Czy elektryk może zastąpić auto z silnikiem spalinowym? Sprawdziliśmy to w podróży z Warszawy do Gdańska

Czy już w tym momencie, możemy zamienić klasyczne auta na te napędzane prądem? Co z zasięgiem i brakiem miejsc do ładowania? Żeby poznać odpowiedzi na te pytania, wybraliśmy się samochodem elektrycznym w podróż z Warszawy do Gdańska.

Czy w Polsce już w tej chwili możemy w miarę wygodnie eksploatować samochód elektryczny? W taki sposób, by sprawdził się w roli środka transportu nie tylko w mieście, ale też w trasie? Żeby poznać odpowiedź na te pytania wzięliśmy do testu najpopularniejszy model samochodu elektrycznego - Nissana Leafa i wybraliśmy się nim w podróż z Warszawy do Trójmiasta.

Błękitny szlak Lotosu

Kierunek, który obraliśmy nie był przypadkowy. Ostatnio Lotos ogłosił otwarcie sieci "błękitny szlak". Jak łatwo się domyślić, jest to szlak wyznaczony dla samochodów elektrycznych. Mniej więcej co 150 km ustawiono ładowarki do zasilania tego typu pojazdów.

Trzeba jednak zaznaczyć, że stacje ładowania nie zlokalizowane na starej dobrej "siódemce”, czyli najkrótszej trasie z Warszawy do Trójmiasta, a na autostradzie A2 (Warszawa-Łódź) i A1 (Łódź-Trójmiasto). Łącznie są na tym odcinku trzy punkty z ładowarkami. Zlokalizowane są w MOP przy stacjach Lotos.

Do dyspozycji klientów są szybkie ładowarki z czterema "wejściami". Dzięki temu są to uniwersalne punkty. Możemy tam naładować pojazdy różnych marek, zarówno Nissana Leafa, Teslę, Volkswagena e-Golfa, czy BMW i3.

Różne końcówki do ładowania samochodów elektrycznychRóżne końcówki do ładowania samochodów elektrycznych fot. Maciej Gis

Procedura podłączenia i uruchomienia ładowania nie jest skomplikowana. Wystarczy podjechać na wyznaczone miejsce, podłączyć auto i poprosić obsługę stacji o aktywowanie ładowania. Po upływie 30–40 minut – taki czas wystarczy na naładowanie baterii w 80 procentach (ostatnia faza ładowania 80-100 proc. trwa znacznie dłużej ze względu na wydajność akumulatorów – prąd ładowania około 3 kWh), musimy ponownie poprosić obsługę o zakończenie ładowania (chyba, że wcześniej auto naładuje się do 100 proc.). Wtedy po rozpięciu kabli możemy ruszyć w dalszą drogę.

W plebiscycie The Best of Moto.pl wybieracie Napęd Alternatywny Roku. Wybierz swojego faworyta i zgarnij ciekawe nagrody. Zapraszamy do głosowania!

The Best of Moto.pl - Napęd alternatywnyThe Best of Moto.pl - Napęd alternatywny The Best of Moto.pl - Napęd alternatywny

Ahoj przygodo!

Naszą podróż zaczęliśmy z samego rana. Wyjeżdżający z garażu testowy Nissanem Leaf był w pełni naładowany. W takim stanie jego wskazywany zasięg wynosił 200 km (przy działającym ogrzewaniu kabiny, włączonym podgrzewaniu siedzeń, kierownicy oraz podpiętym telefonie przez USB). Po przejechaniu około 12 km przez miasto, wyjechaliśmy na trasę.

Na obwodnicę Warszawy wjechaliśmy z poziomem naładowania baterii 93 proc.

Pierwszym postojem błękitnego szlaku był MOP Brwinów. Tam też zrobiliśmy rozpoznanie, jak działa cały system oraz nieco podładowaliśmy auto. Bateria Leafa była pełna w około 70 proc., po około 20 minutach stan naładowania wynosił już 90 proc.

Mieliśmy do pokonania około 120 km. Jazda z prędkością 100 km/h odbyła się bez większych problemów, a co najważniejsze średnie zużycie prądu wynosiło około 17 kWh/h (w mieście jest to około 24 kWh/h).

Przeczytaj także: Jak zarobić na sprzedaży energii z samochodu elektrycznego?

Dotarliśmy na MOP Krzyżanów z 37 proc. zapasem energii. Podłączyliśmy auto i poszliśmy chwilę odpocząć. Nawet nie wiadomo, kiedy upłynęło 50 minut. Po tym czasie ruszyliśmy w dalszą drogę z akumulatorami naładowanymi do 97 proc.

Komputer pokładowy wskazywał 214 km zasięgu, co uśpiło naszą czujność, bo stwierdziliśmy, że nie będzie problemu z pokonaniem 153 km do następnego punktu z ładowarką.

Wskaźnik naładowania baterii w samochodzie elektrycznymWskaźnik naładowania baterii w samochodzie elektrycznym fot. Maciej Gis

Nieoczekiwane kłopoty

Ale okazało się, że był to najbardziej energochłonny odcinek. Wjeżdżając na stację Lotos, na MOP-ie Malankowo, zostało nam 17 proc. baterii (około 23 km zasięgu).

Szkopuł w tym, że na trasach samochody elektryczne szybko tracą zasięg. Przy stałej prędkości jazdy nie ma jak odzyskiwać energii (rekuperacja). Choć średnie zużycie energii jest mniejsze niż w mieście to brakuje chwil, w których akumulator jest doładowywany podczas procesu hamowania.

Nie pozostało nam nic innego jak podłączyć się do kolejnej ładowarki i czekać…

Czekać bardzo długo. Okazało się, że szybka ładowarka nie była już taka szybka. Przez przyłącze elektryczne w tamtych okolicach nie było możliwe osiągnięcie deklarowanej mocy ładowania około 50 kW. Według wskazań pojazdu było to maksymalnie 10 kW. Przez to czas ładowania wydłużył się z zakładanych 50 min do 2,5 godziny i to i tak nie wystarczyło, by naładować baterię w 100 proc.

Gdy wskaźnik poziomu naładowania baterii wskazał 75 proc. ruszyliśmy dalej. Po kolejnych 1,5 h dotarliśmy w końcu do Gdańska. W sumie podróż zajęła nam 9 godzin.

Przeczytaj także: Rewolucja w samochodach elektrycznych. Porsche naładujesz szybciej niż Teslę?

Czy zakup samochodu elektrycznego się opłaca?

Nissan Leaf, którym mieliśmy okazję wykonać ten test, kosztuje od 153 800 zł. W bogatszej wersji wyposażenia cena może znacząco podskoczyć. Za taką kwotę możemy zakupić dobrze wyposażone auto z silnikiem benzynowym czy Diesla. Do tego dochodzi jeszcze utrata wartości.

W przypadku samochodów elektrycznych wyższą utratę wartości mamy niemal zagwarantowaną. Jeśli popularny samochód kompaktowy po 3 latach i przebiegu 90 000 km zachowa średnio 55 proc. swojej początkowej wartości, to w przypadku samochodów elektrycznych możemy spodziewać się, że w tym samym okresie pozostanie nam w skrajnych przypadkach tylko 30 proc. ceny zakupu. Wyjątkiem od tej zasady, może być Nissan Leaf. To najpopularniejszy samochód elektryczny w Polsce, który w ubiegłym roku znalazł 239 nabywców. Pierwsze analizy wartości rezydualnych Leafa pokazują, że po 3 latach i przebiegu 60 000 km może on zachować nawet 50-55 proc. swojej początkowej wartości – komentuje Dariusz Wołoszka Kierownik Działu Wartości Rezydualnych w INFO-EKSPERT Sp. z o.o.

Trzeba się więc poważnie zastanowić czy to się opłaca. W tym momencie jest jeszcze szansa uzyskać nieco oszczędności na ładowaniu. Jednak jak zostaną wprowadzone opłaty za wykorzystywanie szybkich ładowarek może się okazać, że ta nieekonomiczna benzyna jest wyborem z rozsądku.

Wnioski z naszego doświadczenia

Z naszego doświadczenia płynie kilka wniosków. Przede wszystkim, żeby autem elektrycznym można było bez problemów wyjechać w trasę, musi mieć większe zestawy baterii (ma tak np. Tesla), a sieć ładowarek powinna być o wiele bardziej rozbudowana.

Jakby nie patrzeć, podróż samochodem elektrycznym trwa absurdalnie długo. Musimy do niej doliczyć czas potrzebny na ładowanie baterii (około 40-50 min za każdym razem – o ile nie ma problemu z przyłączem elektrycznym) oraz wydłużony czas przejazdu (na autostradach w Polsce można podróżować z prędkością do 140 km/h, a "elektrykiem" jechaliśmy z prędkością 100 km/h).

Biorąc pod uwagę fakt, że pociąg jedzie ze stolicy do Gdańska około 2,5 godziny, wykorzystywanie auta elektrycznego do jazdy na tym dystansie nie ma sensu.

Oprócz tego, w dzisiejszych warunkach, samochody elektryczne nie do końca spełniają pierwotną funkcję samochodu. Otóż, auta zawsze kojarzyły się z wolnością i swobodą przemieszczania się. Podróż pojazdem elektrycznym musi być starannie zaplanowana i nie ma w niej miejsca na spontaniczne zmiany kierunków.

W plebiscycie The Best of Moto.pl wybieracie Napęd Alternatywny Roku. Wybierz swojego faworyta i zgarnij ciekawe nagrody. Zapraszamy do głosowania!

The Best of Moto.pl - Napęd AlternatywnyThe Best of Moto.pl - Napęd Alternatywny The Best of Moto.pl - Napęd Alternatywny

Więcej o:
Copyright © Agora SA