Hyundai Santa Fe 2.2 CRDI - dobry, choć obły

Jedno z bardziej udanych koreańskich aut dostępne jest z upustem sięgającym nawet 13 tys. zł

Jak można pracować w takich warunkach? Zastanawiałem się, gdy niemal dziesięcioletni VW Passat atakował moje uszy namolnym wysokoprężnym grzechotem. Jego kierowca nie widział problemu. - Na taksówkę? Idealny! Niemiec na dizlu to i pół miliona przelata. Chodzi jak złoto, mało pali, części tanie - pan Roman nie mógł się nachwalić. - Nie to co te japończyki czy koreańczyki

Mija kwadrans i oto siedzę w koreańczyku. I też w "dizlu". Cztery cylindry, 2,2 litra pojemności i dwie tony masy nie wróżą nic dobrego. Przekręcam kluczyk, ruszam i Moje wyczulone na grzechoty i wibracje zmysły rejestrują jakże subtelny, stłumiony pomruk. Owszem, dodanie gazu przydaje mu szorstkości. Ale i tak ta 150-konna jednostka z Common Railem, wałkami wyrównoważającymi i turbosprężarką o zmiennej geometrii łopatek kierownic zaskakuje kulturą pracy. Ze starym TDI mają tyle wspólnego, co lalka Barbie z Klausem Barbie. Cóż za ulga, ból głowy mija. Jadę, zastanawiając się nad innym fenomenem - już nie tyle akustycznym, ile estetycznym. Najtrafniejszym podsumowaniem urody poprzednika wydaje się ostatni człon jego nazwy, obecny Hyundai Santa Fe jest zaś przy tamtym niemal ucztą dla oczu -stylowy, lekki, nowoczesny, choć w istocie przecież wielki i ciężki, i obły. No właśnie, od czasów Forda Taurusa i Sierry mam uraz do aut stylizowanych na mydełko Fa. Najwyraźniej niesłusznie, skoro Santa Fe okazał się pierwszym Koreańczykiem, za którym w Stanach ustawiały się kolejki.

W środku wygląda gorzej. Deska rozdzielcza trąci sztampą i myszką -zupełnie jakby pochodziła z auta o dekadę starszego. Brak finezji nadrabia obfitością plastikowych "drewienek" i intensywnie niebieskim podświetleniem wskaźników. Jeszcze niedawno nie uznałbym tego za wadę, a że w czteronapędówkach od formy zawsze ważniejsza była treść - podkreśliłbym staranny montaż i niezłe materiały. I fakt, że nic nie skrzypi i nie trzeszczy. Dziś to jednak za mało. Kierowca SUV-a nie chce czuć się gorzej niż właściciel kombi. Tym bardziej że musi sięgnąć głębiej do kieszeni i wydać co najmniej 119900 zł (licząc z10-tysięcznym upustem promocyjnym). Testowany egzemplarz jest o 30 tys. zł droższy. W zamian oferuje elektrykę foteli, skórzaną tapicerkę, 18-calowe felgi, samopoziomujące zawieszenie, tempomat, czujniki cofania i deszczu, przyciemniane szyby, składane lusterka, schładzany schowek oraz lepsze audio (ze zmieniarką, subwooferem i ośmiokanałowym wzmacniaczem). Brak tylko ksenonów i nawigacji (na tę ostatnią jest teraz promocja). Sześć poduszek, aktywne zagłówki, dwustrefową klimatyzację, "elektryczne szyby", ogrzewane fotele, zaczepy Isofix oraz systemy kontroli trakcji ESP i TCS ma już podstawowa wersja. Sporo. Najbardziej dyskusyjną spośród opcji jest trzeci rząd siedzeń. Za 6 tys. zł (w cenę wliczono samopoziomujące zawieszenie) dostaniemy dwa wysuwane z podłogi foteliki, które choć zmniejszają przestrzeń bagażową z 770 do 95 litrów, zapewniają symboliczną ilość miejsca na głowę i nogi siedzących tam nieszczęśników. Dobre dla dzieci i joginów, a najlepiej dzieci joginów. Ale to tylko opcja i kto nie chce, brać nie musi.

Grunt, że całość swobodnie mieści pięć dorosłych osób, o czym mogłem przekonać się w ciągu kilku dni testów. Fotele są dość wygodne, choć mogłyby lepiej trzymać na zakrętach. Kierownica prócz tempomatu i sterowników audio ma też regulację w dwóch płaszczyznach, co w tej klasie nie jest bynajmniej oczywistością. Hamulec pomocniczy uruchamia się i zwalnia nogą. Z ciekawszych rzeczy trzeba wymienić endemiczną już kieszeń na kasetę magnetofonową oraz tzw. lusterko komunikacyjne, dzięki któremu kierowca może zerkać na pasażerów, nie odwracając głowy. Rzadko zdarza się, by pasażerowie trzeciego rzędu mieli własne kratki wentylacji z regulacją nawiewu - a tu owszem. Ich siedzenia - gdy puste - składają się na płask. Za nimi w podłodze udało się jeszcze zmieścić praktyczny schowek na narzędzia, apteczkę, trójkąt i podnośnik. Do pełni szczęścia brakuje haków na zakupy. Całość wieńczą tylne, otwierane na właściwą stronę (klamką od strony pobocza) drzwi. Podobnie jak dwie pary pozostałych, tak i te zamykają się z przyjemnym "plum". Zaufanie do auta budzą wąskie szczeliny montażowe (co jest zwykle dobrym prognostykiem, jeśli chodzi o trwałość), a niepokój - obszerne fragmenty w instrukcji poświęcone ochronie antykorozyjnej.

Choć nie pałam miłością do czterocylindrowych diesli, w tym przypadku miałbym poważny zgryz, czy wybrać rzeczone 2.2 CRDi, czy też może benzynowe V6 o pojemności 2,7 litra oraz mocy 189 KM. Tym bardziej że tego drugiego jeszcze nie testowałem, a temu pierwszemu trudno cokolwiek zarzucić. W dodatku oba kosztują tyle samo (w lepszych wersjach wyposażenia "benzyna" jest nawet tańsza). V6 jest wprawdzie o 11 km/h szybsze i o 1,6 sekundy zrywniejsze, ale też spala średnio o 3 l/100 km więcej. Diesel zaś nie ma wielu wysokoprężnych uciążliwości - nie wibruje, nie hałasuje i zapewnia przyzwoitą dynamikę. Zwłaszcza, gdy nie musi współpracować z automatem. Przekładnia zapożyczona z Sonaty V6 może i jest wygodna, ale najwyraźniej ma problemy decyzyjne, skoro wydłuża sprint do setki o 1,5 sekundy. Na plus trzeba jej zapisać tryb manualny dający możliwość hamowania silnikiem. Ręcznej -również pięciobiegowej - skrzyni można zaś wytknąć jedynie zbyt długą dwójkę (bezpośrednio skutek krótkiej jedynki, pośrednio - braku reduktora), co nie przeszkadza dopóty, dopóki nie udamy się w góry.

W mieście Santa Fe jeździ się łatwo i przyjemnie. Pod względem zwrotności dorównuje kompaktom, komfortem resorowania nie ustępuje dużym kombi. To ważne, bo nie zawsze duże koła i spory prześwit gwarantują spokój na nierównościach. Podczas manewrowania i na zakrętach nieco przeszkadzają dość szerokie przednie słupki. Poza miastem? Przydałaby się nieco większa precyzja układu kierowniczego w trakcie jazdy na wprost. A w terenie? Tu atutem Hyundaia okazuje się całkiem sprawny układ przeniesienia napędu na tylną oś (do wartości 50:50). Robi to bezzwłocznie, nie czekając na poślizg przedniej (co jest np. wadą Haldeksu). Przyciśnięty do muru - czy raczej piachu - pokazuje zaś, co potrafi blokada sprzęgła międzyosiowego. Wystarczy wyłączyć ESP (głupieje w terenie), włączyć tryb 4WD (pokrętłem na konsoli) i przy odrobinie szczęścia wydostać się z opresji nawet wtedy, gdy tylko jedno koło zachowa przyczepność. 20-centymetrowy prześwit, rozsądne kąty natarcia i zejścia (25,6 oraz 22,9 st.), a w końcu spora, bo półmetrowa głębokość brodzenia powinny oddalić od Hyundaia zarzut, że to "typowa bulwarówka". A kto wytknie mu brak reduktora, samonośne nadwozie i poprzecznie ustawiony silnik, ten najwyraźniej nie odróżnia SUV-a od terenówki.

Odmiany Premium i Executive z benzynowym silnikiem V6 są o 10 tys. zł tańsze od wysokoprężnych

GAZ

Subtelna elegancja nadwozia, dobrze wyciszony, dość żwawy i oszczędny silnik wysokoprężny, wysoki komfort resorowania, przestronne wnętrze, skuteczne hamulce tarczowe

HAMULEC

Brak trybu Auto 4WD umożliwiającego szybszą jazdę z użyciem napędu 4x4, banalna deska rozdzielcza, brak szóstego biegu, spora masa

SUMMA SUMMARUM

Za podsumowanie niech posłużą wyniki porównania z BMW X3 2.0 ujeżdżanym przez redakcyjnego kolegę. Bawarczyk zaimponował stałym napędem xDrive, bardziej sportowymi fotelami i nieco lepszymi materiałami deski rozdzielczej. Koreańczyk okazał się za to wyraźnie cichszy, bardziej komfortowy na nierównościach i bardziej przestronny wewnątrz (co dało się odczuć zwłaszcza na tylnej kanapie). Do tego ma mniejsze szczeliny montażowe, no i niższą cenę. Zwłaszcza w promocji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA