Porsche On Track | Istanbul Park | Produkcja kierowców

Czy w dwa dni można z drogowego kierowcy zrobić wyścigowego wyjadacza, który będzie potrafił zmierzyć się ze sportowym autem i torem oraz nauczy się współpracy z całym zespołem? Ludzie z oddziału Porsche On Track postanowili to sprawdzić...

Porsche Driving Experience | Snow & Ice | Sztuka ślizgania

W tym celu zaprosili grupę dziennikarzy z całej Europy na jeden z najciekawszych wyścigowych obiektów na naszym kontynencie. Tor Istanbul Park, który przez kilka sezonów gościł kierowców Formuły 1, stał się na dwa dni miejscem bardzo odważnego i intensywnego szkolenia. Jak zawsze wszystko zaczęło się od kilku słów wprowadzenia. Nie była to jednak kolejna z nudnych prezentacji.

Od człowieka, który na torze spędził prawie całe swoje życie, usłyszeliśmy słowa powodujące pojawienie się kropelek potu na czole. Najpierw Jan Kalmar, o którym mowa, sprowadził nas na ziemie kilkoma pytaniami na temat techniki jazdy, na które większość grupy nie znała odpowiedzi, a następnie dowiedzieliśmy się, że podczas tego szkolenia instruktorzy udowodnią nam, że Porsche 911 nie jest samochodem ani nadsterownym ani podsterownym... pod warunkiem, że umie się nim jeździć. Przy okazji Jan podkreślił, że zamierza doprowadzić nas do limitu naszych możliwości.

Na poparcie tych słów przedstawił grupę instruktorów, pod opieką których spędzimy najbliższe dni. Połowa z nich, mimo umiarkowanego wieku już zjadła zęby na najważniejszych torach świata, w tym słynnej Północnej Pętli Nurburgringu. Żeby zwiększyć naszą motywację, każdy z uczestników został przydzielony do grupy dwóch trenerów, a większość prób sprawnościowych była rozgrywana na czas lub na punkty. Czyli nauka, nauka i jeszcze raz nauka, połączona z pełną rywalizacją w myśl zasady jeden za wszystkich, wszyscy (w zespole) za jednego.

Sygnał do startu, puszczam hamulec, a moja głowa uderza w zagłówek szybciej niż zdążyłem pomyśleć o usztywnieniu mięśni szyi. 3 sekundy i na liczniku mam 100 km/h.

Mimo tego, że jeszcze nie zasiedliśmy za kierownicami aut z wystawionej pełnej gamy modelowej marki Porsche, to poziom adrenaliny w naszych żyłach mocno wzrósł. Przypisano mnie do grupy Joakima Rasmussena i Marco Seefrieeda. Sprawdźcie w Google ich osiągnięcia, jeżeli macie wątpliwości czy potrafią szybko jeździć.

Na początek próba utrzymania auta na mokrej drodze po wprowadzeniu go w poślizg. Poszło nawet nieźle. Potem przyszedł czas na pokaz możliwości marki. Próba ruszania i hamowania za kierownicą Porsche 911 Turbo S. Szybkie szkolenie z uruchomiania procedury startu i już stoję na początku prostej. Włączamy tryb Sport Plus, pedał hamulca wciskamy do oporu, gaz w podłogę i w tym momencie do moich uszu dociera charakterystyczny dźwięk odbijających się przy wartości 5,5 tys. obrotów 6-cylindrowej jednostki o mocy 560 KM. Potwór wydobył z siebie głosy ostrzegawcze.

Sygnał do startu, puszczam hamulec, a moja głowa uderza w zagłówek szybciej niż zdążyłem pomyśleć o usztywnieniu mięśni szyi. 3 sekundy i na liczniku mam 100 km/h. Pełne hamowanie z wykorzystaniem ceramicznych tarcz i odczułem kolejne przeciążenia, jakich w swoim życiu jeszcze nie miałem okazji poznać w seryjnym aucie. Ten samochód, i przy starcie, i przy hamowaniu po prostu wgryza się w twardy asfalt. Wszystko trwało jakieś 30 sekund, a ja miałem wrażenie, że to jedna z najfajniejszych motoryzacyjnych chwil w moim życiu. To był jednak dopiero początek!

Zobacz wideo

Dalej przyszedł czas na pierwszy sprawdzian możliwości najbardziej zawodnego elementu wyścigowej układanki, czyli możliwości kierowcy. Oddano nam w ręce Boxstera S w najbardziej dogodnej do sportowej jazdy wersji ze skrzynią PDK i pakietem Chrono Sport. Joakim powiedział i pokazał o co chodzi. Przejechał próbę idealnym torem, a potem bezlitośnie kazał nam to powtórzyć mówiąc o tym oczywiście z uśmiechem na twarzy. Wiedzieliśmy, że musimy dać z siebie wszystko i przejechać próbę jak najszybciej i bez potrącania słupków, bo inne zespoły podeszły do rywalizacji bardzo poważnie. Poszło nam nawet nieźle, ale nie znaliśmy rezultatów aż do końca dnia.

Sprawdź ile kosztuje używane Porsche 911

Kolejne godziny spędziliśmy na zajęciach, na które wszyscy czekali. Przeszliśmy do boksów, gdzie czekało sześć najnowszych "911-ek" oklejonych w legendarne barwy zespołów Porsche, w wersjach S, 4S i Turbo S. Najpierw jednak musiało odbyć się zapoznanie z torem za kierownicą Cayenne. Może się Wam wydawać, że była to totalna nuda. Nic z tych rzeczy! Niesamowite wrażenie zrobiło na nas to, jak dużo cennych uwag może przekazać doświadczony kierowca, który nie mówi o tym jak jechać, ale jak czytać tor i wybierać najdogodniejszą linie przejazdu. Kolejna już tego dnia bezcenna lekcja.

W końcu przyszedł czas na jazdę "911-kami" po pełnej pętli toru Istanbul Park. Sam obiekt może zdumiewać. Jedno okrążenie mierzy 5,3 km i ma 14 zakrętów o bardzo zróżnicowanym nachyleniu oraz zmiennych kątach zakrętów. Jest tak samo wymagający dla kierowcy, jak i samochodu. Oczywiście nikt nie wypuścił nas od tak na tor i kazał bić rekordy okrążenia. Grupie aut przewodził instruktor, który wyznaczał tempo i poprawną linię jazdy. W głowie miałem jednak informacje ze szkolenia, że dla każdego kierowcy i auta jest ona inna.

Pierwszy przejazd w 911 Turbo S pokazał mi jak ogromne możliwości tkwią w tym samochodzie. Po przejechaniu kilku zakrętów w okolicach 150 km/h (limit samochodu był znacznie większy) i hamowaniu w mgnieniu oka z 200 km/h do wartości 60 km/h na końcu prostej uświadomiło mi dlaczego Porsche przechodzą taką ilość testów zanim pojawią się w salonach. Po takich doznaniach sama myśl, że ktoś kupuje takie auto, żeby jeździć tylko z punktu A do punktu B i wieczorem pokazać się na popularnej ulicy miasta, może spowodować emocje graniczące z żalem. Właściciel takiego samochodu jak Porsche 911 Turbo S powinien mieć pisemny obowiązek pojawianie się minimum raz na pół roku na takim torze jak ten. Zbliżenie się do granicy 70% możliwości tej konstrukcji, potrafi pokazać jak mało wie się o sportowej jeździe i jak dużo trzeba trenować, żeby móc ją w pełni wykorzystać.

Właściciel takiego samochodu jak 911 Turbo S powinien mieć pisemny obowiązek pojawianie się minimum raz na pół roku na takim torze jak ten.

Podczas kolejnych przejazdów za kierownicą kilku wersji legendarnego Porsche 911, mieliśmy możliwość nagrywania swojej jazdy wraz z zapisem telemetrii. Po co? Oczywiście po to, żeby zobaczyć jak dużą ilość błędów popełniliśmy. Kolejną lekcją było więc spotkanie z jednym z trenerów, który zawodowo zajmuje się analizą telemetrii. Na podstawie materiału wideo mógł nam chociaż teoretycznie wytłumaczyć, co robimy źle. Jak się później okazało błędy mieliśmy szansę poprawić następnego dnia.

Zanim jednak nad torem zaczęło zachodzić słońce, zespoły wzięły udział w pierwszym bezpośrednim starciu. Był to hybrydowy wyścig z wykorzystaniem modelu Porsche Panamera S E-Hybrid. Zasady były proste. Zespoły miały wybrać kierowców, z których każdy miał zrobić jedno okrążenie, a następnie zmienić się z kolejnym zawodnikiem. Oczywiście wyścig toczył się do momentu kiedy baterie hybrydowej Panamery powiedziały dość i doszło do odpalenia silnika benzynowego. Trzeba było uważać na poziom wciśnięcia pedału gazu i oczywiście jak najefektywniejsze wykorzystanie systemu hybrydowego, który przy hamowaniu potrafi doładować akumulatory. Nuda? Nie do końca. W całym wyścigu liczyła się współpraca zespołu, taktyka i wzajemne wsparcie, czyli elementy, które są bardzo ważne w wyścigach długodystansowych. Dodatkowo była świetna lekcja cierpliwości, bo Panamera S to szybkie auto i kogoś mogło korcić, żeby mocniej wcisnąć gaz na prostej.

Czterocylindrowy silnik turbo w Porsche 911?

Drugi dzień to kolejne elementy szkolenia teoretycznego i oczywiście kilometry praktyki na torze. Jan, duński trener, wcale nie spuścił z tonu i nadal mocno nas naciskał, motywując do rywalizacji. Tym bardziej, że różnice czasowe między zespołami nie były wcale duże.

W trakcie szkolenia pracowaliśmy jeszcze nad takimi elementami, jak odpowiednie przewidywanie odległości potrzebnej do wyhamowania z prędkości 100 km/h, zarówno na suchej jak i mokrej nawierzchni, sztukę kontrolowanego poślizgu, odpowiedni tor jazdy w slalomie z mieszaną przyczepnością nawierzchni czy nieco rozluźniające elementy jazdy w terenie.

Na koniec przyszedł czas zmierzyć się z głównym zadaniem szkolenia. Wyścig na regularność. Pierwszy raz mieliśmy okazję sam na sam stoczyć walkę z torem. Bez pomocy trenerów, samochodu prowadzącego czy instrukcji wypowiadanych przez radio. Tylko ty, 400-konne Porsche 911 Carrera S i kolejne mierzone okrążenia, które powinny być szybkie, ale jak najbardziej zbliżone do siebie czasowo, żeby różnica na mecie była jak najmniejsza i zespół pozostał w walce o najlepsze miejsce na podium.

Nadeszła moja kolej. Uwierzcie mi, że z jednej strony cieszyłem się jak dziecko w sklepie z zabawkami, ale z drugiej strony emocje lekko paraliżowały moje ruchy. Okazało się, że jadę Carrerą w słynnych pomarańczowo-niebieskich barwach Gulf. To dodatkowo podniosło poziom euforii. Musiałem jednak wsiadać za kierownicę i skupić się na jak najlepszym przejeździe. Pasy zapięte, tryb Sport włączony, pierwszy bieg i ruszam. Okrążenie instalacyjne potraktowałem poznawczo, ale w kilku momentach chciałem sprawdzić swoje limity. Kolejne okrążenia były jak jazda w transie. 200 km/h na końcu prostej startowej, ostre hamowanie i lewy zakręt w dół. Gaz, hamulec, korekta toru jazdy, gaz hamulec, gaz..... i tak aż do flagi w charakterystyczną biało-czarną szachownicę.

Zobacz wideo

Wynik? Rozbieżność między okrążeniami na poziomie sekundy, ale czas najlepszego okrążenia był najlepszy w naszej grupie. Najważniejsze było jednak to, że nasz zespół stanął na drugim stopniu podium! Regularna jazda wszystkich naszych kierowców na slalomie i w trakcie wyścigu na regularność pozwoliła nam wyprzedzić konkurentów o 3 sekundy. Cieszyliśmy się z tego jak ze zwycięstwa. Szczególnie, że wyniki ogłoszono na tym samym podium, na którym stali kiedyś Vettel, Hamilton czy Alonso. Trochę, jak spełnienie młodzieńczych marzeń.

Gdy emocje już nieco opadły i trzeba było opuścić Istanbul Park uzmysłowiłem sobie ile przez te 48 godzin zdążyłem się nauczyć. Myśleć o tym co robię z samochodem, czuć oddziałujące na niego siły, widzieć na własne oczy granice fizyki i możliwości sprzętu. Porsche twierdzi, że jest marką, która garściami czerpie doświadczenia z torów i wyścigów i przenosi je do samochodów seryjnych. Po tym szkoleniu wiem, że nie ma w tym nawet promila marketingowego gadania. Wytrzymałość Porsche 911 i całej gamy modelowej oraz dobre rezultaty w testach awaryjności też już mnie nie dziwią. Ani jedno z tych seryjnych aut, które poddawane było na tym torze od tygodni ciężkim próbom nie powiedziało dość. Dzielnie znosiły trudy sportowej jazdy.

Na szczęście był to dopiero pierwszy etap szkolenia i pierwsza część rywalizacji. Za kilka tygodni te same zespoły, w tym nasz, przystąpią do kolejnych trudnych wyścigowych lekcji i do finalnego wyścigu, którego reguły pozostają jednak tajemnicą. Sam jestem ciekaw, co nas jeszcze czeka. Wrażeniami i nauką z drugiej części na pewno się z Wami podzielę.

ZOBACZ TAKŻE :

Porsche Cayman S - Test | Żarty się skończyły

Więcej o:
Copyright © Agora SA