W motorsporcie płonie o Nich pamięć

Świat motorsportu pożegnał ich w tym roku. Włochy jeszcze płaczą po śmierci wielkiego Marco. Brytyjczycy nie mogą odżałować Dana Wheldona. Polskie rajdy wspominają Sylwestra Olszewskiego, który zginął na trasie Rajdu Świdnickiego

W ostatnim czasie fanami motorsportu wstrząsnęły trzy wielkie tragedie, do których doszło podczas zawodów.

Dan Wheldon

W połowie października zginął utytułowany kierowca Dan Wheldon, mistrz IndyCar Series z  2005 r. Do wypadku doszło 16 października podczas jedenastego okrążenia wyścigu IZOD IndyCar World Championship w Las Vegas. W karambolu z udziałem 15 samochodów uczestniczył również pojazd prowadzony przez Wheldona. Bolid wpadł na jeden z poprzedzających go samochodów, wzbił w powietrze i rozbił się na siatce okalającej tor. Dana Wheldona wydobyto  z wraku  pojazdu i helikopterem  przetransportowano do szpitala. Tam stwierdzono śmierć zawodnika. Brytyjczyk pozostawił żonę Susie Behm (swoją wieloletnią asystentkę), osierocił dwóch synów: Sebastiana (2 lata) i Olivera (7 miesięcy).

Marco Simoncelli

Tydzień później światem wstrząsnął kolejny wypadek. Podczas Grand Prix Malezji na torze Sepang  tragicznych w skutkach obrażeń doznał 24-letni motocyklista Marco Simoncelli. Włoch wpadł w poślizg i stracił kontrolę nad Hondą. Upadł na tor. W zawodnika wjechali rozpędzeni rywale, będący w wyścigu tuż za nim. Marco Simoncelli był mistrzem świata w klasie 250 ccm w 2008 roku. W tym sezonie rozpoczął starty w MotoGP. W czerwcu wywalczył pierwsze pole position w GP Katalonii, a w wyścigach dwukrotnie stawał na podium - na drugim miejscu w GP Australii i trzecim w GP Czech.

Sylwester Olszewski

W maju polskimi kibicami rajdowymi wstrząsnęła śmierć Sylwestra Olszewskiego. Do wypadku doszło na odcinku specjalnym "Wolibórz - Jodłownik" podczas Rajdu Świdnickiego. Załoga Olszewski/Całek kilkaset metrów po starcie opuściła drogę i uderzyła w drzewo. Natychmiast rozpoczęto procedurę ratunkową. Sylwestra Olszewskiego zabrała karetka, która przewoziła go do helikoptera ratunkowego. Jednak zawodnikowi nie udało się pomóc. Po informacji o zgonie kierowcy zawody przerwano.

Życie Sylwka było jednym wielkim Oesem

Od najmłodszych lat jego zamiłowaniem były samochody, zaraz po ukończeniu szkoły rozpoczął karierę mechanika samochodowego. I wtedy wszystko się zaczęło. Pierwsza miłość, pierwsze rajdy, pierwsze sukcesy. Ojcem jego zamiłowania do rywalizacji w rajdach był niesamowity kierowca Janusz Kulig. Zmagania rajdowe rozpoczynał podczas KJS organizowanych na terenie Dolnego Śląska. Był pasjonatem samochodów, którymi jeździł. Począwszy od pierwszego swojego rajdowego dzieła - Fiata 126 P, przez budowaną od podstaw Toyotę Starlet, a kończąc na debiucie w "zabójczej" Hondzie. Rajdy były dla Niego nieprzerwaną pasją. Po zdobyciu pucharu w roku 2003 w RPPZM w klasie N-1 zaprzestał aktywnego udziału w tego typu imprezach. Ciągle jednak nieprzerwanie śledził poczynania swoich kolegów i snuł swoje plany powrotu do walki na Oesach. Rajdy ustąpiły miejsca budowaniu innego dzieła Jego życia - rodzinie. W 2007 roku pojawił się owoc naszej miłości, ukochana córeczka Maja. Od tej chwili Sylwek spełniał się w roli ukochanego tatusia. Odkąd pamiętam zarażał Naszą perełkę fascynacją do motoryzacji. Dla niej na zawsze pozostanie "kierowcą super auta", które odjechało w daleką podróż. Dla wielu był oddanym przyjaciel. Zawsze powtarzał, że kocha adrenalinę, dlatego też któregoś dnia postanowił poznać smak lotu ptaka. Żył tak jakby dzisiejszy dzień miał być Jego ostatnim. Próbował skoków na spadochronie, skoków na bungee, a także zacięcie trenował Judo, jednak bezkonkurencyjne okazały się ukochane rajdy. W 2010 roku spotkał na swojej drodze takich jak On pasjonatów tego sportu, którzy umożliwili zrealizowanie planu powrotu na trasy rajdowe. Całym sercem zaangażował się w przygotowanie samochodu i wystartowanie tym razem w Mistrzostwach Polski. Realizował swoje największe marzenie... 39 Rajd Świdnicki Krause miał być tego początkiem. Odszedł tak niesamowicie szybko, pozostawił wyrwę w niejednym sercu. Pozostało nam pochylić głowę przed pasją, która wiele daje, ale jeszcze więcej wymaga i szybciej odbiera... Jedenaście lat niezapomnianych chwil, niesamowitego uczucia, przyjaźni, bezpieczeństwa... Zniknąłeś Nam T A T U S I U... Dla swoich dwóch iskierek pozostaniesz na zawsze na najwyższym podium!!! Zginął tragicznie robiąc to, co kochał, choć miał jeszcze całe życie przed sobą. Ewa Olszewska , żona

Iwona Petryla

ZOBACZ TAKŻE:

39. Rajd Świdnicki Krause| Bouffier najszybszy. Meta w smutku

Więcej o:
Copyright © Agora SA