Inferno | Meksykańska bestia już prawie gotowa

W dzisiejszych czasach supersamochody powstają w coraz to bardziej egzotycznych miejscach. Inferno to 1400-konny potwór rodem z Ameryki Południowej. Mimo zawrotnej ceny i paru tajemnic Meksykanie nie narzekają na brak zainteresowania

O Inferno (nazywał się wtedy Exotic Car) po raz pierwszy usłyszeliśmy we wrześniu ubiegłego roku. To projekt supersamochodu rodem z Meksyku. Inferno powoli nabiera realnych kształtów i już niedługo wyjedzie na drogi. Za szaloną stylistykę odpowiada Antonio Ferraioli, który wcześniej pracował w Lamborghini (Asterion, Veneno, Aventador SV, czy Reventon). Meksykanie pod jego okiem stworzyli supersamochód, który na pewno wyróżni się na drodze nawet w Dubaju.

1400 koni mechanicznych, srebro i cynk

Najciekawsze w Inferno są chyba materiały wykorzystane do zbudowania nadwozia. To specjalna, opatentowana przez producenta mieszanka aluminium, srebra oraz cynku. Jak zapewniają Meksykanie będzie to bardzo lekka i niezwykle wytrzymała konstrukcja. Waga Inferno ma nie przekraczać 1200 kg.

Inferno wciąż ma swoje tajemnice. Sercem superauta jest podwójnie doładowana V-ósemka  niewiadomego pochodzenia. Wciąż nie znamy też jej dokładnych danych, ale Meksykania zapowiadają, że wycisną z niej okrągłe 1400 KM i 1523 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Pozwoli to na niemal 400 km/h prędkości maksymalnej (dokładnie 395 km/h) oraz 2,7 sekundy w sprincie do pierwszej setki.

Mimo że samochód w całości został zaprojektowany w Meksyku, to jego produkcja ma zostać uruchomiona we Włoszech. Twórcy nie mają wątpliwości, że do tak ambitnego projektu trzeba całej masy doświadczenia i umiejętności, a tych lepiej poszukać w kraju, który słynie z produkcji supersamochodów.

Zawrotna cena

Na początek ma powstać 11 egzemplarzy Inferno w specjalnej wersji First Edition. Meksykanom już udało się sprzedać 8 z nich. I to pomimo, że cena jednego Inferno przekracza 2,1 miliona dolarów. W złotówkach to około 8 milionów...

Czy podoba Ci się 1400-konny supersamochód Inferno?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.