Mercedes C klasa - test | Za kierownicą

Klasa C ma różne oblicza, skomputeryzowane zawieszenie, mnóstwo nowoczesnej technologii i BMW serii 3 na celowniku

Wśród sedanów Mercedesa klasa C zawsze była moim ulubionym modelem. Nic nie poradzę, że tak lubiane przez kolegów z redakcji czterodrzwiowe coupé CLS jawi mi się jako marketingowa wydumka. Klasa E to marzenie taksówkarzy i panów w kapeluszach, z którymi niewiele mnie łączy. Klasa S to swego rodzaju wyzwanie - tym autem jeżdżą celebrities, politycy i afrykańscy tyrani. To nie jest samochód dla zwykłych ludzi. Zostaje więc klasa C.

Elegancja lub sport

Czwarta generacja Benza klasy średniej ma dwa oblicza. W Elegance położono nacisk na komfort i... ponadczasową elegancję. Grill jest tu gładki, nadwozie ma kilka chromowanych dodatków i drewno wewnątrz, a całość spoczywa na kołach z 12-ramiennymi felgami.

Z kolei Avantgarde to propozycja dla "młodych i dynamicznych". Cechą charakterystyczną tej wersji jest wlot powietrza z potężnym logo firmy. To nawiązanie do sportowych Mercedesów, które zamiast dyskretnego, stojącego na masce znaczka pokazują swoje "rodzinne srebro" pełną gębą.

Komu to nie wystarczy, może zamówić pakiet stylistyczny AMG, który obejmuje 17- lub 18-calowe obręcze, perforowane tarcze hamulców, trochę botoksu na zderzakach i progach oraz obniżone o 15 mm zawieszenie. W pakiecie jest także trzyramienna kierownica, aluminiowe pedały i sportowy lewarek skrzyni biegów. Wszystko to wygląda jednak na średnio udany tuning i nie do końca pasuje do charakteru małego Benza.

Jest też skromny Classic. Ta wersja nie ma chromowanych gadżetów i aluminiowych felg w słabszych odmianach. Ale za to jest najtańsza.

Każda wersja ma dużą, prawie pionową "chłodnicę" (zdaniem wielu zbyt pionową) i mimo to najniższy w klasie współczynnik oporu powietrza Cx 0,27, dość zgrabny tył oraz profil z charakterystycznym dla nowych Mercedesów przetłoczeniem. Boczne szyby zwykle nie są obiektem zainteresowania, podobnie jak tylne światła. Tu jednak zasługują na uwagę. Ponoć zaprojektowano je tak, że nawet w czasie paskudnej pogody pozostają czyste.

Gdzie jedziemy, Jennifer?

Pierwszego dnia w Walencji większość dziennikarzy rzuciła się na najmocniejszą, benzynową wersję C 350. Ja postanowiłem wypróbować diesla 320 CDI w specyfikacji Elegance. Siadam w wygodnym i obszernym fotelu i w kilka sekund ustawiam kierownicę, siedzisko i lusterka tak, jak lubię. Ergonomia - jak to w Mercedesach - świetna (najbardziej przejrzysta regulacja foteli na świecie), podobnie montaż. Materiały? Bliżej im do klasy B niż E. Szkoda też, że zabrakło choćby jednego bardziej śmiałego czy zaskakującego detalu (jak np. tulejkowe liczniki w SLK), który przydałby wnętrzu nieco charakteru. Jest funkcjonalne, ale nieefektowne.

Obok lewarka skrzyni znajduje się pokrętło, którym sterujemy radiem, nawigacją czy telefonem. Jego obsługa jest dość prosta i logiczna. W dodatku Mercedes opcjonalnie oferuje możliwość sterowania głosem. Nie mogę zmarnować takiej szansy - w końcu nie z każdym autem można się dogadać. Władczym tonem wydaję kilka komend. Klasa C odpowiada mi przyjemnym kobiecym głosem. W trosce o jakość wzajemnych relacji nazywam kobietę-nawigację Jennifer. Moja nowa partnerka szybko znajduje najkrótszą drogę do celu. Momentami jest nieco nadgorliwa, przewrażliwiona i niepotrzebnie się odzywa, ale skuteczności nie można jej odmówić.

Przesuwam dźwignię 7-stopniowego automatu (w standardzie 6-biegowy "manual") na "drive" i w drogę. Po kwadransie nabieram podejrzeń, że to być może najlepsza wersja klasy C. Diesel V6 oferuje 224 KM, setkę w 7,7 sekundy i średnie spalanie na poziomie 7,2 litra. Silnik pracuje tak cicho i dyskretnie, że tylko ktoś obdarzony doskonałym słuchem mógłby się dosłuchać dieslowskiego klekotu. Skrzynia zmienia biegi niezauważalnie. Jeśli nagle zabraknie nam mocy - wystarczy wcisnąć gaz do oporu i automat zredukuje nawet o trzy biegi. A jazda? Nowa klasa C standartowo wyposażona jest w adaptacyjne zawieszenie, które reaguje na stan nawierzchni i styl jazdy. Na prostej system stawia na komfort, natomiast w zakrętach nieco się usztywnia, aby zredukować przechyły nadwozia. Czy to działa? Różnice nie są spektakularne, ale zauważalne. Nawet bardzo ostre zakręty auto pokonuje bez słowa protestu czy choćby pisku opon. Kierownica obraca się trochę zbyt lekko, ale koła szybko reagują na płynące od niej komendy.

Minusem są lusterka - duże i funkcjonalne, jednak nieco głośne. Szum opływającego je powietrza słyszalny już przy 90 km/h, przy 150 km/h staje się irytujący. Mimo to świetna skrzynia, cichy i mocny silnik, wysoki komfort jazdy i kojący damski głos wprawiły mnie w przyjemny nastrój. Tego można było oczekiwać od Mercedesa.

Bez potknięć

Następnego dnia to ja rzucam się na flagowy model C 350 w wersji Avantgarde. W zestawie dostaje dyskusyjny stylistycznie pakiet AMG i opcjonalny system Advanced Agility (dostępny od jesieni) obejmujący adaptujące się do stanu drogi zawieszenie, bardziej bezpośredni układ kierowniczy i czulszy pedał gazu. Jest też przycisk na desce rozdzielczej, który zmienia auto z komfortowego w sportowe. Lub odwrotnie. O ile w przypadku wysokoprężnej wersji Elegance priorytetem był komfort, o tyle tu bardziej liczą się doznania kojarzone ze sportem. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Obowiązkowe pogaduszki z Jennifer, klimatyzacja ustawiona na 18 stopni (naukowcy twierdzą, że to najlepsza temperatura dla ludzkiego ciała), promienie słoneczne wpadają przez płatny dodatkowo szklany dach - można jechać.

Choć C 350 ma 6 cylindrów i prawie 272 KM, wcale nie wydaje się szybsze niż testowany dzień wcześniej diesel. O tyle to dziwne, że wersja 320 CDI jest słabsza i cięższa od C 350. Może dlatego, że silnik wysokoprężny oferuje 510, a benzynowy "tylko" 350 Nm? Co więcej, benzynowa wersja spala średnio o 2,5 litra więcej niż diesel. Już chyba wiesz, że C 320 CDI jest lepszy, prawda? Gdyby Jennifer rozszerzyła swój zasób słownictwa, pewnie też przyznałaby mi rację. Nie pytając jej o zgodę, wciskam magiczny guzik "Sport". Efekt? Zauważalnie gorszy komfort, ale lepsze zachowanie na zakrętach. Trudno mi się jednak pozbyć wrażenia, że robienie z Mercedesa podskakującego na nierównościach pudełka jest nie na miejscu. Czuję, że Jennifer mnie popiera. Wersja C 350 standardowo wyposażona jest w 7-biegowy automat, który oferuje możliwość ręcznej zmiany biegów za pomocą lewarka lub łopatek za kierownicą. Całość działa bez zastrzeżeń, ale gdyby nie dziennikarski obowiązek, nie przekonałbym się o tym. Po co sobie utrudniać życie, mając pod ręką tak dobry automat? Wybrałem się później z Jennifer na przejażdżkę po Walencji. Temperamentni, wiecznie spieszący się (na sjestę?) Hiszpanie, godziny szczytu i gęsty ruch pokazały, że w miejskiej dżungli automat przydaje się jeszcze bardziej. Klasa C występuje z jednym z trzech diesli (136, 170 i 224 KM) lub jednym z pięciu silników benzynowych (156, 184, 204, 231 i 272 KM). Tylko najmocniejsza wersja dostaje w standardzie 7-biegowy automat. Każdy inny silnik skojarzono

z 6-biegową skrzynią mechaniczną. Żeby jeszcze utrudnić podjęcie decyzji, niektóre wersje mogą mieć napęd na cztery koła (standardem jest oczywiście napęd tylny). Ale to jeszcze nie koniec. W najbliższym czasie ofertę uzupełni wersja kombi, 3-drzwiowe Sportcoupé i wersja AMG z silnikiem V8. Będzie w czym wybierać.

Mniejszy, ale nie gorszy

Mercedes akcentuje sportowy image wersji Avantgarde i klasyczny styl odmiany Elegance oraz wprowadza aktywne zawieszenie o podwójnej naturze. Po co to wszystko? Firma chce zachować charakterystyczne dla siebie wartości (komfort, elegancję, prestiż), ale jednocześnie skusić tych, którzy po sportowe emocje skorzy byli udać się do salonu BMW i wyjechać z niego serią 3. Owszem, Mercedes prowadzi się bardzo dobrze, potrafi pokazać pazury i zapewnia sporą frajdę z jazdy, ale w tej całej swej sportowości jest nieco nieautentyczny. Podobnie jak jego wyłącznik systemu ESP, który całkiem go nie wyłącza. To, co seria 3. ma w genach, klasa C chce wykrzesać za pomocą zastępu elektronicznych wspomagaczy. A i tak, jadąc nią, jakoś mi niespieszno atakować kolejne zakręty, usztywniać zawieszenie i wyciskać z auta siódme poty. Być może wersja V8 AMG odmieni moje zdanie, ale na razie Mercedes nie porywa do tańca tak jak konkurent z Bawarii. Jego żywiołem nie są górskie serpentyny, ale relaksująca podróż w miłym towarzystwie. Urok C-klasy polega na tym, że oferuje to samo co większe modele, tyle że w kompaktowej, praktyczniejszej formie i za mniejsze pieniądze. Prócz sporej dawki prestiżu jej nabywca dostaje myślące zawieszenie, system przygotowujący auto na nieuchronny wypadek, oświetlenie dostosowujące się do rodzaju drogi, doskonały sprzęt audio firmy Harmann/Kardon, trzystrefową klimatyzację czy siedzenia, które dopasowują się do ciała kierowcy.

Jednak dla mnie jej najatrakcyjniejszym elementem jest Jennifer, która siedzi gdzieś tam głęboko i szepcze mi czułe słówka. Filip Otto

Gaz

Funkcjonalne i porządnie wykończone wnętrze, szeroka paleta silników, wysoki komfort jazdy, długa lista opcji, inteligentne zawieszenie, solidny automat, perfekcyjna nawigacja

Hamulec

Naciągany sportowy image w stosunku do charakteru marki, nudne wnętrze, przeciętne materiały wykończeniowe, szum wiatru wokół lusterek

Summa Summarum

Dość zgrabne, choć niepozbawione kontrowersyjnych akcentów (pionowy grill, zachodząca na boki maska) nadwozie kryje wygodne wnętrze. Szeroka gama silników, świetne skrzynie biegów i możliwość napędu 4x4 potrafią sprostać najbardziej wyrafinowanym zachciankom. Sportowo zorientowana wersja Avantgarde skusi nowych klientów, jednak odebrać koronę BMW będzie jej trudno. Ponieważ Mercedes klasy średniej to najmniejszy sedan niemieckiej firmy, kiedy go kupisz, ludzie nie przestaną cię lubić...

Więcej o:
Copyright © Agora SA