzystapięćdziesiątka zaczęła rozchodzić się jak świeże bułeczki.

Zdaniem Mistrza

Auto bezpieczne i niebezpieczne. Z jednej strony precyzyjne w prowadzeniu i dające się łatwo kontrolować. Z drugiej - silnie prowokujące do jazdy pokazowej (włącz tylko ESP, a pokażę, na co mnie stać...). Układ jezdny i silnik można opisywać tylko w superlatywach. Nissan 350Z daje tyle radości z jazdy, że nie obchodzi mnie jakość materiałów we wnętrzu. To klasyczne coupé zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Po prostu tańsze Porsche.

GAZ

ogromna radość z jazdy, napęd na tylne koła, szpera, przyjazny silnik - wysoka kultura pracy i duży moment obrotowy dostępny przy niskich obrotach, sztywna karoseria, zawieszenie twarde, ale skutecznie tłumiące nierówności, skuteczne hamulce, pewne zachowanie na zakrętach, wyważony układ kierowniczy, wygodne wnętrze i prawidłowa pozycja za kierownicą, fotele komfortowe i dobrze trzymające ciało, rasowa stylizacja wnętrza, prawidłowo ukształtowana kierownica, stosunkowo atrakcyjna cena, gwarantuje poprawę kondycji (ciężko pracujące sprzęgło, układ kierowniczy i skrzynia biegów)

HAMULEC

niedbałe wykonanie, materiały niskiej jakości, trudna do wykorzystania przestrzeń bagażowa, niska ładowność, brak schowka przed pasażerem, przeciętne nagłośnienie, zbyt męczący dla filigranowych kobiet (ciężko pracujące sprzęgło, układ kierowniczy i skrzynia biegów)

Podsumowanie:

Nissan 350Z znakomicie wpisuje się w koncepcję nowoczesnego coupé. Z jednej strony pod względem radości z jazdy rozkłada cenowych konkurentów na łopatki, a z drugiej - jest wystarczająco oswojony i wygodny, by poruszać się nim na co dzień. Jest jednak pewien warunek: albo jeszcze nie masz dzieci, albo te jeżdżą już własnymi autami.

EURONCAP:

Testu zderzeniowego nie przeprowadzono.

KONKURENCI

Audi TT V6 3.2: owintesencja solidności

Spójna stylizacja, klimatyczne wnętrze, solidne wykonanie, dynamiczny i kulturalnie pracujący silnik. Napęd na cztery koła. Bardzo dobra przyczepność, ale, niestety, niezbyt dużo radości z szybkiej jazdy.

Chrysler Crossfire: kwintesencja impresji

Agresywna, przyciągająca wzrok sylwetka, dynamiczne linie... I niegodna sportowego coupé automatyczna skrzynia biegów (na szczęście jest też manual) oraz reagujący z ociąganiem układ kierowniczy.

Mazda RX-8: kwintesencja oryginalności

Uroczy jeżdżący oryginał: tylko 1300 ccm pojemności (silnik rotacyjny), aż czworo drzwi (tylne otwierane w negatywie). Zgrabna sylwetka i wysmakowane wnętrze zadowolą estetów. Z kolei precyzyjny układ kierowniczy i sprężyste zawieszenie to gratka dla kierowców o sportowych inklinacjach.

Moc -280 KM przy 6200 obr/min

Co piszą inni

W zestawieniu najlepszych samochodów sportowych miesięcznika "Car" Nissan 350Z zajął piąte miejsce. W tyle zostawił Mazdę RX-8, BMW Z4 i M3 oraz Bentleya Continentala GT.

Więcej o:
Copyright © Agora SA