Powstaną stacje wodorowe w Polsce. Energetyczny nośnik przyszłości?

Mimo ogromnych nakładów na samochody ładowane z gniazdka, motoryzacyjny świat wcale nie musi być zdany na taką technologię. Wiele koncernów pracuje na ogniwami paliwowymi. Zasilanie wodorem skraca czas tankowania do 3 minut i gwarantuje zasięg na poziomie 700 kilometrów. W Polsce ma powstać stosowna infrastruktura w najbliższych latach.

Według ekspertów, ten łatwopalny gaz jest zdecydowanie bezpieczniejszy od benzyny lub LPG. To przez fakt, że jest 14-krotnie lżejszy od powietrza. Tym samym szybko unosi się do góry i nie stwarza zagrożenia dla pasażerów oraz samochodu. Dodatkowe korzyści wynikają z możliwości pozyskiwania w sposób nieszkodliwy dla środowiska. Zamiast spalin, efekt uboczny stanowi para wodna. Ekolodzy powinni zacierać ręce.

Wodór strategiczny dla Polski

Polska energetyka węglem stoi. Aż 80% tego sektora uzależnione jest od kopalni. Niemniej, górnicy nie mają łatwego życia. Przez brak rentowności, wiele firm wydobywczych zamknięto lub sprywatyzowano, a branża w znacznym stopniu uzależniła się od zastrzyków finansowych z państwowej kasy. Paliwo przyszłości może to zmienić. W Australii z powodzeniem uzyskuje się wodór z węgla. Metoda gazyfikacji pozwala wygenerować czyste, skroplone paliwo, które następnie tankowcem trafia do Japonii i wykorzystywane jest przede wszystkim do napędu Toyoty Mirai.

Paliwo na długie dystanse

W przeciwieństwie do klasycznych samochodów elektrycznych, uzupełnienie zbiornika wodorem trwa zaledwie 3-4 minuty. Auto ma też znacznie większy zasięg. Nissan Leaf potrafi w rzeczywistych warunkach przejechać około 220-240 kilometrów. Hyundai Ionic niecałe 200. Podobnie e-Golf. Auta z ogniwami paliwowymi mogą pokonać nawet 700 kilometrów, co przy odpowiedniej infrastrukturze i ceny poszczególnych modeli, może szybko przyczynić się do sporej popularności technologii na Starym Kontynencie. W państwach, gdzie złoża węgla są mocno ograniczone, można wodór uzyskiwać z wody lub odpadów komunalnych.

Auta elektryczne znajdą zapewne zastosowanie na krótkich dystansach. Nie ma wciąż technologii, która pozwoliłaby przejechać na pełnej baterii ponad 600-700 kilometrów. Wobec tego, klasyczne „elektryki” staną się popularne w miastach, gdzie łatwiej też zbudować infrastrukturę opartą na stacjach szybkiego ładowania.

Milion Morawieckiego

Wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił niedawno plany dotyczące elektryfikacji polskiej floty samochodowej. Wynikało z niej, że już za 8 lat po naszych drogach będzie się poruszać około miliona aut elektrycznych. Póki co, to bardzo odważne deklaracje. Na koniec zeszłego roku, na całym świecie było zarejestrowanych blisko 2 miliony tego typu pojazdów. Odważne prognozy rozmaitych światowych agencji przedstawiają jeszcze bardziej optymistyczne liczby – 100 milionów „elektryków” do 2040. Bez rządowego wsparcia i rozmaitych ulg, taki program nie ma racji bytu. Spaść muszą też ceny, które obecnie mocno ograniczają grono potencjalnych odbiorców. Na europejskim podwórku, w 2016 zarejestrowano 155 tysięcy samochodów elektrycznych i 278 tysięcy hybryd. To zaledwie kilka procent motoryzacyjnego tortu. Nieco większy odsetek zanotowano w Stanach Zjednoczonych.

Toyota Mirai – lider segmentu

Nie dość, że Toyota wiedzie prym na rynku aut hybrydowych, to w kategorii wodorowych też nie ma sobie równych. Mirai jest popularny przede wszystkim w Japonii i w Korei Południowej, gdzie infrastruktura rozwija się dynamicznie. Według producenta, sprzedaż roczna egzotycznego w Europie modelu ma sięgnąć 30 tysięcy sztuk już za trzy lata. Poza Japończykami, prace nad ogniwami paliwowymi trwają w najlepsze w wielu koncernach. Hyundai homologował model ix35 FuelCell. Blisko finału jest też Honda, Lexus, BMW, Ford, Audi oraz Mercedes. Ostatni z wymienionych przedstawił prototyp na trwających obecnie targach we Frankfurcie.

Inwestycje w infrastrukturę

Na Stary Kontynencie w tej dziedzinie przodują Niemcy, gdzie do końca bieżącego roku powstanie 100 stacji, a kolejne 300 do 2023. Co ciekawe, w projekt inwestuje też polski Orlen. Na wschodnich rubieżach świata, mocnym graczem jest obecnie Japonia – 100 punktów tankowania. Kilkanaście miejsc z możliwością uzupełnienia wodoru znajdziemy też w Korei Południowej. Azjaci zapowiedzieli również, że za trzy lata po ich drogach będzie jeździć 10 tysięcy samochodów zasilanych ogniwami paliwowymi. Europejscy włodarze planują 1000 stacji do 2025 roku. Mają zostać zbudowane także w Polsce, choć nie wiemy dokładnie gdzie i w jakiej liczbie. Tu wiele do powiedzenia mają krajowe koncerny – Orlen i Lotos.

Czy Twoim zdaniem wodór to paliwo przyszłości?
Copyright © Agora SA