W pogoni za marzeniami. Przejażdżka Fordem Mustangiem Shelby GT350R po torze

Jest tylko taki jeden Mustang w Europie. Zamiast galopującego dzikiego rumaka ma na grillu jadowitą kobrę, przy liczbie 350 literę "R", a pod maską - wolnossącą, 530-konną V-ósemkę 5.2. W ten weekend miałem okazję się nim przejechać. I z miejsca się w Shelby GT350R zakochałem.

Do belgijskiego ośrodka testowego Forda przyjechaliśmy około 10:00. Jak to zwykle w takich miejscach bywa, tuż przed wjazdem zostaliśmy zatrzymani przez ochronę. Każdy z nas musiał podpisać oświadczenie, że będziemy fotografować tylko, to na co zgodzi się obsługa ośrodka, a wiedzę o zamaskowanych prototypach zostawimy tylko dla siebie. Rozumiem przezorność Forda, ale akurat w tym przypadku była to nadmierna ostrożność. Z całym szacunkiem dla małych crossoverów, ale nikt z naszej czwórki raczej nie interesował się zamaskowanym EcoSportem, kiedy w Lommel mieliśmy przejechać się Shelby GT350R.

A Mustang już na nas czekał na parkingu. Amerykańskie sportowe auta - zwłaszcza muscle cary - są w swojej stylistyce ostre, bezkompromisowe i w ciekawy sposób ordynarne. To nie europejskie superszybkie auta spod znaku AMG, RS czy M, gdzie o sportowej wersji świadczą plakietki, parę akcentów, dodatkowy spojler i przemodelowane zderzaki. Nie. Ford Mustang Shelby GT350R nie kryje się ze swoim charakterem. I robi przez to piorunujące wrażenie!

Do Lommel przyjechaliśmy koło 10:00. Wściekle żółty Mustang Shelby GT350R już na nas czekał.Do Lommel przyjechaliśmy koło 10:00. Wściekle żółty Mustang Shelby GT350R już na nas czekał. fot. Dominik Kalamus (Ford)

Wściekle żółty lakier, czarne karbonowe felgi, czerwone zaciski hamulców Brembo, duży czarny spojler z włókna węglowego, dyfuzor z czterema wielkimi końcówkami wydechu, czarne progi czy splitter z napisem "Shelby" - wszystko to sprawia, że z miejsca wiemy, że mamy do czynienia z wyjątkowym autem. Nawet logo - groźna, czerwona kobra - wzbudza szacunek.

W oczekiwaniu na swoją kolej miałem okazję przejechać się zwykłym Mustangiem. Na krętym wąskim torze EcoBoost i napęd na tył potrafią pokazać pazur, ale gwiazda dnia była jedna...W oczekiwaniu na swoją kolej miałem okazję przejechać się zwykłym Mustangiem. Na krętym wąskim torze EcoBoost i napęd na tył potrafią pokazać pazur, ale gwiazda dnia była jedna... fot. Filip Trusz

Mustang Shelby GT350, czyli... co?

Nowy Ford Mustang dostępny jest w trzech wersjach silnikowych. W Polsce możemy wybrać jeden z dwóch silników - czterocylindrowego EcoBoosta 2.3 o mocy 317 KM lub klasyczną amerykańską V-ósemkę 5.0 o mocy 421 KM. Na niektórych rynkach dostępna jest jeszcze wersja V6, ale ta ze względu na małą popularność zniknie z oferty już na przełomie 2017/18, kiedy do sprzedaży wejdzie Mustang po lifcie.

To standardowe Mustangi, ale Ford Performance przygotował jeszcze jedną odmianę. Ta sygnowana jest legendarnym w motoryzacji nazwiskiem Carolla Shelby'ego, a logotyp z galopującym rumakiem zostaje w niej zastąpiony jadowitym wężem. GT350 to ostry Mustang nastawiony na sportową jazdę. Pod maską pracuje wolnossące V8 o pojemności 5,2 litra, mocy 530 KM (580 Nm).

Czerwone pole na obrotomierzu zaczyna się dopiero przy 8250 obr./min. Shelby w ogóle uwielbia bardzo wysokie obroty - pełnię mocy otrzymujemy przy 7200 obr./min! Z kolei maksymalny moment obrotowy dostępny jest już przy 4750 obr./min, a jego 90% dostępne jest w przedziale 3450–7000 obr./min.

Ford Mustang Shelby GT350RFord Mustang Shelby GT350R fot. Filip Trusz

"R" - litera, która zmienia wszystko

GT350R to ostrzejsza odmiana Shelby'ego. W Europie znajduje się tylko jeden taki Mustang. Pod maską pracuje ta sama V-ósemka, ale auto jest odchudzone aż o 60 kg. Wiele elementów zrobiono z włókna węglowego, w tym wspomniane felgi. Jak przystało na typowo torowe auto, w środku mamy do czynienia z wyścigową ascezą - w walce ze zbędnymi kilogramami Ford wyrzucił tylną kanapę, system multimedialny, klimatyzację, zestaw audio, kamerę cofania, a nawet dywaniki! Każdy z tych elementów trafia na listę dodatkowo płatnych opcji. W testowanym przez nas GT350R akurat system SYNC 3 i klimatyzacja były dokupione.

"eRka" to też spore tylne skrzydło (oczywiście z karbonu), splitter i wyczynowe opony Michelin Pilot Sport Cup 2. Warto w tym miejscu wymienić jeszcze amortyzatory o zmiennej sile tłumienia MagneRide, większe hamulce Brembo (z przodu - tarcze o średnicy 394 mm i 6-tłoczkowe zaciski, z tyłu - 380 mm i 4-tłoczkowe zaciski) i lekką ręczną skrzynię Tremec TR-3160 o 6 przełożeniach.

Osiągi godne superauta

Litera "R" oznacza 3,9 s do setki, czyli aż o 0,4 s mniej niż w zwykłym Shelby! Osiągi w ogóle robią wrażenie - 200 km/h pojawia się na liczniku już po 12,6 s, a typowo amerykański dystans 1/4 mili GT350R to kwestia 11,8 s. Ford chwali się też czasem na Nurburgringu - Mustang pokonuje słynny tor w 7:32.

"Byle tylko go nie rozbić!"

Nie jestem torowym mistrzem kierownicy. Po torze mocnymi samochodami jeździłem może ze dwa razy życia, więc do GT350R podszedłem z ogromnym respektem. To w końcu bestia pod każdym względem nastawiona na wyczynową jazdę, z 530-konnym silnikiem, szczątkowymi systemami bezpieczeństwa (które i tak instruktor wyłączył) i napędem na tył. W kubełkowym fotelu usiadłem więc nie tylko podekscytowany i zafascynowany, ale też lekko przestraszony. Głupio byłoby przecież stracić kontrolę nad autem, a co gorsza uszkodzić jedyne GT350R w Europie. A Mustang nie jest delikatnym i przyjaznym samochodem. To 530-konny brutal psychopata.

Moc i osiągi Shelby GT350 R można porównać do Porsche 911 GT3. Tylko, że Porsche to precyzyjny, chirurgiczny skalpel, a Mustang wielki, rzeźnicki nóż. - skomentował GT350R mój były naczelny, kiedy rozmawiałem z nim o wyjeździe.

I to cały urok Mustanga! Wolnossące V8 jest ogłuszająco głośne, a jego pracy nie da się określić mianem "kulturalnej". Nie, V8 drze się, krzyczy, strzela... W kabinie jest bardzo głośno. Sprzęgło trzeba wciskać z całej siły, biegi zmieniać szybkimi, mocnymi uderzeniami, a silnik kręcić pod 8000 obr./min. Mustang nie wybacza też błędów - każde zbyt szybkie wejście w zakręt karze (a może właśnie nagradza?) ucieczką tyłu i stylowym slajdem.

Doskonale wiem, że nie wykorzystałem nawet ułamka potencjału tego auta. Jednak pod okiem instruktora mogłem sprawdzić te 3,9 s do setki, a w zakręty wyznaczone pachołkami wjeżdżać bokiem (lekko, ale jednak). Z każdym zakrętem coraz szybciej, ucząc się siebie i auta. 30 minut minęło bardzo szybko, a z auta wysiadłem z szerokim uśmiechem. Każda minuta z GT350R to niesamowita frajda!

Wnętrze Forda Mustanga Shelby GT350R ze sportowymi fotelami i obowiązkowymi czerwonymi przeszyciamiWnętrze Forda Mustanga Shelby GT350R ze sportowymi fotelami i obowiązkowymi czerwonymi przeszyciami fot. Dominik Kalamus

Zaskakująco tania bestia

Ford Mustang przyzwyczaił nas do tego, że jest świetnie wyceniony. Nie inaczej jest w przypadku topowej wersji. Testowany przez nas - już z dodatkowym wyposażeniem - GT350R kosztował 66 990 dolarów, co daje niecałe 243 tys zł! Trudno znaleźć Mustangowi bezpośredniego konkurenta w Europie, ale dla porównania, 431-konne BMW M4 kosztuje 377 800 zł, a 450-konne Audi RS5 - 404 300 zł. Trzeba jednak pamiętać, że GT350R nie jest oferowany w Europie, więc potencjalny klient narażony byłby na jeszcze kilka dodatkowych opłat. Mimo wszystko, w tej cenie nie znajdziemy podobnie mocnego i dającego tyle emocji samochodu sportowego.

Przy okazji wszystkich aut sportowych zawsze znajdzie się ktoś kto zada pytanie "a ile to pali?". Specjalnie dla nich mam ciekawostkę. O to rozpiska, którą dla GT350R przygotowano w Stanach Zjednoczonych:

Ford Mustang Shelby GT350RFord Mustang Shelby GT350R fot. Filip Trusz

Niezapomniane wspomnienie

Z Mustangiem Shelby GT350R spędziłem na torze lekko ponad 30 minut i te pół godziny zostanie w moim sercu na dłużej. Dla mnie, zadeklarowanego fana Mustanga, możliwość przejechania się wersją Shelby, w dodatku bezkompromisową "eRką", to niesamowite przeżycie. W Lommel spełniłem jedno ze swoich motoryzacyjnych marzeń. Wiele sobie obiecywałem po tym wyjeździe, a Mustang mnie nie rozczarował. Był dokładnie taki, jak sobie wyobrażałem - głośny, dziki, niebezpieczny, nieokiełznany i szalony. Każdy pokonany lekkim slajdem zakręt i przyspieszenie, któremu towarzyszą chaotyczne krzyki V-ósemki wywołują na twarzy uśmiech.

Jeżeli motoryzacja to Wasza pasja, a samochodu nie traktujecie tylko jako środka transportu, to powinniście kiedyś przejechać się muscle carem. To doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Europejskie auta - może i obiektywnie lepsze i szybsze - dostarczają emocji zupełnie innego rodzaju.

Podejście do sportowych samochodów różni się w zależności od kontynentu. Które samochody wzbudzają w Tobie największe emocje?
Więcej o:
Copyright © Agora SA