A szkoda, bo stoisko z prototypem (więcej o nim tutaj ) cieszyło się dużym zainteresowaniem zwiedzających, a sam pomysł reinkarnacji legendarnego auta został bardzo ciepło przyjęty. Nawet przez miłośników "plastikowego" protoplasty.
Z którym nota bene, poza wyglądem, Trabant nT (newTrabi) niewiele ma wspólnego. A to dlatego, że w przeciwieństwie do pierwowzoru, auto zaprezentowane we Frankfurcie to wzorowy ekolog. Napędzany 60-konnym silnikiem elektrycznym potrafi rozpędzić się do prędkości 130 km/h, a jedno ładowanie pozwala przejechać dystans 160 km.
Tak się jednak składa, że to napęd nowego "Trabiego" jest jedną z przyczyn, dla których auto może w ogóle nie ujrzeć światła dziennego. Niemiecka Harpa nie może bowiem znaleźć dostawcy podzespołów. Nie mówiąc już o zwyczajnym braku funduszy. Jeden z głównych partnerów biznesowych przedsięwzięcia - firma Indikar - nie wpłaciła do kasy projektu obiecanych 30 mln euro potrzebnych do ukończenia prac nad autem. To nie koniec złych wieści. Tani w założeniu twórców wtyczkowóz - o ile w ogóle trafi do produkcji - wcale taki tani nie będzie. Nieoficjalnie mówi się o cenie od 20 do 25 tys. euro za podstawową odmianę.
Czy to definitywny koniec elektrycznego "Trabiego"? Wiele na to wskazuje, ale firma Herpa nie składa jeszcze broni.
ZOBACZ TAKŻE: