Suzuki SX4 DDiS Outdoor Line

Terenowate maleństwo radzi sobie z dziurami w asfalcie, ale na mokrej trawie dostaje zadyszki

9 marca podczas kolacji w podparyskim Walt Disney Studio menedżerowie Suzuki uroczyście rozszyfrowali symbol SX jako "Sport Crossover". Liczą, że mały SUV wzbudzi sportowe sentymenty w kierowcach i stanie się zalążkiem nowej mody. Może i się stanie. Włosko-japońsko-węgierski (montowany w Esztergom) raczej SUV-ik niż SUV, przedstawiony już w "Wysokich Obrotach" jako Fiat Sedici, jest autkiem udanym. Choć niezupełnie crossowym.

Już po stu kilometrach po drogach Szampanii i Ile-de-France byłem przekonany, że koncerny Suzuki i Fiat wymyśliły nie tylko nową klasę pojazdów z napędem na cztery koła, ale polują na konkretną grupę konsumentów: kobiety, które chciałyby spróbować offroadu bez wsiadania po drabinie do wypasionych SUV-ów wielkości ciężarówki. Równie prędko przekonałem się też, że będzie to offroad najwyżej na trasie pomiędzy garażem a wiejskim sklepem.

SX4 na pierwszy rzut oka budzi sympatię. Niezła, choć nienowoczesna sylwetka z palety Ital Design. Sportowe zegary, dźwignia zmiany biegów i niby-aluminium na panelu przednim. Znakomite prowadzenie, satysfakcjonujące przyspieszenie, wygodne wnętrze. I tylko wspomniany cross to raczej "uff!" niż off. Na śliskim gruncie auto jedzie, dokąd chce, zwłaszcza na wzniesieniach. Pech chciał, że podczas pokazów lało jak z cebra.

Suzuki SX4 - galeria zdjęć >>>

Z początku SX szedł jak burza. Ma podrasowany układ jezdny i płytę podłogową Swifta. Gdy podczas wyprzedzania na wąskim asfalcie lewe koła złapały grunt, auto nieznacznie rozchwiało się na boki i spokojnie wróciło na szosę. Na sinym od deszczu rondzie przy Newport Bay Club wóz szedł jak przyklejony - nawet przy prędkości 90 km/h i z odłączonym napędem tylnych kół nie dał się wprowadzić w poślizg.

SX miał też słabe punkty. Po godzinie fiatowski Multijet pod maską rozklekotał się jak wszystkie inne diesle i w ergonomicznie urządzonym wnętrzu (tylko pokrywa przedniego schowka jest tandetna) zaczęło być głośno. Drugie źródło hałasu to lusterka zewnętrzne - gigantyczne, dające znakomite pole widzenia wstecz, lecz prujące powietrze niczym wystawione przez okna łopaty.

Mój SX4 DDiS miał solidny jak na auto ważące 1325 kg 120-konny silnik o momencie 280 Nm siąganym przy 2000 obr./min z 1,9 litra pojemności. Turbodiesel Fiata dobrze współpracował z ręczną, 6-biegową skrzynią, przenosząc napęd na dwa lub cztery koła. Za pomocą przycisku obok fotela pasażera mogłem ustawić jeden z trzech trybów działania napędu.

Pierwszy - 2WD - to klasyczna miejska trakcja: napędzane są koła przednie. Tryb Auto rozdziela moment automatycznie - poprzez elektronicznie sterowane sprzęgło. Trzeci - Lock - to stały napęd na cztery koła. Wszystkie sprawdzają się na szosie. Na naprawdę mokrej nawierzchni, niezależnie od faktury i koloru asfaltu, niekiedy mocno zabłoconego przez traktory zjeżdżające z winnic, Suzuki jechało pewnie. Auto ma precyzyjny układ kierowniczy, a kierownica stawia przyjemny opór.

Zakręty w Suzuki to sama radość - dobrze zestopniowana i lekko pracująca skrzynia umożliwiała prawie wyczynową jazdę. Po kilkudziesięciu kilometrach gładkiego asfaltu dróg Szampanii zjechałem na łąkę. I zaczęły się schody. Dłuższe przytrzymanie przełącznika (potwierdzone lampką kontrolną) uruchamia tryb Lock. Napęd zostaje wówczas zblokowany, co po deszczu - z ABS-em, EBD i ESP włącznie - wcale nie ułatwia pokonywania przeszkód większych od grzbietu żółwia, a na pewno nie pozwala tego zrobić z prędkością przekraczającą kilka kilometrów na godzinę.

W błocie, także podczas jazdy na wprost pod niewielkie trawiaste czy szutrowe wzniesienie Suzuki jedzie, gdzie chce - najczęściej bokiem. Fajne na poligonie, stresujące w realu, gdy z boku auta rowy albo drzewa. Wystarczy podmokła łąka nad strumykiem, aby przekonać się, że skłonność SX-a do ekwilibrystyki jest średnio zabawna.

Być może to problem opon - jeździłem na Bridgestone'ach. Zimowych, lecz szosowych. Ale komu by się chciało w SUV-iku wozić komplet opon offroadowych i przekładać przed zjazdem na wiosenny piknik w lesie? Przełączenie trybu Lock na Auto niewiele zmieniło. Przy dodaniu gazu SX szedł lewym bokiem do przodu, przy odjęciu mocy zapadał się po osie. Trzeba było sporo kontrować kierownicą, by utrzymać kierunek. Dopiero powrót na asfalt przyniósł ulgę. Auto prędko otrząsnęło się z błota.

W środku mroczno, lecz przyjemnie. Jak w Swifcie. Wiele rzeczy obsługuje się intuicyjnie. Niezłe radio. Kapitalne w dotyku pokrętła klimatyzacji. Dobrze leży w dłoniach regulowana w pionie kierownica (z której można sterować radiem). Podobnie poręczne są - jak w VW - sterowniki szyb i lusterek. Twarde, lecz wygodne fotele.

Z tyłu jest sporo miejsca nawet dla rosłego mężczyzny. Drzwi szerokie, wsiada się wygodnie i bez lęku o głowę, bo wnętrze auta jest wysokie. SX4 jest hatchbackiem z nieco za małym bagażnikiem. Na zakupy pewnie wystarczy. Niższa od standartowej o 5 cm wersja Urban Line z trzema wygodnymi szufladami pod łatwo unoszoną klapą bagażnika spodoba się kobietom.

Groźniej wyglądający Outdoor Line w standardzie DDiS to kapitalny diesel do survivalu po polskiej asfaltowej dżungli, śniegu czy na kocich łbach. Bezboleśnie pokonuje głębokie dziury i ma spory zapas mocy. Mocny cross w deszczu pozostawiłbym jednak Grand Vitarze.

Suzuki SX4 DDiS Outdoor Line - kompendium

Gaz

Przestronne wnętrze (dla czworga), przyzwoite wyposażenie, świetne lusterka wsteczne, wygodne fotele, satysfakcjonująca przestrzeń z tyłu, niezłe wykończenie

Hamilec

Nieprzyjemny zapach tworzyw we wnętrzu, hałas, nieskuteczny napęd 4x4 w trudnych warunkach terenowych, ograniczona gama silników, brak osiowej regulacji kierownicy, niewielki bagażnik, znaczna masa, cztery gwiazdki w crash teście

[SUMMA SUMMARUM]

Suzuki wziął od Fiata to, co najlepsze - design i silnik Diesla, lecz zapomniał o lifestyle'u. Wnętrze - choć dobrze wykończone - jest ponure. Auto na szosie daje kierowcy sporo satysfakcji. W terenie zachowuje się średnio. Obsługa codzienna będzie prosta - wlewy płynów eksploatacyjnych łatwo dostępne. Śmieszą asymetryczne wycieraczki. Krótsza, od strony pasażera, raczej maże po szybie, niż ją czyści. Szanse na spopularyzowanie małego SUV-a zależą od ceny. W Paryżu szeptano o 56 tys. zł za diesla. Dość drogo.

Oceń ten samochód
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.