Pułapka reeksportu, czyli jak importerzy pompują statystyki, a dilerzy zyski ze sprzedaży samochodów

Do dziś nikt nie wie, ile samochodów sprzedawanych w polskich salonach nigdy nie wyjeżdża na nasze ulice. Wszystko przez reeksport. W jego pułapce znaleźli się dziś i importerzy, i dilerzy, i sami klienci.

- Sprzedaż wygląda tradycyjnie. Przychodzi przedstawiciel firmy, pyta o konkretny model i zwyczajnie go zamawia. Przedstawiciel handlowy wystawia zwykłą fakturę. Nie ma w tym procederze nic nielegalnego. To łatwy zarobek, bo klient nie przyjeżdża na jazdę próbną, nie prosi o darmowe dywaniki - mówi w rozmowie z Moto.pl przedstawiciel jednej z popularnych w Polsce marek. - Klient np. z Niemiec zyskuje na różnicy w cenie, firma zajmująca się reeksportem na dużych rabatach wynegocjowanych z dilerem, a ten ostatni dopisuje sprzedaż do celów stawianych mu przez importera. Wszyscy są zadowoleni - dodaje.

Tak wygląda reeksport. Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar szacuje, że co dziesiąte nowe auto kupowane w polskich salonach nigdy nie wyjeżdża na polskie drogi. Jest u nas tymczasowo rejestrowane i trafia za granicę. Najczęściej do Niemiec, Francji i krajów Beneluksu. Powód jest jeden - cena.

Popularne w Europie samochody są w Polsce tańsze nawet o kilka tysięcy euro. Na przykład przy kursie euro na poziomie 4,20 zł Volkswagen Golf kosztuje u nas o 10-15 tys. zł mniej niż w Niemczech.

ZOBACZ TEŻ: Te samochody najczęściej kupują klienci indywidualni w Polsce

- Sprzedaż samochodów klientom z zagranicy jest normalnym zjawiskiem - mówi nam prezes IBRM Samar Wojciech Drzewiecki. - Występuje w całej Europie. Reeksport to dla nas sprzedaż dla klienta polskiego, który od razu wywozi auto za granicę. Wykorzystuje przy tym politykę rabatową producenta. Problem jest więc na linii klient-diler-producent. Rabaty powinny być wykorzystywane jedynie w przypadku polskich klientów - tłumaczy.

Motoafera z reeksportem

Reeksport zaburza rynek. U niektórych marek to częsta praktyka, u innych - właściwie nie istnieje. Tracą ci drudzy, bo odbija się to na ich statystykach sprzedaży. Szacunki IBRM Samar mówią, że procentowo (sprzedaż ogółem do liczby samochodów trafiających za granicę) najwięcej reeksportuje Dacia - za granicę trafia nawet co drugie sprzedawane w Polsce nowe auto tej marki.

Reeksportowany jest głównie model Duster. Drugi najczęściej wywożony za granicę model to Volkswagen Golf. Duży udział w reeksporcie mają też Skoda (głównie Octavia) i Renault (Clio i Captur).

Gdyby w statystykach sprzedaży nowych samochodów w Polsce uwzględnić zjawisko reeksportu, ranking najpopularniejszych marek wyglądałby zupełnie inaczej. Trudno jednak przewidzieć jak, bo nie da się dokładnie określić faktycznej wielkości reeksportu.

Ale to nie z tego powodu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w 2014 roku prowadziła śledztwo w sprawie sprzedaży aut za granicę. ABW wykryła proceder, na którym budżet państwa mógł stracić nawet kilkaset milionów złotych. Wszystko odbywało się pod przykrywką legalnego reeksportu, ale kończyło nielegalnym zwrotem podatku.

Metoda działania zawsze była taka sama. Zakładano firmy, które obracały samochodami w Polsce i np. w Niemczech. Polska firma kupowała samochód u polskiego dilera i tymczasowo rejestrowała go w naszym kraju. Później sprzedawano auto samemu sobie jako używane, a dokładniej założonej przez siebie firmie w Niemczech. Następnie auto było rejestrowane w Niemczech, a polskim urzędom zgłaszano opłacenie VAT w Polsce. Na końcu łańcuszka polska firma występowała o zwrot podatku VAT.

Reeksport - ostatnia deska ratunku dla dilerów

Importerom samochodowym nie powinno i często nie zależy na reeksporcie. Co prawda winduje on statystyki sprzedaży, ale sprzedając auto za granicę nie zarabiają na jego serwisie, kredytach czy ubezpieczeniach. To jednak łakomy kąsek dla dilerów.

- Dilerzy nie zarabiają kokosów na sprzedaży auta, jak się powszechnie uważa - mówi w rozmowie z Moto.pl przedstawiciel handlowy jednego z warszawskich dilerów marek premium. - Konkurencja pomiędzy dilerami, nawet w ramach jednej marki, każe obniżać ceny do granic opłacalności. Inaczej sprzeda ktoś inny. A sprzedawać musimy, bo mamy cele wyznaczane przez importerów. Jeśli ich nie osiągniemy, diler nie uzyska bonusów finansowych. A często tylko dzięki nim wychodzi na plus. Dlatego reeksport to dla dilerów bardzo kusząca forma sprzedaży. Niektórzy importerzy przymykają na niego oko, by móc wykazać się w rankingach sprzedaży. Inni kategorycznie go zabraniają. Ale ten proceder, o ile nie polega na wyłudzaniu podatku VAT, jest legalny i prawie nie do wykrycia przez importera. Dziś mogę sprzedać kilka samochodów Kowalskiemu z firmy A, a jutro ten sam Kowalski będzie reprezentował firmę B i kupi u mnie kolejne samochody. A który importer przygląda się firmom, które kupują u jego dilera kilka samochodów? Żaden - dodaje.

W pułapce reeksportu są i importerzy, i dilerzy, i klienci. Ci pierwsi pompują nim statystyki sprzedaży, ci drudzy dzięki niemu notują zyski z prowadzonej działalności, a ci trzeci ufają rankingom sprzedaży, choć nie uwzględniają one samochodów wywożonych za granicę. Dopóki kurs euro będzie utrzymywał się na niskim poziomie, dopóty reeksport będzie kwitł w najlepsze, a statystyki sprzedaży nowych aut w Polsce nie będą wiarygodnym źródłem informacji o najpopularniejszych samochodach nad Wisłą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.