Początki Karoliny Pilarczyk - tak zaczęła się jej przygoda z driftingiem

Miejsce w motorsporcie, w którym dziś znajduje się Karolina Pilarczyk jest efektem bardzo ciężkiej pracy, nauki na błędach i wyciągania z nich wniosków. Bez tradycji rodzinnych, wsparcia finansowego i jej uporu nic by się nie udało. Obecnie jest podwójną Mistrzynią Europy w Driftingu i rozpoczyna karierę w Stanach Zjednoczonych, ale historia każdego mistrza gdzieś się zaczyna. Oto historia Karoliny Pilarczyk. A jej życie to niemal scenariusz filmowy z wieloma dramatycznymi zwrotami akcji.

Życie Karoliny Pilarczyk zapowiadało się zupełnie inaczej. Ma ścisły umysł – po tacie, który jest informatykiem. Skończyła najlepsze liceum w Warszawie i dwa kierunki studiów: zarządzanie i marketing na Uniwersytecie Warszawskim oraz równolegle informatykę ze specjalizacją bazy danych w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych. Miała być specjalistką w dziedzinie IT, a jej korporacyjna kariera układała się obiecująco. Z sukcesami pracowała w tej branży przez kilka lat, często osiągając lepsze wyniki od kolegów z pracy. Gdy wydawało się, że zna swoją ścieżkę i odnalazła swoje miejsce na ziemi, jej życie wywróciło się do góry nogami. Jeden przypadek sprawił, że wybrała zupełnie inną drogę.

Zwyczajne początki

Na początku samochód był dla niej zwykłym narzędziem życia codziennego, służacym do dojeżdżania z punktu A do punktu B. Zawsze była ambitna, stąd też zaraz po zdaniu prawa jazdy pomyślała sobie, że nie chce słyszeć od mężczyzn złośliwych komentarzy pod tytułem „baba za kółkiem”. Zapisała się do akademii bezpiecznej jazdy, by na płycie poślizgowej podszkolić swoją technikę jazdy, między innymi poprzez wykonywanie ćwiczeń polegających na wprowadzaniu i wyprowadzaniu auta z poślizgu. To właśnie tam, w wieku 19 lat poczuła niesamowity przypływ adrenaliny podczas ślizgania się autem i próbie kontrolowania go w poślizgu. Ani Karolina, ani jej rodzice nie spodziewali się, że na pozór proste ćwiczenia dadzą jej tyle frajdy. W końcu było to zupełnie coś innego, odskocznia od korporacyjnego stylu życia.

Wirus motorsportu zainfekował Karolinę na dobre i zaczęła interesować się motoryzacją. Podstawowym problemem, z którym przyszło jej się zmierzyć, był brak pomysłu na zabranie się za nową pasję, odkrytą na płycie poślizgowej. Kolejny krok, który przybliżył ją do motorsportu był dziełem przypadku.

Karolina PilarczykKarolina Pilarczyk Prywatne archiwum Karoliny Pilarczyk

Zacząć wszystko od... sprzedaży?

Karolina była wówczas w posiadaniu ZAZ’a Tavrii, którą miała zamiar sprzedać. Umówiony klient w towarzystwie dwóch kolegów przyjechał Nissanem 300 ZX – autem, które przed dwudziestoma laty wzbudzało podziw i przyciągało uwagę każdego miłośnika motoryzacji. Samochód zrobił na Karolinie ogromne wrażenie, a rozmowy na temat ZAZ’a, którego miała sprzedać stały się drugorzędną sprawą. Cała jej uwaga skupiła się na Nissanie.

Jak się okazało, niedoszli kupcy Tavrii byli związani ze sportami samochodowymi. Dwóch z nich było kierowcami startującymi w KJS-ach, a trzeci był ich trenerem ze swoją szkołą rajdową. Tym trzecim mężczyzną był Ryszard Plucha. To właśnie on namówił młodą Karolinę, by odwiedziła go na następnym rajdzie KJS organizowanym w Górze Kalwarii niedaleko Warszawy. Zgodziła się na obejrzenie zawodów, po których była już pewna, że motorsport jest jej pasją i być może nową ścieżką życiową. Postanowiła się jeszcze bardziej w temat zagłębić. Marzenie zaczęło być celem..

Lanos obiektem pożądania

Po zachęceniu przez Ryszarda Pluchę do startu w KJS-ach, Karolina wpadła na pomysł by swoją Tavrię, której ostatecznie nie sprzedała, przerobić na auto do rajdów. Niestety pod krótką nieobecność Karoliny w domu jej ZAZ został sprzedany. W międzyczasie jej innym marzeniem, był nowy samochód do codziennego użytku – Daewoo Lanos 1.4 . Potrzebowała jednak wsparcia finansowego aby zrealizować ten cel. Jej rodzice nie zgodzili się na taką inwestycję, co zadziałało na Karolinę jak przysłowiowa „płachta na byka” i ambicjonalnie postanowiła rodzicom „pokazać”. Zaczęła więc szukać różnych sposobów na sfinansowanie samochodu samodzielnie. Wówczas studiowała i pracowała równolegle, lecz było to za mało, by uzbierać pieniądze na nowy pojazd. Nosiła się z zamiarem dorabiania jako kelnerka, tylko po to, by zarobić na swojego wymarzonego Lanosa.

Daewoo Lanos Karoliny PilarczykDaewoo Lanos Karoliny Pilarczyk Prywatne archiwum Karoliny Pilarczyk

Determinacja w dążeniu do realizacji celu spowodowała, że po długich rozmowach i rozważaniach rodzice zgodzili się na pomoc w zakupie auta poręczając wzięty przez Karolinę kredyt. Było to dla niej swego rodzaju trofeum. Pierwsze auto, o które walczyła. W Lanosie spędzała w każdą wolną chwilę. Rozkoszowała się jazdą, wielokrotnie podróżując po całej Polsce bez celu, po to tylko aby pokonać więcej kilometrów. Sama z uśmiechem przyznała, że potrafiła wstać rano i pomyśleć o tym, że ma ochotę na piernika więc jechała… do Torunia! I wracała z powrotem.

Zakup wymarzonego auta odroczył jednak nieco w czasie jej starty w KJS-ie. Po dwóch latach ostatecznie stwierdziła, że przystosuje swojego Lanosa do rajdów. Utwardziła w nim zawieszenie i dokonała prostych modyfikacji, które umożliwiły jej rozpoczęcie startów w rajdach. W tym momencie jej kariera kierowcy zaczęła się rozpędzać.

Marzenia to cele z odroczonym terminem realizacji

Jak można się było spodziewać, rodzice nie byli przychylni pomysłowi przekształcenia Daewoo Lanos’a w auto rajdowe. Nie rozumieli „zajawki” Karoliny, bo wówczas było to dla nich coś nowego, nieznanego. A tu pięknie zapowiadająca się kariera w korporacji, świetne wyniki i nagle te samochody.

„W tamtym czasie było to dla nas coś zupełnie obcego. Wiedzieliśmy, że zawsze ciągnęło ją do szalonych rzeczy. Ale wówczas nie byliśmy w stanie pojąć dlaczego mimo bardzo dobrej kariery w branży IT zaczęło ciągnąć ją do samochodów”

- mówią jej rodzice.

Zaczynała ze wszystkim sama, ponieważ rodzice nie byli już w stanie wesprzeć finansowo - w rajdach oczywiście. A ponieważ Karolina od zawsze była silną osobą, która konsekwentnie dążyła do swoich marzeń i celów, trudne początki jej nie załamały. Wręcz przeciwnie – słysząc złośliwe i szydercze komentarze nabierała jeszcze większej ochoty, by pokazać wszystkim, że jest w stanie się ścigać z mężczyznami.

Zorganizowanie auta i starty w kilku rajdach przyniosły jej ogromną frajdę z jazdy. Już wtedy zauważyła, że z zakrętów woli wychodzić w poślizgu, aniżeli perfekcyjną linią. Jak sama przyznaje, trochę się to kłóciło z ideą rajdów:

Bardzo często dostawałam od swojego pilota ochrzan za to, że nadużywałam hamulca ręcznego, przez co z zakrętów wychodziłam „bokiem”. Wolałam się po prostu ślizgać, niż jeździć technicznie. A on krzyczał na mnie, że najzwyczajniej w świecie tracimy czas

Karolina PilarczykKarolina Pilarczyk Karolina Pilarczyk

Mimo to Karolina jeździła precyzyjnie i szybko, co umożliwiło jej zdobycie wystarczającej ilości punktów, by ubiegać się o licencję profesjonalną. Była to pierwsza bardzo poważna decyzja, co zrobić z tak pięknie rozpoczętą drogą kierowcy motorsportowego: zabrać się za licencję i starować w rajdach profesjonalnie, czy może zostać dalej w KJS-ach? A może w ogóle porzucić temat rajdów? Zadecydował zdrowy rozsądek. Po przeliczeniu kosztów Karolina zadecydowała, że na razie zostanie w KJS-ie, by dalej jeździć, doskonalić umiejętności i powoli odkładać na lepsze auto. Aż do kolejnego przypadku…

Miłość od pierwszego poślizgu

Motorsport i samochody rozgościły w jej życiu na dobre. Przyszedł rok 2004 i zawody na 1/4 mili organizowane przez Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego. Obecny na zawodach Maciej Polody robił pokaz driftu. Karolina pełniła tam funkcję stewarda i miała dopilnować, by Polody wyjechał na tor w odpowiednim czasie. W pewnym momencie drifter zaproponował jej, by się z nim przejechała – jako pasażerka. Po kilku rundach przejechanych „bokiem” Karolina była wprost zachwycona. Jak tylko wysiadła z driftowozu zaczęła wypytywać Polodego o to, co on w zasadzie robił z tym samochodem. Drifter zaczął opowiadać czym jest ta dyscyplina i przy okazji powiedział jej, że będzie zakładana Polska Federacja Driftingu (PFD) i będą w tej dziedzinie organizowane zawody. Nie mogła przepuścić takiej okazji...

Jak sama wspomina, „drifting jest jej miłością od pierwszego poślizgu”. Pod wpływem rosnącej miłości do tego sportu, w 2005 roku Karolina zakupiła pierwszy driftowóz na kredyt – było to BMW E36 328 z silnikiem 2.8 litra. Auto kupiła, lecz … nie było ją wówczas stać na modyfikacje, a przygotowanie auta do driftu mimo wszystko wymaga sporego wkładu pieniężnego.

Drifting na poważnie!

Czekała trzy lata i ostatecznie w 2008 roku zakupiła BMW M3 E36. Mając nauczkę z poprzedniego podejścia, tym razem oprócz zakupu auta Karolina przewidziała, że będzie musiała w nie dodatkowo zainwestować – na co tym razem już była przygotowana. Jedną z poważniejszych modyfikacji było zamontowanie corvettowskiej jednostki LS V8. W tamtym czasie to było innowacyjne rozwiązanie, które w swoim aucie Karolina zamontowała jako jedna z pierwszych. Na początku nie spodobało się to niektórym fanom driftu, a obecnie jest to jeden z najczęściej montowanych silników.

Cóż, od początku wyznaczała trendy. 2008 rok był czasem, gdy drifting w Polsce dopiero raczkował. Niewiele osób miało wiedzę na temat niezbędnych modyfikacji. Robiono je metodą prób i błędów. Jak na mężczyzn przystało, siedzieli po nocach w warsztatach i dzielili się zdobytą wiedzą. Problemem był fakt, że nie chcieli się nią podzielić z kobietą. Przywykła już do tego, że o wszystkie swoje dotychczasowe osiągnięcia walczyła sama – ciężkim uporem i jeszcze cięższym wysiłkiem. W tym czasie nie miała żadnych sponsorów – wszystko finansowała sama, z własnej kieszeni. Nie miała dylematu na co przeznaczyć oszczędności – nowe opony zawsze wygrywały ze szpilkami.

BMW E36 Karoliny PilarczykBMW E36 Karoliny Pilarczyk Prywatne archiwum Karoliny Pilarczyk

Walka o budżet i walka z samochodem

Pomimo wielu inwestycji w swój driftowóz Karolina wciąż miała problem z idealnym zestrojeniem pojazdu. Auto prowadziło się bardzo ciężko. Karolina sama w pewnym momencie przyznała, że tym samochodem po prostu nie dało się jeździć „bokiem”. Niektórzy widząc, że kobieta sobie niezbyt dobrze radzi za kółkiem od razu rzucali złośliwe komentarze. Karolina się tym nie załamała i paradoksalnie miała większa motywację, by wszystkim „dokopać”, ale wiedziała, że chyba jednak nie tym autem… Po trzech latach walki z pojazdem poprosiła dwóch innych drifterów, Bartosza Stolarskiego i Pawła Trelę o to, by wsiedli do jej samochodu i wydali werdykt: to samochód jest zły, czy to może z nią jest coś nie tak. Panowie po tym jak wysiedli z M3 od razu stwierdzili, że tym autem po prostu nie da się driftować. Było źle, a co gorsza, ludzi którzy mogli jej realnie pomóc nie było wcale. Zdarzały się łzy niemocy… ale nie przyszło zwątpienie.

Mariusz

Przyszedł rok 2012. W styczniu Karolina poznała Mariusza Dziurleja – konstruktora aut off-roadowych, który wielokrotnie brał w nich udział także jako kierowca lub pilot. Ich pierwsze spotkanie było nieudane. „Mario” obraził BMW Karoliny, która negatywne komentarze pod adresem swojego driftowozu wzięła mocno do siebie. Ale „coś zaiskrzyło” nie tylko na motoryzacyjnym polu. Po jakimś czasie dali sobie jeszcze jedną szansę i stało się – podjęli wspólną decyzję o budowie zespołu driftingowego, a równocześnie zaczęli być parą w życiu prywatnym. Mariusz przez długi czas przyglądał się nieszczęsnemu BMW, by ostatecznie stwierdzić, że dla tego samochodu nie ma już ratunku. Zakupili Nissana 200 SX S14 i wsadzili pod maskę amerykańskiego LS’a. Mariusz korzystając ze swojej wiedzy zbudował auto od podstaw. I tym sposobem w 2013 roku Karolina Pilarczyk wkroczyła na ścieżkę zwycięstw i sukcesów

Z Karoliną poznaliśmy się przez przypadek. Widziałem w niej - jako kierowcy - duży potencjał i była diamentem do oszlifowania. Od razu zauważyłem też, że jest bardzo ambitna i niesamowicie pracowita. Zawsze można na nią liczyć – niezależnie od tego, czy jest się jej przyjacielem, czy rywalem. Widać po niej było zresztą, że dużo przeszła - przez stare zaszłości. Ona chciała wygrywać - a nikt jej nie chciał pomagać

– mówi Mariusz o początkach ich wspólnego życia.

Karolina wreszcie spotkała w swoim życiu osobę, której mogła bezgranicznie zaufać. Zarówno w życiu prywatnym, jak i w kwestii samochodów do driftu. Połączyła ich nie tylko miłość, ale również pasją. Zaczęli razem budować markę, która z każdym miesiącem była coraz bardziej rozpoznawalna. Każdy detal ma znaczenie. Ważnym elementem jest chociażby kolor jej samochodu. Mariusz uparł się, mimo sprzeciwu Karoliny, że jej auto będzie różowe. Że będzie się wyróżniać w tym na pozór typowo męskim świecie. Dodatkowo podkreślało to jej kobiecość. Choć pomysł na początku nie spodobał się Karolinie – zaufała. Tym sposobem w swoim różowym driftowozie zaczęła odnosić sukces za sukcesem, a fuksja stała się jej ulubioną odmianą różu.

Karolina PilarczykKarolina Pilarczyk BMW E36 Karoliny Pilarczyk

Łzy szczęścia i poprzeczka coraz wyżej

Niezależnie od tego jak sytuacja się polepszała, Karolina zawsze chciała i ciągle chce więcej. Seria sukcesów pozwoliła zdobyć jej rozpoznawalność, a w konsekwencji także sponsorów. Jest to bardzo ważne, co sama podkreśla, bo zdecydowanie jej to ułatwiło organizowanie budżetu dla swojego zespołu i pozwoliło się ciągle rozwijać. Ciężka praca i wiele lat błądzenia po ślepych zaułkach doprowadziły ją do zdobycia tytułów Queen of Europe w 2016 i 2017 roku i wielu sukcesów na polskiej scenie driftingowej. Spełniła część swoich marzeń ale ciągle chce więcej. Łzy niemocy zamieniła na łzy szczęścia. Te nie są aż tak słone.

Witaj Ameryko!

Marzeniem większości europejskich drifterów jest start w elitarnej amerykańskiej serii zawodów – Formule Drift. Przez wiele lat dla Karoliny było to marzenie, ale zawsze wiedziała, że kiedyś w FD wystartuje. W 2018 roku zdobyła licencję na starty w Formule Drift PRO 2. To nie wszystko – zamierza także wystartować w przyszłości w jeszcze wyższej i bardziej elitarnej kategorii, czyli serii PRO 1. A jak dobrze wiemy, swoim uporem i zawziętością w pogoni za marzeniami kiedyś ten cel osiągnie.

Zmieniło się także nastawienie rodziców. Początkowo przeciwni driftingowi, mimo wszystko zawsze byli i są przede wszystkim przyjaciółmi Karoliny. Jednak gdy pytali ją o dom, ona pokazywała samochód na lawecie. Dziś należą do najwierniejszych fanów córki, choć rodzicielska troska zawsze bierze górę nad emocjami.

Od zawsze powtarzaliśmy Karolinie i jej bratu, że w życiu liczy się przede wszystkim pasja. Mając pasję jest się szczęśliwym i nie myśli się o głupotach. Jesteśmy dumni z jej osiągnięć - chociaż za każdym razem jak jedzie na zawody, to jesteśmy przerażeni i cały czas myślimy o tym co tam się dzieje! Jest niesforną dziewczyną, wiedziałam że wielokrotnie może ją ponieść fantazja. Ale powtórzę jeszcze raz - jesteśmy z niej niesamowicie dumni!

Bardzo trudne początki przyniosły swój efekt. Półki w mieszkaniu Karoliny i Mariusza zaczęły wypełniać się pucharami i trofeami, aż zaczęło na nie brakować miejsca. Historia początków Karoliny przede wszystkim udowadnia, że wszystko jest możliwe – potrzeba tylko chęci, pasji i pragnienia. No i odrobiny szaleństwa!

Karolina PilarczykKarolina Pilarczyk Karolina Pilarczyk

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.