Co robić w razie awarii na autostradzie?

Sezon ogórkowy generuje wzmożony ruch na autostradach. Zwłaszcza tych prowadzących nad morze i w góry. Kilkuset kilometrowa trasa może okazać się czarnym scenariuszem. Awaria samochodu przysporzy nie tylko nerwów, lecz również sporych kosztów.

Zazwyczaj jesteśmy zdani sami na siebie pośród morza betonu, asfaltu i ekranów dźwiękochłonnych. Do najbliższego mechanika kilkanaście kilometrów, ale trzeba go najpierw znaleźć. Nowoczesnych samochodów nie naprawimy młotkiem i śrubokrętem. Śladowe ilości kierowców wybierają się w trasę Syreną, Maluchem lub Trabantem. Tylko im pomogą wspomniane wcześniej przedmioty. Reszta musi zdać się na pomoc innych. Co gorsza, na dwóch pasach auta mkną z prędkością 140 km/h i co chwila pęd powietrza zza pędzącej ciężarówki wypycha z drogi. To naprawdę niebezpieczna sytuacja. Jak zabezpieczyć siebie i samochód?

Pobocze, trójkąt i światła awaryjne

Jeśli auto odmawia posłuszeństwa, warto czym prędzej zjechać na pas awaryjny. Wykorzystać moment, gdy jeszcze się toczy. Im bliżej bariery ochronnej, tym lepiej. Zostawimy w miarę bezpieczny odstęp od pasa ruchu. Szukanie pomocy u innych kierowców, może być niebezpieczne. Droga hamowania ze 140 km/h może przekroczyć 100 metrów i wygenerować zagrożenie dla pozostałych aut. Należy zatem włączyć światła awaryjne i założyć kamizelkę. Zazwyczaj znajduje się w bagażniku, choć w niektórych autach umieszczono ją pod fotelem lub w schowku przed pasażerem. Według przepisów, trójkąt ostrzegawczy trzeba ustawić przynajmniej 100 metrów za pojazdem. Ze względów bezpieczeństwa, polecamy ten dystans zwiększyć do 150 metrów. Jeśli korzystacie z aplikacji na smartfona z możliwością poinformowania pozostałych kierowców o zagrożeniach na drodze, zróbcie to. Do Yanosika podłączonych on-line jest około 150 tysięcy użytkowników. Jeśli się nie zatrzymają, to na pewno zwolnią przed uszkodzonych autem.

Bezpieczeństwo to podstawa

Przebywanie na pasie awaryjnym wiąże się z ogromnym ryzykiem. W godzinach szczytu natężenie ruchu jest ogromne, więc o kolejny wypadek nietrudno. Należy zatem czym prędzej udać się za bariery i wezwać pomoc. Jeżeli dysponujecie telefonem z dostępem do internetu, dość łatwo znajdziecie numery służb odpowiedzialnych za dany odcinek autostrady. Z pozycji GPS lub z oznaczenia na słupku pikietażowym odczytacie lokalizację, co ułatwi dojazd na miejsce odpowiednich jednostek. Na autostradach i drogach ekspresowych rozmieszczane są co kilka kilometrów telefony alarmowe. Ich położenie wyświetla się dyspozytorowi w chwili połączenia. Niemniej, warto trzymać w samochodzie kartę z istotnymi numerami. Odcinki zarządzane przez GDDKiA mają wspólny numer – 19111. Operator autostrady z Konina do Nowego Tomyśla jest dostępny pod numerem 618 383 113. Jeśli awaria miała miejsce na A4 z Krakowa do Katowic, dzwońcie na 32 76 27 333. Za A1 z Torunia do Gdańska odpowiedzialne są służby dostępne pod numerem 58 530 66 66.

Czekaj na pomoc

Po zawiadomieniu służb, należy w bezpiecznym miejscu czekać na ich przyjazd. Jak wspomnieliśmy wcześniej, najlepiej za ochronnymi barierami. Od telefonu do przyjazdu człowieka odpowiedzialnego za zabezpieczenie samochodu zazwyczaj mija od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. Dopiero po ustawieniu pachołków, można wrócić do pojazdu i spróbować go samodzielnie naprawić. Będzie to jednak trudne, bo pod maską znajduje się plastikowa osłona, a pod nią skomplikowany osprzęt silnika. W 99% przypadków konieczna okaże się interwencja mechanika. Internet pełny jest rozmaitych ogłoszeń i opinii wystawianych przez klientów. Przy odrobinie szczęścia, znajdziecie w pobliżu sumiennego fachowca. Z uwagi na podbramkową sytuację, jego przyjazd i przywrócenie mechanicznej sprawności środka transportu będzie wielokrotnie droższe, niż wizyta w warsztacie. Warto zatem zrobić kalkulację. Może się okazać, że lepiej wezwać lawetę i pojechać do zaprzyjaźnionego serwisu. Co ważne, nie ma podstaw, by odpowiednio zabezpieczone auto usunąć z drogi. Tym samym, zyskujecie sporo czasu na finansowe obliczenia i znalezienie wyjścia z patowej sytuacji.

Spore rozbieżności w cenach holowania

Numery do holowników operujących na danym odcinku są dostępne w centrach alarmowych. Kilka firm współpracujących z zarządcą autostrady lub drogi szybkiego ruchu daje możliwość wyboru. Często jednak skorzystanie z ich usług może skończyć się wyraźnie wyższym rachunkiem, niż przedsiębiorstwa znalezionego w internecie. Warto pamiętać, że stawki podlegają negocjacji. Każda zaoszczędzona złotówka to Wasza korzyść. Należy też przed holowaniem ustalić finalną cenę, żeby nie było później zaskoczenia. Pomoc drogowa bierze za kilometr od złotówki do pięciu złotych. Kwota zależy od rodzaju i masy własnej pojazdu, czy chociażby dni świątecznych.

Summa Summarum

Rodzajów awarii może być wiele. Od braku paliwa (dowiezienie kosztuje 70-150 zł), poprzez przegrzanie silnika, czy poważnych usterek jego osprzętu.  Przy podstawowym OC, zdani jesteśmy tylko na siebie i spory wydatek związany z przyjazdem pomocy drogowej i późniejszej interwencji mechanika. Żeby uniknąć chociaż części kosztów, warto przyjrzeć się ofercie ubezpieczyciela przed wakacyjnym wyjazdem. Często w ramach mini assistance lub tańszego, niepełnego AC, dostępne są pakiety obejmujące holowanie do najbliższego zjazdu, a nawet miejsca zamieszkania. Dopłata w wysokości kilkudziesięciu złotych w skali roku, przyniesie w nieprzewidzianych sytuacjach wymierne korzyści.

Więcej o:
Copyright © Agora SA