Mugen nie jest częścią Hondy, co może się wydać zaskakujące, bo w końcu piszemy o tej firmie przy okazji innych fabrycznych tunerów. Musimy, bo inaczej dla Mugena należałoby stworzyć nową kategorię - tunerów rodzinnych. Wszystko dlatego, że założycielem Mugena jest Hirotoshi, syn twórcy Hondy - Soichiro. Obie firmy łączą więc przede wszystkim koneksje rodzinne i wspólne interesy, bo firma syna, z prawnego punktu widzenia, nigdy nie była częścią firmy ojca.
ZOBACZ TAKŻE:
Jak łatwo się domyślić, Mugen przyprawia na sportowo Hondy, oferując do nich wszelkiej maści akcesoria - wydechy, hamulce, elementy poprawiające aerodynamikę, nowe koła, obniżone i utwardzone zawieszenia, sportowe detale wewnątrz i inne mniejsze lub większe sportowe dodatki. Firma obecna jest na kilku rynkach azjatyckich i w Europie (Wielka Brytania, Szwajcaria, Finlandia, po trochu też europejska Rosja), choć skupia się przede wszystkim na Japonii, gdzie do każdego modelu można dokupić coś, co sprawi, że będzie to bardziej Mugen niż Honda.
ZOBACZ TAKŻE:
Zakrawa to o pewną komedię, bo oprócz modeli wykazujących sportowy potencjał (CR-Z, Civic Type-R, S2000 czy wcześniej Integra), firma tuninguje również modele kei (wybitnie małe, wybitnie niesportowe, wybitnie zabawkowe z wyglądu), vany i hybrydy. Przyjrzyjmy się więc najciekawszym modelom Mugena.
ZOBACZ TAKŻE:
Honda Jazz - z której strony by na nią nie patrzeć, trudno dostrzec w niej sportowy potencjał do palenia gumy czy bicia kolejnych rekordów na torach wyścigowych. Cóż, Mugen najwyraźniej widzi inaczej niż my, bo swego czasu przedstawił koncepcyjny model Fit Dynamite (Fit to Jazz w Japonii). Auto ma pod maską silnik 2,0 l o mocy 260 KM, co sprawia, że to najmocniejszy Jazz/Fit w historii. Dlaczego taka maszyna nie wyjechała na nasze drogi? Dlaczego zamiast tego dają nam hybrydowego Jazza? No dlaczego?!
ZOBACZ TAKŻE:
Nazwa Dynamite już jest fajna, bo przywodzi na myśl mocne, drogie, egzotyczne maszyny, ale koncepcyjna wersja modelu Civic nazywała się jeszcze lepiej - Dominator. W wyglądzie dominującą rolę odgrywają czerwony kolor, wielkie koła, centralny wydech i ukryta w słupku tylna klamka, a pod maską dominatorem jest silnik 2,0 l wzmocniony kompresorem o mocy 300 KM. Złowieszcza, szybka bestia, która niestety zgubiła drogę i nie dojechała do salonów. Czyżby?
ZOBACZ TAKŻE:
Kilka lat temu do sprzedaży trafiło 300 sztuk modelu Civic Type R Mugen RR. Każdy za prawie 40 tys. dolarów, każdy z zaprzęgiem 240 koni pod maską, każdy po kuracji odchudzającej (auto straciło 15 kg) i każdy z dwoma wydechami, złowieszczymi wlotami powietrza na masce i wielkim spojlerem. Mitsubishi Evo zyskało więc groźnego rywala. Szkoda tylko, że seryjny model RR nie miał całego przodu wykonanego z włókna węglowego, tak jak prototyp. No ale nie można przecież mieć wszystkiego.
ZOBACZ TAKŻE:
Jak pewnie zauważyliście, do dilerów nie dotarł do nich również Legend Max. Maksymalna wersja flagowego okrętu Hondy wyposażona jest w silnik V8 o mocy 590 KM, kubełkowe fotele i 18-calowe koła, a przy okazji pozbawiona zbędnego wyposażenia. Gdyby tylko dojechała na drogi, gdyby tylko można było ją kupić, gdyby to, gdyby tamto?
ZOBACZ TAKŻE:
Ale spokojnie, nie wszystkie fajne pomysły Mugena stoją teraz w magazynie i czekają nie wiadomo na co. Do sprzedaży (tylko w Wielkiej Brytanii) trafiła ciekawa wersja hybrydowego modelu CR-Z. Seryjnie ma on 124 KM i rozpędza się do setki w niecałe 10 s, podczas gdy wersja przygotowana przez Mugena ma 175 KM (ach ten kompresor), osiąga setkę w nieco ponad 6 s po starcie i przy okazji jest o 50 kg lżejsza. Do tego jest krzykliwy bodykit nadwozia (maska i klapa bagażnika są wykonane z włókna węglowego) i tak oto mamy pierwszą hybrydę, która wywołuje szybsze bicie serca tym, jak wygląda i jak jeździ (ma inne hamulce, zawieszenie, wydech), a nie tylko tym, że sączy paliwo i jest mniej szkodliwa dla środowiska niż pełna pielucha niemowlaka.
Filip Otto
ZOBACZ TAKŻE: