Dodge Journey 2.0 CRD | Test i wideo

Journey znaczy podróż. A podróż to ekscytująca wyprawa i smak przygody. Trudno o lepszą nazwę dla rodzinnego samochodu. Dokąd więc zabiera nas Dodge Journey? 

Journey przypomina vana, ale ma też coś z SUV'a. Taka klasa samochodów wykluła się całkiem niedawno - to crossovery. Premiera modelu odbyła się w 2007 roku podczas salonu samochodowego we Frankfurcie. Miejsce nieprzypadkowe, bo Journey to produkt globalny, z europejskimi ambicjami. Karoserię zaprojektował młody designer Ryan Nagode. Linii miała być na tyle wyrazista, by Dodge przestał kojarzyć się tylko z pikapami i Viperem . Podobno inspirację odnaleziono w wyglądzie okularów przeciwsłonecznych Oakley. Mimo tego Journey wygląda jak wykuty w skale, a siermiężna stylistyka z niskimi szybami wyróżnia go na ulicy nie mniej niż pokaźne gabaryty - nadwozie mierzy blisko 5 metrów.

Po zajęciu miejsca we wnętrzu okazuje się jednak, że Dodge'owi gdzieś te centymetry uciekły. W porównaniu do krótszych minivanów przestronność wypada przeciętnie, a i bagażnik nie zachwyca. 167 l z kompletem pasażerów na pokładzie to tylko o 12 l więcej niż w 0,5 m krótszej Toyocie Verso. Na szczęście przy złożonym trzecim rzędzie foteli przestrzeń rośnie do 784 l. Czym amerykański podróżnik zyskuje u pasażerów? Najbardziej prostym systemem składania siedzeń i praktycznymi rozwiązaniami. Tylne drzwi otwierane pod kątem 90 stopni, mała latarka w bagażniku, przesuwne fotele drugiego rzędu z regulowanymi oparciami to tylko niektóre z nich. Dodajmy do tego trzystrefową klimatyzację, teatralne umieszczenie rzędów foteli i lusterko "rybie oko" rodem z autobusu, gdyby sytuacja na tylnych fotelach wymknęła się spod kontroli. Na tym nie koniec. Prawdziwe zatrzęsienie schowków sprawi, że podczas pakowania na wakacyjną wyprawę z niczego nie będziemy musieli rezygnować. Te pod nogami pasażerów z tyłu zmieszczą tuzin puszek i jeszcze trochę lodu. A czyszczenie? Nie ma z tym problemu, bo skrzynki można łatwo wymontować.

Pokaźny pojemnik wygospodarowano też w fotelu pasażera, a w razie potrzeby jego oparcie składa się w stolik. Szkoda tylko, że skórzane fotele są płaskie jak krzesła w jadalni. Najbardziej w kabinie Journeya razi jednak wykończenie. Na pierwszy rzut oka jest lepiej niż w Nitro, ale spasowanie i materiały dalekie są od oczekiwań europejskiego klienta. Przyzwyczajcie się więc, że klapki schowków zaskoczą za 2. lub 3. razem, a niektóre plastiki wytrą się szybciej niż myślicie. Aż dziw, że nagłośnienie Infinity brzmi całkiem nieźle i bez niepokojących trzasków. Niestety wyświetlacz audio i nawigacji umieszczono stanowczo za nisko, więc o zmianę ustawień lepiej poprosić pasażera albo się zatrzymać. Do mocnych stron Dodge'a nie należy też widoczność. Widok z kamery cofania będzie jedynym ratunkiem przy parkowaniu, a lusterko wsteczne - zbędną ozdobą przedniej szyby. Nie pomaga w tym nawet przyzwoita pozycja za kierownicą, rodem z małej ciężarówki.

Czas ruszyć w podróż, do której zachęca nas nazwa Dodge'a. 2-litrowy diesel o mocy 140 koni klekocze znajomo, pochodzi bowiem z półki  Volkswagena . W teorii, połączony z 6-biegową skrzynią dwusprzęgłową powinien stanowić idealne serce dla naszego podróżnika. Niestety, automat dostarczony przez firmę Getrag nie daje po sobie poznać, że ma dwa sprzęgła. Biegi zmienia płynnie, ale mozolnie i postawiony pod ścianą nadmiernie nimi żongluje. Nie to jednak jest prawdziwym powodem kiepskiej dynamiki Journeya, tylko nadmiar kilogramów. 140 koni nie ma szans w starciu z masą 1785 kg. Równomierna charakterystyka diesla od 2 do ponad 4 tys. obr./min traci na znaczeniu. Wskazówka obrotomierza leniwie gramoli się z dołu skali, a od 100 km/h czujemy, jakby otworzył się za nami spadochron bezpieczeństwa. Redukcja na piątkę, na czwórkę, gang silnika robi się coraz bardziej donośny, a krajobraz za oknem wcale nie przesuwa się szybciej. Podobnie jest ze zużyciem paliwa. Obojętnie jak będziemy obchodzić się z pedałem gazu, Dodge spali w granicach 9-11 litrów na 100 km. To wynik ani dobry, ani przerażający - niezła średnia dla blisko pięciometrowego auta.

Komfortowe zawieszenie sprzyja rodzinnym wojażom. Dziury Journey mija niewzruszony i bez zbędnych hałasów. Zaraz, zaraz... Czyżbyśmy mieli do czynienia z amerykańskim tapczanem? Niekoniecznie, bo i w zakręcie auto pozostaje stabilne. Pozytywny obrazek psuje jednak oderwany od rzeczywistości układ kierowniczy, swoją pracą przypominający mieszanie w beczce z miodem.

Ceny najtańszego Journeya 2.0 CRD z manualną skrzynią startują od ok. 103 tys. zł. W ofercie polskiego dystrybutora są modele z 2009 roku za niespełna 90 tys. zł. Topowa wersja R/T z automatem to wydatek 133 tys. zł. System multimedialny z nawigacją i trzeci rząd siedzeń windują cenę testowego Journeya do ponad 150 tys. zł. Za 128,5 tys. zł możemy nabyć znacznie bardziej dopracowanego S-Max'a w wersji Titanium ze 140-konnym dieslem i 6-biegową skrzynią dwusprzęgłową PowerShift. Ceny 5-osobowych crossoverów Volvo XC70 i Mazdy CX-7 z mocniejszym dieslami i manualnymi skrzyniami biegów startują odpowiednio od 153,3 i 132,9 tys. zł. Do wyboru pozostaje też szeroka oferta mniejszych SUV'ów i krótszych, ale niekoniecznie mniej przestronnych vanów.

GAZ Praktyczne wnętrze, komfortowe zawieszenie, przyzwoite wyposażenie seryjne, industrialny design

HAMULEC Przeciętna przestronność kabiny, kiepskie wykończenie wnętrza, słaba dynamika i kultura pracy silnika

SUMMA SUMMARUM Dodge musi jeszcze odbyć kilka lekcji, by poważnie konkurować z innymi modelami w klasie crossoverów. Niska jakość wykończenia wnętrza i nieprzystający do masy Journeya silnik to jego najsłabsze punkty. Szkoda, bo pod względem praktycznych rozwiązań to konkurencja może uczyć się od Amerykanów.

Dodge Journey 2.0 CRD | Test wideo

Kompendium - Dodge Journey 2.0 CRD R/T

Viper made in Poland? - ZOBACZ TUTAJ

Osiem Viperów na godzinę - GALERIA

Samochody: Dodge Viper - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA