Saab 9-5 2.3 TS Aero

Cztery cylindry, przedni napęd, nadwozie klasycznej limuzyny. Co to? Jeden z najciekawszych samochodów świata.

Co ci Szwedzi sobie myślą? Że do sedana na podwoziu Vectry wystarczy przykleić znaczek Saaba i już można wołać: "Patrzcie, mamy sportowy samochód"? A może to dyrektorzy z GM - właściciela szwedzkiej marki - mają takie naiwne pomysły? Sprawdźmy.

Zobacz Saab 9-5 w naszej galerii

Oto Saab 9-5. Znany i lubiany. Taki solidny, taki szwedzki, że jego linia nadwozia nie zmieniła się od modelu '97. No, może poza drobnymi poprawkami przeprowadzonymi na początku wieku.

Kolejny raz dopuszczono projektantów do desek kreślarskich dopiero pod koniec 2005 r. Trudno powiedzieć, w jakiej atmosferze przebiegały prace, ale patrząc na ich najnowsze dzieło, można przypuszczać, że uznali dotychczasowy projekt za doskonały. Po co się niepotrzebnie męczyć, lepiej wykorzystać czas spędzany w biurze na doskonaleniu techniki gry w curling i planowaniu urlopów. Niestety, kilka dni przed oddaniem projektu jednego z designerów ruszyło sumienie. - Chłopaki, zróbmy coś, przecież on musi się choć trochę różnić. Inaczej wyleją nas z roboty! - roztaczał straszne wizje. Pomyśleli, podrapali się po głowach i niechętnie sięgnęli po ołówki. Czasu było mało, no i wyszło to, co wyszło.

Nowy Saab dostał nowe tylne lampy. Światła przednie przyozdobiono chromowanymi wzorami rodem z Dalekiego Wschodu - to podobno ukłon w stronę nowego członka wielkiej rodziny GM, koreańskiego (świętej pamięci) Daewoo. Z jednej strony przykro, ale z drugiej dobrze, że tak niewiele popsuli. Na szczęście został klasyczny, ponadczasowy styl Saaba. Kto wie, jak wyglądałby teraz 9-5, gdyby fabrykę przeniesiono na przykład na Słowację albo do Turcji.

Jeden magiczny przycisk!

Jest zimny lutowy poranek. W samochodzie zimno jak w lodówce, szyby zamarznięte na kość, a w środku wszystko twarde jak kamień. No to jak z tą odpornością szwedzkich samochodów na mróz? W końcu u nich w Skandynawii takie warunki to chleb powszedni. Fajnie by było, gdyby za jednym przyciśnięciem guzika wszystko momentalnie odmarzło, a w aucie zrobiło się cieplutko. Szukam więc przycisku "rozmarzanie". Nie ma. W ogóle coś mało tych guzików, kabina wygląda, jakby czas się dawno dla niej zatrzymał. Proste zegary z dużym prędkościomierzem, żadnych dodatkowych kontrolek czy mrugających lampek. Bardzo dobrze, nie trzeba się uczyć obsługi tych koszmarnych wielofunkcyjnych wyświetlaczy; i nie musisz kończyć politechniki, żeby włączyć radio.

Jedyne magiczne miejsce to środkowy tunel, w który wetknięto stacyjkę. Przekręcam kluczyk. Chciałem od razu włączyć podgrzewanie tylnej szyby, ale najwyraźniej ktoś zrobił to za mnie. - Ciekawe kto - myślę sobie, bo przecież w aucie jestem sam. No tak. Jednak szwedzka myśl techniczna działa - samochód sam zorientował się, że jest zimno.

Ale, ale! Czyżby wnętrze także było ukłonem w stronę Daewoo? Uff, to tylko pozory. Materiały są szare i wyglądają nieciekawie, jednak ich jakość jest bardzo wysoka. Wszystkie miękkie i bardzo dobrze dopasowane.

W Saabie wszystko jest proste i działa perfekcyjnie. Ten samochód niczego nie wymaga. Nawet automatyczna klimatyzacja, która wygląda na tani model sprzed lat, pracuje nadzwyczaj wydajnie. Już po minucie od włączenia silnika z nawiewów wydostawało się gorące powietrze. Szyby odparowały, a skórzany fotel zaczął przyjemnie grzać. Czary? E tam. Saab.

Wysokie loty

Silnik benzynowy, skrzynia automatyczna, a kierownica z plastiku. Nie tak wyobrażałem sobie wersję Aero - kultową maszynę z ogromnym turbo, która w latach 80. podbijała świat. Co z niej zostało? Wbrew pozorom dość dużo. Zapomnijmy o polimerowym wolancie z Opla. Do dyspozycji jest aż 260 KM i 8,2 s od 0 do 100 km/h z 5-biegowym automatem (6,9 ze skrzynią manualną). Mały znaczek "Aero" na tylnej klapie łatwo przegapić, a to przecież najszybszy Saab. Wszystko dyskretnie skrywa pod maską - nic na zewnątrz, ani tym bardziej w środku, nie zdradza jego prawdziwego oblicza. Ale aby go do tego zmusić, wystarczy wcisnąć gaz.

Znów okazuje się, że Saab wiele od kierowcy nie wymaga: usiąść, zapiąć pas i trzymać się kierownicy. Auto samo ruszy i samo zmieni biegi, nawet z włączonym ręcznym trybem skrzyni. Wyłącznik systemu kontroli trakcji? Nie dotykam go, na razie nie chce mi się jeździć poślizgami - choć to jeden z nielicznych luksusowych dinozaurów, w którym ten system da się jeszcze całkowicie wyłączyć. Ale ilekroć ruszałem spod świateł, ani razu nie odczułem działania TC. Na śliskiej nawierzchni mechanizm różnicowy tak płynnie rozdzielał potężny moment obrotowy, że auto nawet na ułamek sekundy nie traciło pełnej mocy. Co prawda krajobraz zaczyna się rozmywać dopiero od 4000 obrotów, ale Saabowi obce jest zjawisko turbodziury.

Chcesz koniecznie sam zmieniać biegi? Proszę bardzo, możesz to robić przyciskami na kierownicy, skrzynia reaguje bardzo szybko. Polecam jednak wygodniejszy sposób - przycisk "sport" na dźwigni. Samochód zmieni biegi za ciebie jeszcze szybciej.

Dawno nie jeździłem tak niepozornym samochodem. Niby zwykły sedan, klasyczny, z pozoru nawet nudny, a potrafi dostarczyć tylu emocji. Wszystko wydaje się takie proste: komfortowe zawieszenie i układ kierowniczy (choć nie bezpośredni) nawet na chwilę nie pozbawiają kierowcy kontroli nad autem. W pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, po jaką cholerę inni producenci pakują do aut osobowych napęd na cztery koła, po co montują widlaste szóstki i ósemki albo nikomu niepotrzebne wynalazki w postaci elektrycznie otwieranych drzwi. Po co to i na co? Czy komuś zależy na komplikowaniu budowy samochodów? W Saabie idealnie sprawdza się rzędowy silnik, ledwo cztery cylindry, tradycyjna turbina i stosowany od lat napęd na przednią oś. Nie ma nawet kurtyn powietrznych, a mimo to bezpieczeństwo Saaba stoi na najwyższym światowym poziomie. Hm

Szwedzi trzymają fason

Dziennikarzy nie zaskakuje stacyjka między fotelami czy lampka do czytania rodem z samolotu. Wiemy, że Saab od lat konstruuje samoloty, i nawiązania do korzeni firmy są oczywiste. Jednak dla fanów Saaba właśnie te gadżety to podstawa. Dziś - gdy Volvo to Ford, Chrysler to Mercedes, a Saab to Opel - naprawdę trudno znaleźć auto niepodobne do innych. Pod maski japońskich samochodów trafiają francuskie silniki, a w tych samych fabrykach powstają modele już nie dwóch, ale nawet trzech różnych marek. Dobrze się stało, że choć Vectra i 9-5 dzielą tę samą płytę podłogową, Szwedom udało się zachować odrębność. Saab trzyma się prostych sprawdzonych rozwiązań i oby tak było jak najdłużej. Aero z pewnością na długo pozostanie jednym z najbardziej oryginalnych samochodów, jakie miałem okazję prowadzić.

Saab 9-5 2.3 TS Aero kompendium

Nasze pomiary:

Gaz

Jak na tak dużą moc auto spala niewielkie ilości paliwa. Średnio 16,0 l/100 km. Do zalet zaliczam także bardzo dobre właściwości jezdne wspomagane przez TC, sprawnie działający układ klimatyzacji.

Hamulec

Nie wiedzieć czemu, w Saabie brakuje schowków, a kieszenie w drzwiach są bardzo małe. Zmiana przedniej części nadwozia tym razem nie wyszła na dobre.

Summa summarum

Saab to solidny wóz z bogatym wyposażeniem. Choć trudno go pomylić z innymi autami, nie każdy wie, że pod maską jest aż 260 KM. Sportowa wersja Aero jest ciekawą propozycją dla osoby lubiącej szybką jazdę. Świetny silnik, zawieszenie i hamulce. Krótko mówiąc - wart swojej ceny (203 900 zł).

Oceń ten samochód:
Więcej o:
Copyright © Agora SA