Autonomiczny Ford Mondeo | Pierwsza jazda | Przyszłość jest dziś

Każda nowa tesla będzie zdolna do autonomicznej jazdy - ogłosił właśnie Elon Musk. Już dziś takie auta ma Ford. - Najbliższe dwie dekady odmienią motoryzację bardziej niż ostatnie 100 lat - twierdzi Mark Fields, szef Forda

To auto widzi wszystko

Podjeżdża. Ot zwykłe mondeo vel fusion. Tylko ten dach - żadne auto nie ma tam takich wirujących głowic.

 

Omiatają laserem okolicę w promieniu 80, a niebawem 210 metrów. To Lidar – główna para oczu autonomicznego forda. Ma ogromną przewagę nad ludzkimi. Dwie cyfry: człowiek widzi ostro w zakresie dwóch stopni kątowych. Lidar w promieniu 360 stopni. Gdybyśmy tak widzieli nie byłoby wypadków na skrzyżowaniach, nikt by nikomu nie zajeżdżał drogi, nie wymuszał pierwszeństwa, nie wbiegał pod koła. Oto jedna z odpowiedzi, dlaczego pojazdy autonomiczne zmniejszą liczbę wypadków o ponad 90 proc. Kolejne? Nie zasypiają, nie męczą się i nie rozpraszają. Np. wysyłaniem sms-ów.
W żadnym aucie nie strzegło mego bezpieczeństwa tyle elektroniki: jest tu Lidar, jest radar, są cztery kamery i czujniki ultradźwiękowe. Do tego człowiek za kierownicą jakby co. I drugi z laptopem na kolanach – ma podgląd tego, co widzi samochód. A pomiędzy fotelami tkwi wielki czerwony kill switch - przycisk, który może zatrzymać auto, gdyby zaczęło rozrabiać. Jedziemy. Wolno. Podczas przejażdżki po kampusie Forda w Dearborn ani razu nie przekraczamy 30 mil/h, czyli naszej „50-ki”. By zwiększyć napięcie Ford zaangażował statystów, którzy na nasz widok przechodzą przez jezdnię. Widząc ich auto staje. Nawet gdy któryś dopiero zmierza do przejścia. Staje na czerwonych światłach. I na równorzędnych skrzyżowaniach. Stoi za długo - choć ma pierwszeństwo, woli przepuścić inne pojazdy. W efekcie pokonanie 10 mil sennymi alejkami zajmuje mu 20 minut. O pięć więcej niż przeciętnemu kierowcy. Dziwne, bo gdy rok temu jechałem innym „autonomem” – Lexusem GS 450h poczynał sobie śmielej.
Zbyt ostrożnie go zaprogramowaliście. W zatłoczonym mieście głównie stałby zamiast jechać. Spec zza kierownicy kiwa głową. - Docelowy software będzie bardziej asertywny – zapewnia.

Autonomiczny Ford Fusion/MondeoAutonomiczny Ford Fusion/Mondeo Fot. Artur Włodarski

Po co kupować, lepiej pożyczać

Ford najwyraźniej dmucha na zimne. Stąd zakaz filmowania i fotografowania. Tymczasem w oddalonym o 280 mil Pittsburghu podobną imprezę urządza właśnie Uber. Kamery są tam mile widziane, a nawet pożądane. Co śmielsi dziennikarze lądują za kierownicą autonomicznych. fordów fusion. Od tych różnią się zabudową dachu skonstruowaną niezależnie od Forda. I tu i tam auta poruszają się po ściśle określonych trasach – mają wgrane ich dokładne mapy. I Uber i Ford chcą, by ich auta nie wymagały od jadącego nawet prawa jazdy. Pierwszy wyłoży na to 300 mln, drugi już wyłożył pół miliarda dol. Powód? Takie autonomiczne samochody Ubera będą w obsłudze czterokrotnie tańsze. Z obecnych 2,8 dol. do 65 centów - aż tak może spaść rachunek za pokonanie jednej mili. Skutki? Ogromne. Wiele osób dojdzie do wniosku, że bez sensu jest posiadać własne auto. Po co kupować coś, co jest drogie, traci na wartości, wymaga tankowania/ładowania, serwisowania i ubezpieczania, a i tak 90 proc. czasu stoi bezczynnie?
- Najbliższe dwie dekady odmienią motoryzację bardziej niż ostatnie 100 lat – twierdzi Mark Fields, szef Forda.

Jak dotąd tylko dwie marki udostępniły dziennikarzom w pełni autonomiczne prototypy: Ford i Lexus. Ale dosłownie wszyscy więksi gracze w branży – od Audi po Volvo – nad nimi pracują. To ostatnie jako pierwsze zadeklarowało, że weźmie pełną odpowiedzialność za swoje auta w razie wypadku. Liderzy „autonomiczności” to prócz Forda i Volvo także Daimler, Toyota/Lexus. Niebawem dołączy do nich Grupa Volkswagena, a po nich chińscy producenci. Ścigają się ze sobą, ale i z firmami z Doliny Krzemowej, jak Apple, Google czy właśnie Tesla. I na potęgę inwestują w sztuczną inteligencję, od której zależeć będą reakcje auta w krytycznych sytuacjach, czyli bezpieczeństwo jadących.

Autopilot z chmury danych

Wyobraź sobie, że wchodzisz do auta bez kierownicy i pedałów. Rozsiadasz się wygodnie, wymieniasz adres w centrum i słyszysz: „Najszybszą trasą 16 minut i 30 sekund”. „Jedź” - mówisz i oglądasz wiadomości na dużym ekranie lub zapadasz w drzemkę. Na miejscu wysiadasz jak z taksówki. Ty odchodzisz, auto odjeżdża lub samo się parkuje. Kiedy tak będzie?

20 października szef Tesli Elon Musk ogłosił, że od teraz wszystkie tesle będą zjeżdżać z taśmy z funkcją Autopilota – mocno ostatnio usprawnionego po kilku wypadkach w tym dwóch śmiertelnych. Osiem dookolnych kamer, 12 czujników ultradźwiękowych i ulepszony radar już za rok pozwolą na jazdę bez dotykania kierownicy.

 

Do tego czasu będą zbierać informacje z drogi i przekazywać je do centrum danych Tesli. A gdy ta uzna oprogramowanie za pewne, wgra je zdalnie wszystkim swym autom, które już teraz są podłączone do chmury.
Jak na ironię tydzień temu minister transportu Niemiec zażądał, by Tesla wycofała z reklam termin „Autopilot”, który ośmiela kierowców do czynności niezwiązanych z jazdą, np. drzemki, czytania, czy oglądania filmów.

Ford obiecuje, Obama popiera

- Już w 2021 r. wypuścimy na rynek samochód bez kierownicy i pedałów - mówi szef Forda. Tę śmiałą deklarację składa we wrześniu przed setką dziennikarzy ściągniętych do Dearborne z całego świata. Auto, o którym mówi, będzie miało czwarty stopień autonomii, co oznacza możliwość jazdy bez kierowcy od drzwi do drzwi, ale w określonych (dokładnie zmapowanych) rejonach. Okazuje się, że Ford już od 10 lat pracuje nad autonomicznym samochodem. I jeszcze w tym roku wypuści ich na ulice 30 – żaden producent nie ma tak dużej zrobotyzowanej floty.

 

A co na to prawo? Nie nadąża. Jeszcze w grudniu DMV czyli amerykański urząd komunikacji chciał wymóc obecność za kierownicą także aut zrobotyzowanych kierowcy z prawem jazdy. Producenci zaprotestowali. Pod koniec września zmienił więc zdanie i to diametralnie: kierownica i pedały nie będą wymagane w autach uznanych za w pełni autonomiczne. Przez kogo? Niezależną organizację przeprowadzającą 15-punktowy test oceniający m.in. jak pojazd wykrywa przeszkody i pieszych, jak na nie reaguje i jak bardzo jest odporny na ataki hakerów. Czyj to pomysł? Administracji prezydenta Baracka Obamy, który tak to uzasadnił: - 35,2 tys. tyle osób zginęło w zeszłym roku na naszych drogach. Z tego 94 proc. z powodu ludzkiego błędu. Zrobotyzowane auta mogą ocalić dziesiątki tysięcy ludzi. Warto przyspieszyć ich ofensywę. A kiedy ta nastąpi będzie bezpieczniej i wolniej, bo żadne auto autonomiczne nie złamie przepisów. Termin przyjemność z jazdy zyska nowe znaczenie. Ale przynajmniej każdy dojedzie do celu. Czy to swoim, czy pożyczonym autem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA