Diesle w odwrocie. Czy to koniec silników wysokoprężnych?

Dane dotyczące sprzedaży aut z silnikami wysokoprężnymi są nieubłagane. Europejscy klienci coraz chętniej skłaniają się ku wersjom benzynowym. Ten trend również nie omija Polski, choć może nas czekać za kilka lat zalew używanych, niechcianych na Zachodzie samochodów.

Tylko Europa lubi diesle

 Rocznie sprzedje się na świecie ponad 70 milionów aut osobowych. Znaczna część rynku należy do Chin, gdzie do klientów trafia blisko 20 milionów pojazd. Na drugim miejscu są Stany Zjednoczone (17,5 miliona), a na trzecim Japonia – około 5 milionów. W każdym z wymienionych państw, diesle stanowią około 1% tego dochodowego tortu. W Tokio, stolicy kraju Kwitnącej Wiśni, nowoczesnych technologii i bardzo restrykcyjnych norm emisji szkodliwych substancji do atmosfery, zapotrzebowanie na samochody elektryczne wyniosło w 2016 ponad 25 tysięcy. Jeśli zsumować „elektryki” z hybrydami, to Chiny wychodzą na pozycję lidera – 350 tysięcy egzemplarzy EV/PHEV w 2016. Europa ma swoje przyzwyczajenia i jest kolebką silników wysokoprężnych. Niemniej, popularność diesli, z każdym miesiącem spada. W Niemczech takie jednostki znalazły w marcu uznanie zaledwie 40% konsumentów. Jeszcze w zeszłym roku, ten wskaźnik wynosił 45,8%, a przed pięcioma laty aż 48,1. Na całym Starym Kontynencie zmiany zachodzą nieco wolniej, jednak tendencja utrzymuje się od kilkunastu miesięcy. Obecnie wynosi 50:46 dla motorów benzynowych.

Nie tylko konstrukcyjne skomplikowanie odstrasza

Między legendy należy włożyć pancerne diesle, które przy minimalnej trosce serwisowej potrafiły przejechać milion kilometrów. Według badań ADAC z początku lat 80., średni przebieg dla Mercedesa W123 200D, przy którym przytrafiała się unieruchamiająca auto awaria, wynosił 780 tysięcy kilometrów. Dziś to wyniki abstrakcyjne. Szacuje się, że żywotność czterocylindrowych silników wysokoprężnych wynosi obecnie 300-350 tysięcy. Do tego dochodzi kosztowny w obsłudze osprzęt i coraz mniejsze różnice w zużyciu paliwa względem benzynowych odpowiedników. Stopniowo zaostrzane ekologiczne normy przyczyniają się też do spadku popularności i wzrostu kosztów produkcji dla wszystkich koncernów. To się po prostu wkrótce przestanie opłacać.

To jednak niejedyny problem. Piętno na dieslach odcisnęła afera z oszustwami w koncernie VAG. Z nieoficjalnych informacji wynika też, że większość producentów zaniżała wyniki pomiarów, by dopasować się do restrykcyjnych norm. Wiele weryfikacyjnych procesów wciąż się toczy, więc na oficjalne informacje przyjdzie nam poczekać.

Przełomowy rok 2025

Już za 8 lat może się okazać, że diesle znikną z mapy Europy. W Brazylii wśród nowych aut niemal nie występują. Wiele dużych ośrodków miejskich nosi się z zamiarem wprowadzenia zakazu wjazdu do centrum do 2025. Wszystko przez smog i emisję NOx, choć nowoczesne silniki wysokoprężne spełniające wyśrubowane normy Euro6, dalekie są od łatki trucicieli. Niemniej, na Zachodzie wszystkie ropniaki wrzuca się do jednego wora, co na pewno odbije się rykoszetem również na Polsce. Paryż, Madryt, Ateny, Meksyk, a także Monachium, Berlin i Stuttgart. Za przykładem wspomnianych miast pójdą kolejne, ale póki co, trwa oczekiwanie na reakcje społeczne.

Problem koncernów premium

Mimo słabnącej popularności, klienci aut z metką premium są mocno przywiązani do diesli. BMW sprzedaje ponad 70% samochodów z silnikami wysokoprężnymi. Volvo, którego przedstawiciele zapowiadają koniec ery jednostek wysokoprężnych już za kilkanaście lat, przekazuje klientom aż 80% pojazdów z takim rodzajem napędu. Niemniej, Szwedzi, jak i Niemcy, przeznaczają setki milionów euro na wdrażanie technologii hybrydowych. Większość sukcesywnie wprowadzanych modeli ma w ofercie motor spalinowy wspomagany elektrycznym. Jak pokazują aktualne trendy, świat zmierza do wprowadzenia na rynek autonomicznych „elektryków” i póki to możliwe, rozwijania technologii hybrydowej, w której prym wiedzie Toyota. Przez 20 lat Japończycy sprzedali ponad 10 milionów hybryd. Obecnie mają w portfolio 33 modele dostępne w 90 krajach. W 2016 do klientów w Polsce trafiło blisko 10 tysięcy samochodów z dwusilnikowym napędem.

Czy Polskę zaleje fala używanych diesli z Zachodu?

To hipotetyczny scenariusz. Jeśli w życie wejdą wkrótce zakazy wjazdu diesli do centrum największych stolic, Europejczycy zaczną na ogromną skalę pozbywać się swoich samochodów. Ich wartość mocno spadnie, co stanie się łakomym kąskiem dla polskich, prywatnych importerów. W zeszłym roku nad Wisłę trafiło ponad 990 tysięcy pojazdów osobowych, których średni wiek wynosił 12 lat, a wartość deklarowana w urzędach celnych, niewiele ponad 29 tysięcy złotych. Co na to polski rząd? Nie wiemy. Z deklaracji wicepremiera Mateusza Morawieckiego wynika, że za 10 lat po krajowych drogach ma jeździć milion aut elektrycznych. Swoje trzy grosze dorzuca też Elżbieta Bieńkowska, europejski komisarz do spraw rynku wewnętrznego i usług. Jej zdaniem, całkowite zniknięcie napędu wysokoprężnego w autach osobowych to kwestia nieodległej przyszłości.

Citroen C4 Picasso | Test | Minivan w świecie SUV-ów

Więcej o:
Copyright © Agora SA