BMW nie zamierza zmniejszać silników w samochodach sygnowanych literą „M”. Takie słowa padły ostatnio z ust Franka Van Meela, szefa dywizji M, w kierunku zagranicznych dziennikarzy. Legendarny, sześciocylindrowy silnik ułożony rzędowo ma być znakiem rozpoznawczym tych modeli, tak jak to miało miejsce do tej pory od momentu wprowadzenia na rynek modelu M1 w 1978 roku.
Ale takie rozwiązanie niesie ze sobą pewne niedogodności. Jest to niedostatek momentu obrotowego w niskim zakresie obrotów. Problem mógłby rozwiązać silnik elektryczny, który zapewnia maksymalny moment praktycznie w pełnym zakresie pracy, ale instalacja takiego rozwiązania to dodatkowe kilogramy. Szef dywizji M podał za przykład BMW M3 lub M4, które z silnikiem elektrycznym byłyby cięższe o 200-300 kg, a to z pewnością wpłynęłoby negatywnie na właściwości jezdne.
Póki co, najnowsza odsłona BMW M5 to pierwszy model w historii, pozbawiony napędu na tylną oś. Zamiast tego seryjnie zamontowano system xDrive przekazujący napęd na wszystkie koła. Już niebawem poznamy nowe M8 w wersji coupe i kabriolet, a w niedalekich planach niemieckiego producenta jest jeszcze reinkarnacja wspomnianego M1.