Twoim samochodem po Europie

Pamiętacie wakacyjną zabawę "Samochodem po Europie" na Moto.pl? Wyłoniliśmy autorów najciekawszych opowieści i zdobywców motoryzacyjnych gadżetów. Dziś kolejna relacja

Zabawa "Samochodem po Europie" trwała przez całe wakacje na Moto.pl. Radziliśmy Wam, jak przygotować się do podróży i jakie miejsca warto odwiedzić. Czekaliśmy również na Wasze relacje z samochodowych podróży, zdjęcia i filmy. I choć po wakacyjnych wojażach i letniej aurze zostały tylko wspomnienia, dla autorów najciekawszych opowieści mamy coś na pocieszenie - gadżety motoryzacyjne ufundowane przez Mazdę .

Serdecznie dziękujemy wszystkim za nadesłane relacje i udział w zabawie. Redakcja wybrała sześć spośród nadesłanych prac. Ich autorzy to: Katarzyna Wertepna, Karol Śliwa, Marek Smaczewski, Elżbieta Świtulska, Maciej Loret i Marcin Kurnik. Od wtorku prezentujemy Wasze relacje , dziś czas na kolejną. Gratulujemy zwycięzcom!

Marcin Sobolewski

***  

Bułgaria

10.06.2009

Wyjazd z Bydgoszczy 3.32 (32 minuty spóźnienia względem planu). Szybki przelot Przez Inowrocław, Koni, A2, Łodź, Piotrków (tu mała przygoda w postaci nagle otwierającej się przedniej maski przy licznikowych 185km/h, co miało wpływ na nieprzekraczanie już później tej prędkości ze strachu... na szczęście maska nie odleciała w powietrze - zadziałało zabezpieczenie, ale cośmy się najedli strachu, to nasze... :), Częstochowę, Wschodnią Obwodnicę GOPu, Bielsko Białą, gdzie o 9.40 w Auchan zatankowałem do pełna, Cieszyn i ... tu skończyła się szybka jazda. Niestety to był błąd. Chyba szybciej by było przez Kielce, Kraków, Nowy Targ... W każdym razie droga nr 11 w Czechach, to porażka w pełnym tego słowa znaczeniu. Sznury pojazdów w obu kierunkach, droga o średniej jakości... Na granicy CZ/SK winietka za euro w bilonie po 4PLN/euro. Jeszcze gorzej pomiędzy Cadcą a Ziliną w Słowacji - jakieś 40 minut w korku z powodu remontu drogi. Ale przynajmniej zobaczyłem, jak trzeba jeździć karetką na sygnale, gdy droga w obie strony zakorkowana na długości kilku kilometrów plus maszyny drogowe, z jednej kilku/nastometrowa przepaść z drugiej pionowa skalna ściana... awink A po kilkunastu minutach karetka ponownie robi zamieszanie, wracając... :)) Za Ziliną było już lepiej, a koło Besenovej autostrada, 180km/h, tempomat i ... za dwadzieścia minut ... autostrada za nami... awink Potem jak trafił się w miarę normalny szybki i wściekły, to jechałem za nim 130-150, a jak nie to swoje 110-120. Za Levocą jest Spisskie Podhradie, a tuż za nim świetna knajpka - jadłem tam już wcześniej, parę lat temu - Spissky Salas : http://www.spisskysalas.sk . Jest duży parking, pla zabaw dla dzieci i ... widok na największy zamek Europy, a raczej jego ruiny czyli Spisski Hrad. Ceny już podawałem w innym wątku, ale bodaj 14 euro zapłaciłem za najedzenie się dwójki dorosły i dziecka oraz  euro za zestaw różnych słowackich serów do pogryzania w drodze.

Przed tunelem Branisko, wyprzedziłem TIRa. A ten zaczął mi błyskać już w tunelu długimi po oczach. Po kilku mignięciach zwątpiłem, ale w aucie wydawało się wszystko w porządku. Niestety w tunelu są bardzo małe zatoczki, a on siedział mi na tyłku. Po wyjechaniu z tunelu dałem znak, że zjadę na parking - myślałem, że TIR się zatrzyma i kierowca powie o co loto... Niestety przemknął obok. Wysiadłem obszedłem całe auto posprawdzałem opony, wydech, światła... Wszystko OK. W tym momencie zatrzymuje się Golf z pracownikami obsługi autostrady i pyta o się stało - to było dosyć miłe...  No nic, pogoniłem dalej i za jakiś czas dogoniłem TIRa, ale kierowca już nie przejawiał ochoty do "rozmowy" za pomocą świateł... Potem Presov, krótka autostrada, Kosice, granica w Tornyosnémeti. Winietka za bilon Euro na 4 dni, pani mówiąca nieźle o angielsku i jazda. I tu przeżyłem szok... Jezu, jakie drogi... Droga do Miskolca - wyprzedziłem dwa auta i motocykl , mnie nikt nie wyprzedził, a z przeciwka przejechało kilkanaście aut na odcinku bodaj 56 kilometrów. Droga równa jak stół (po co im autostrady?), pusta, wioski rzadko rozmieszczone. Jechałem 130-140km/h, a można sporo więcej...  Autostrada Miskolc-Debrecen niecała godzina, w tym tankowanie na MOLu (żona twierdzi, że po zbliżeniu ręki do pojemnika z ręcznikami do wytarcia rąk, ręcznik sam wysuwa się na odpowiednią długość i wystarczy go urwać awink ) Potem droga w  kierunku granicy w Bors, podobna do tej do Miskolca. W Bors, najpierw jeden Rumun ogląda nasze dowody, daje drugiemu, potem jeszcze dwie praktykantki powtarzają ceremonię, aż w końcu im się nudzi i ten pierwszy pyta "kuda jedietie"... Po zgodnej z rzeczywistością odpowiedzi, puszcza nas wolno. Winietka u jak zwykle mówiącej po angielsku pani sprzedającej winietki ze stałym manewrem z bilonem euro. I Rumunia... Odcinek kilku kilometrów Do Oradei jest sporym kontrastem do Węgier... Skręcamy na południe w kierunku Baile Felix i lądujemy w pożądanym rodzinnym pensjonacie Rozeclas: http://www.pensiunearozeclas.ro/ - 40 euro za pokój małżeński dla naszej trójki ze śniadaniem, możliwością zapłacenia kartą i darmowym WiFi. Tak więc w ponad 16 godzin zrobiliśmy ponad 1100km (w tym 300km autostrad)...

11.06.2009

Wiadomość dnia - autostrada Cluj (Gilau)-Turda, to pieśń przyszłości (więcej w którymś moim dzisiejszym poście).

Dziś powiem tylko, że wnerwiłem się, bo Czarny Kościół w Brasovie otwarty jest tylko do 15.30 i się godzinkę spóźniłem... sad(( Obszedłem go tylko dookoła - robi wrażenie, pocykaliśmy parę fotek, posłuchaliśmy trochę muzyki przy fontannie (koncert sponsorowany przez Tuborga) i polecieliśmy sobie odbić do Rasnova na chłposki zamek - tak naprawdę troszkę ruiny, ale podobało mi się. Potem na tapetę chcieliśmy wziąć Castelul Peles i Pelisor - i znów odstaliśmy środkowy palec w górę od szczęścia. :((( Przyjechaliśmy godzinkę po zamknięciu (tak przynajmniej głosi tabliczka w Sinai przy wjeździe na górę). Co gorsza odpuściłem Sigishoarę, żeby załąpać się na Brasov i Rasnov (gdzie zdążyłem 10 minut przed zamknięciem).

Na plus dzisiaj - jazda po górach. Lubię jeździć autem i niektóre odcinki szczególnie gdzieś w okolicach Turdy? , jeszcze lepsze przed Brasovem i najlepsze na bocznej drodze Rasnov-Predeal (tu niestety słaba nawierzchnia) - wszystkie odcinki mogłyby być bardzo widowiskowymi odcinkami specjalnymi niejednego rajdu... Jak to mówią cud, miód i orzeszki... A ile mona się nauczy od kierowców rumuńskich... Powiem szczerze, że zostałem szybko wyedukowany... smile Nie jestem święty na drodze (lubię raczej szybszą jazdę, ale bez wariactw), ale jazda na czwartego, wyprzedzanie za wszelką cenę, jeśli tylko jest cień szansy, że z naprzeciwka zza zakrętu nic nie wyskoczy, to dosyć normalne. Większość, to oczywiście mistrzowie prostej, ale paru lepszych zawodników było - nie wiem z jakim silnikiem, ale długo się nie utrzymałem za Peugeotem Boxterem. :)) Ja co prawda nie jechałem na wariata, ale starałem się dostosować do ich stylu jazdy, czyli ciągła - trzeba wyprzedzać, podwójna ciągła - musisz wyprzedzić, wszelkie ograniczenia prędkości trzeba mnożyć przez ilość pasażerów, itd... Tylko do jednego nie mogę się przyzwyczaić - wyprzedzanie na zakręcie, gdzie kompletnie nie widać nic (bo np jest góra).

I jeszcze coś - widoki palce lizać... Co prawda kierowca nie bardzo może się rozglądać, ale czasem rzucałem okiem tu i tam...

Z bardziej przyziemnych rzeczy - nocuję w hoteliku "Riviera": http://www.rivierahotel.ro - 35 euro za pokój z małżeńskim łóżkiem (2 osoby dorosłe+dziecko) i śniadaniem w postaci stołu szwedzkiego oraz WiFi gratis (dzięki temu mam jeszcze kontakt ze światem awink ... Recepcjonistka około 40-45 lat bardzo ładnie mówi po angielsku, można płacić kartą - żyć nie umierać... Hotelik przy głównej drodze i niestety z jednej strony głośna droga, z drugiej linia kolejowa...

Do tego w przyhotelowej knajpie o tej samej nazwie zjedliśmy kolację 14 euro (z napiwkiem) - 3 drugie dania, dwie zupy i dwa piwa (po wczorajszym smacznym Ursusie, dziś próbowaliśmy Bergenbiera - też smaczne).

Tym razem wyszło 510km w 10 godzin (razem ze zwiedzaniem). Minus - w knajpie nie da się zapłacić kartą ani euro. Szybko jednak uzyskałem podpowiedź pai recepcjonistki, że może warto pogadać z kelnerem - może chciałby kupić euro... Prorok jaki cy co? Rzeczywiście kelner chętnie odkupił euro po 4leje/euro (pewnie ze 3-4% na tym zyskał).

Jutro - obejrzymy misie na drodze do Hotelu Cota 1400 (inaczej córka mi nie daruje), potem zamki Peles i Pelisor i jak mi tu doradzano przez Ploiesti, Urziceni, Slobozię i Constancę do Złotych Piasków...

Ze spraw gospodarczych - we wszystkich mijanych krajach ze względu na to, iż są w UE ceny usług telefonii komórkowej są identyczne. Minuta rozmowy 1,79PLN odebranie 0,85PLN, SMS 1,50PLN ) ceny z Orange ale w Plusie chyba co do grosza identyczne - ceny z SMSów przychodzących po zalogowaniu do kolejnych sieci, ja mam chwilowo gratis, więc faktycznych cen nie znam. Niestety nie podam po jakich kursach rozliczane są transakcje karciane, bo wciąż nie mam ani jednej rozliczonej - może jutro coś będzie.

12.06.2009

Początek znów nieudany. Pojechaliśmy odwiedzić misie czyli standardową drogą do Hotelu Cota 1400. Drogę łatwo zaleźć - jadąc od strony Brasova, a rozwidleniu dróg w Sinai, jedna idzie dołem a druga (w prawo) górą miejscowości. Trzeba jechać górą i po jakimś czasie widać znak w prawo "Hotel Cota 1400". Droga pod górę jest kręta (na znacznej długośi jedna agrafka za drugą), czasami ze złą nawierzchnią (poprzedniego dnia była burza i mocno padało - w dwóch miejscach woda spływająca z gór zerwała nawierzchnię z drogi na długości 20-30 metrów), kilka widokowych miejsc. Droga pod górę. Sam hotel ładnie położony, ale przed sezonem przed hotelem na parkingu jedno auto. Niestety po misiach ani widu ani słychu. Prawie godzinę zmitrężyliśmy - 7km pod górę jechałem 30 minut a z górki 15 minut plus kilka krótkich przystanków na zdjęcia. Potem szybki podjazd do zamku Peles. Niestety z powodu braku czasu, tylko oglądneliśmy go z zewnątrz. Robi niezłe wrażenie choć do bawarskich zamków jednak trochę brakuje. Nie wiem dlaczego wokół prócz policji kręcą się też tajniacy... Na Pelisor i Monastyr w Sinai już zabrakło czasu... Dopiero około 10.50 wyjeżdżamy z Sinai na południe. Tak jak mi poradzono, zamiast przez Ploesti, Bukareszt i Ruse, poleciałem przez Ploesti, Urziceni, Slobozię, Constancę. Droga z Sinai najpierw przez jakieś 20km mapo jednym pasie w obie strony i malowniczo wije się w dolinie Prahovy. Po czym przeistacza się w dwa pasy w obie strony z równą nawierzchnią aż do Ploesti, szybko więc nadrobiłem kilka/naście minut. W Ploesti przy centrum handlowym (m.in. Carrefour?) znaki prowadzą E60 w kierunku Urziceni. Zaufałem nawigacji i trochę pokręciłem się po mieście W końcu wyjazd i znów po dwa pasty w jedną stronę. Jednak niezbyt długo - do rozjazdu Buzau(prosto)/Urziceni (w prawo). Odtąd zwykła droga, jednak z dobrą nawierzchnią, więc znów zacząłem trochę nadrabiać jadąc za miejscowymi zającami... Tylko krajobraz zrobił się nudy jak flaki z olejem - zrobiło się płasko jak na stole... wszystko posuwało się gładko, aż do czasu gdy dojechałem do Slobozii. Najpierw chciałem zatankować na MOLu przy wjeździe do miasta - łapię za pistolet duszę spust - nic...Jeszcze raz - nic... Jeszcze raz...I jeszcze raz nadziei, że jednak coś robię źle podczas tej niezwykle skomplikowanej czynności...... W końcu proszę kogoś z obsługi - jak zwykle w Rumunii nie ma problemu, żeby dogadać się łamanym angielskim bez angażowania rąk... Okazało się, że nie zauważyłem, że właśnie podjechała cysterna i pompują z niej paliwo do zbiornika, z którego chciałem napoić moje autko... :)) Potem za namową żony pomyliłem drogę i zamiast na A2 pojechałem E60 na północny wschód przez Tandarei, most na Dunaju w (płatny za mostem na bramce i zakaz fotografowania), Harsova, Constana (fragmenty obwodnicy z płyt betonowych). Odtąd droga zmieniła numer na E87. Za Constanzą (w Eforie?) pojawiły się po dwa pasy w obie strony. Vama Veche/Durankulak - winietka miesięczna za 13 euro i wymiana 50 euro po kursie 1,93 (W Złotych Piaskach ponoć 1,91-1,94 a w Varnie 1,93-1,96). Po wjeździe do Bułgarii, dwa szybkie spostrzeżenia - stan dróg zmienił się na minus - łata na łacie, łatą pogania (na szczęście brak dziur i kolein), a drugie to dziesiątki (setki?) wiatraków, część juz działąjących, ale większość jeszcze nie. 40km za Durankulakiem, droga zrobiła się równa jak stół. Za Bałczikiem piękny kręty zjazd bez dotykania gazu aż do ronda przy Albenie. Potem tylko Kranevo z pięknymi widokami na morze i Złote Piaski oraz hotelik (niestety Internetu brak!). Obiado-kolacja, po raz pierwszy Kamenitza i Zagorka a potem do basenu... Potem krótki wypad nad morze i plażę. Niestety W Cajce najbliższa plaża nie jest zachęcająca: brudna (załatwiające się psy), pełno wodorostów na plaży, mocno zapadająe się nogi w piasku (nie da się chodzić), pełno ABSów ze złotymi łańcuchami w Mercedesach (to czym przyjeżdżają do Złotych Piasków? Maybachami? Bentleyami?). Plan na jutro i pewnie pojutrze - pokręcić się po okolicy, zaliczyć informację turystyczną, znaleźć ładniejszą plażę i dostęp do Sieci, odpocząć po podróży...

18.06.2009

Dziś Nos Kaliakra i Balczik.

Dojazd od strony południowej dosyć dobrze oznakowany. Wjazd na przylądek płatny chyba 3lv od osoby (6-letnie dziecko bez opłaty). Kilkaset metrów za punktem opłat parking, gdzie można zostawić auto oraz kilkanaście bud z pamiątkami. Wchodzimy oglądając kolejne ruiny, stację meteo, małe muzeum (bezpłatne, foto+video 2lv) i przez restauraję, dochodzimy do samego końca przylądka. Tam czaimy się kilkanaście minut ale cel wycieczki, którym po raz n-ty w tym roku są zwierzęta - tym razem delfiny - po raz -ty nie został osiągnięty. Mimo, że wiał tylko lekki wiaterek od północy zostawiając niewielką ilość piany ciągnącą się od cypla kilkadziesiąt metrów w kierunku wschodnim, to po południowej stronie cypla woda była tylko minimalnie zmarszczona. Z desperacji zaczęliśmy szukać płazów i gadów wygrzewających się na kamieniach, ale jak na złość były tylko motylki... sad W powrotnej drodze zahaczyliśmy o knajpkę, gdzie w końcu trafiłem na prawdziwy bułgarski tarator (2lv) - tylko dla tego warto tu było przyjechać. Nawet moja córka pochłonęła połowę sporej porcji. Zauważyłem - nie wiem czy to normalne - że nie był doprawiony (sól i pieprz), ogórki były pokrojone w małą kosteczkę i brak było orzechów. Przed wyjściem kupiliśmy kilka kartek (1lv) i pamiątkowych muszli (3lv). Wracając, chciałem sprawdzić która godzina i zauważyłem, że przez nieuwagę zostawiłem palmtopotelefon (nawigacja) w aucie i "nieco" przyspieszyłem. Parking był pustawy, ale wszystko było na swoim miejscu... Pojechaliśmy w kierunku Balczika, tym razem nie główną drogą E87, a boczną wzdłuż wybrzeża. Zauważyłem charakterystyczne, częste wykorzystanie sporych kamieni polnych do budowy murków, płotów i ogrodzeń - wygląda ładnie i naturalnie. W Balcziku oznakowanie ogrodu botanicznego dosyć dobre. Zaparkowaliśmy na strzeżonym parkingu przed wejściem do ogrodu - 2lv/godz. Wejście do ogrodu kosztuje 10lv (dla studentów oraz osób do lat 18-tu chyba 2lv), dzieci gratis. I poszliśmy zwiedzać. Powiem szczerze, że chciałbym mieć taki "ogródek"... To są hektary pięknie utrzymanej roślinności z różnych krajów i kontynentów.... Niektóre okazy akurat kwitły, np. część kaktusów. Wiosną musi to być rewelacyjny widok... Prawdę mówiąc półtorej godziny minęło jak z bicza strzelił. Przy wyjściu znów kilka kartek, a te same muszle co kupiliśmy na przylądku Kaliakra, tu były 3 razy tańsze... :) Chcieliśmy jeszcze wstąpić gdzieś do knajpki na jakieś przekąski - nie próbowaliśmy niczego typu diuner, falafel, burek, itd...) - ale za półtorej godziny mieliśmy w hotelu obiado-kolację, więc daliśmy sobie spokój. Może w Szumenie Leonartis nas gdzieś na jakieś przekąski zaprowadzi Niestety Szumen muszę przełożyć na sobotę/niedzielę - nie wiem czy to dobry termin na zwiedzanie miasta (głownie Tombuł Dżamija i cytadela) oraz Jeźdźca z Madary - czy to wszystko można zwiedzać w tych dniach? Jutro trochę plaży, basenu i może wcisnę jakoś pomiędzy to Monastyr Aladża...

20.06.2009

Dziś Leonartis, Szumen i Madara.

Dojechaliśmy na umówione miejsce, ledwie wysiadłem z auta i pojawił się Leonartis z córką, czyli nasi dzisiejsi przewodnicy. Przywitaliśmy się i od razu podjechaliśmy do leżącego w pobliżu meczetu Tombuł Dżamija - drugi co do wielkości na Bałkanach. Od razu wydał mi się mały w porównaniu do znanych mi dużych świątyń. Parking przed wejściem do meczetu. Wejście 3lv osoba dorosła. Mieliśmy jednak trochę szczęścia, bo akurat była jakaś wycieczka i po zdjęciu obuwia kobiety również mogły wchodzić do środka. Zarówno w środku jak i na zewnątrz, meczet jest restaurowany, odtwarzane są nowe malowidła ścienne oraz polichromie, widać nieznane w świecie islamskim motywy roślinno-kwiatowe, gdyż w budowie i wykańczaniu brali udział chrześcijańscy mistrzowie. Obok jest jeszcze miejsce, gdzie wierni obmywają ciało przed modlitwą oraz możliwość kupna pamiątek, z czego oczywiście skorzystały wszelkie osoby płci żeńskiej. Następnym miejscem, do którego nas zaprowadzili przewodnicy był Stari Grad, czyli ruiny twierdzy, która było zasiedlona już 3000 lat temu, na wzgórzu nad Szumenem. Parking przed samym wejściem, wstęp 4lv osoba dorosła, 1lv foto. Można pochodzić po starych ruinach z pięknymi widokami na Szumen oraz okoliczne wzgórza w tym sąsiednie z pomnikiem 1300-lecia Państwa Bułgarskiego. Kolejna atrakcja, to wspomniany pomnik 1300-lecia Państwa Bułgarskiego. Z daleka wydaje się duży (widać go już z autostrady, przed Szumenem), ale z bliska jest wprost ogromny. Samochodem mona podjechać pod sam pomnik nieco dziurawą polną drogą lub zostawić auto na parkingu jakiś 1km od monumentu. Postacie będące częścią tego jednej wielkiej, rzeźbionej bryły betonu mają po kilkanaście metrów wysokości i przedstawiają ważne osoby mające udział w tworzeniu Państwa Bułgarskiego. Do pomnika można też dojść z centrum miasta tysiącem trzystu schodami, ale daliśmy sobie spokój... Potem chwila dla dzieci i ścieżka dydaktyczna na kolejnm wzgórzu - ciekawy park, w którym można poznać florę i faunę Bułgarii poprzez zabawę... Następnie na moją prośbę coś lokalnego do jedzenia w miejscowej jadłodajni. Niestety na paragonie napisano tylko zakusku no1, zakusku no2, itd... Leonartis musi przyomnieć cośmy jedli i pili... Na pewno dwa rodzaje banicy i piliśmy ajran. Czas na Madarę z konikiem. Dojazd z Szumen jest prosty. Na autostradzie również są drogowskazy na Madarę. Po minięciu wioski, jedzie się dalej i przy przyjemnej restauracji na ostrym zakręcie jest pierwszy parking. Za zakrętem po 100m, przy kolejnej knajpce jest kolejny parking. Zaraz a wstępie jest kasa biletowa. Ceny już nie pamiętam, ale standardowa opłata typu 2lv do 5lv za osobę dorosłą. Do obejrzenia jest sam konik madarski wykuty ponad 20m nad ziemią oraz grota, gdzie palą się lampki w różnych intencjach oraz mniejsze i większe szczeliny skalne. Robi wrażenie. W miejscu, z którego wida konika, sympatyczny pan wiedzący o koniku wszystko... Na koniec ponownie knajpka (ta przy zakręcie), gdzie udało mi się spróbować prawdziwą sałatkę szopską oraz czuszka bjurek. Niebo w gębie... Chcielibyśmy bardzo mocno pozdrowić Leonartisa (odezwij się - wyślę zdjęcia), który poświęcił nam wraz z córką pół swego wolnego w końcu dnia na zobaczenie co ciekawszych miejsc w okolicy swego zamieszkania (a na drugie tyle nie starczyło czasu).

22.06.2009

Dziś ujście Kamcziji i Nesebar.

Za namową Leonartisa postanowiłem dołączyć do programu wycieczki krótką przejażdżkę po Kamcziji w okolicach jej ujścia do Morza Czarnego. Dojazd jest w miarę łatwy. Z drogi Głównej Varna-Burgas trzeba skręcić na Kamcziję, przejechać całą miejscowość aż do końca, na którym droga utwardzona urywa się i można zaparkować auto nad samą rzeką. Tam już czeka kilka kilkunastoosobowych zadaszonych łodzi motorowych. Kapitan jednej z nich zaproponował 30 minutową przejażdżkę za 20lv lub 45 minutową za 30 lv. Wybraliśmy tę dłuższą. Popłynęliśmy w górę reki jakieś 3km. Rzeka ma 10-20m szerokości a w niej prócz pływających ryb spotkaliśmy również wygrzewające się na brzegu żmije i żółwie... W pewnych momentach drzew było na tyle dużo, że niemal tworzyły nad nami dach niczym w dżungli. Potem powrót w kierunku miejsca wypłynięcia, minięcie go i krótka około 1km przejażdżka do ujścia rzeki do morza, gdzie wpływa ona łagodnym łukiem pomiędzy piaszczystymi plażami, w tym miejscu można ją przejść, nie zanurzając ramion. Następnie wyjazd do Nesebaru. Po drodze fajny kawałem drogi przed Słonecznym Brzegiem - najpierw zawijasami pod górę, a później z góry z widokiem na Słoneczny Brzeg i Nesebar. Po zjeździe na płaski teren w Słonecznym Brzegu po lewej mijamy aquapark i po chwili skręcamy w lewo na Nesebar. Przejeżdżamy całe miasto, docieramy do grobli i zostawiamy auto po prawej stronie tuż przed groblą na strzeżonym parking za 3lv za godzinę. Przejście grobli, prawie dwugodzinny spacer po Starym Mieście, które przypomina połączenie Dubrownika z San Marino. Z zabytków wiele nie zostało, za to straganów brakuje chyba tylko na dachach... Za to w końcu kupiłem w tym samym miejscu mieszanki przypraw z obłędnym i niepowtarzalnym zapachem, podobne do tych, które przywieźliśmy 25 lat temu - tylko słoiczki inne. W drodze powrotnej chcieliśmy jeszcze zajechać do jakiejś mehany, na coś lekkiego i nawet dwie przy głównej drodze minęliśmy, ale z zewnątrz nie zachęcały do wejścia i daliśmy sobie spokój, tym bardziej, że za godzinę mieliśmy już obiadokolację... W drodze powrotnej, gdy jedzie się w Varnie wg znaków na Bałczik (są objazdy, ponieważ ulica pomiędzy południowym krańcem Parku Primorskiego a dworcem PKP jest częściowo rozkopana), po drodze w centralno-zachodniej części miasta, po prawej stronie drogi mija się chyba cygańską enklawę - rudery sklecone z drewna, dykty, styropianu oraz dzieci grzebiące w kontenerach na śmieci - czyżby Maksuda?

Na tym chyba koniec zwiedzania - zostało mi na przyszły raz: twierdza Czerwen, skalane monastyry w Ivanowie, grobowce trackie w Svestari i druga co do wielkości jaskinia w Bułgarii koło Pepeliny - Orlova Chuka.

26.06.2009

Wyjazd spod hotelu w Czajce około 9.20. Zatrzymaliśmy się jeszcze w MallVarna ( http://www.mallvarna.com ) na zakupy, żeby wydać do końca czterdzieści parę lewów na żarcie na drogę i parę piw w Picadilly (w podziemiach), a żon upatrzyła sobie jakieś kolczyki u Svarowskiego. Lżejsi o kilkaset złotych wyjechaliśmy o 10.30, autostradą do Szumen, potem E70 do Ruse. W Ruse niestety koniczynkę na Bukareszt przebudowują. Są znaki, ale nie do końca... W każdym razie po nadrobieniu około 3km udaje nam się trafić na właściwą drogę, również przebudowywaną na odcinku kilku kilometrów... Potem most za 5 czy 6 euro i Rumunia. Sprawdzenie dokumentów w ciągu 60s i Giurgiu. Zatankowałem na MOLu. Jak tylko trafiłem w Giurgiu na wylotówkę na Ghimpati, to miałem złe przeczucia. Wylotówka niestety w słabym stanie. Po wyjeździe z Giurgiu na Dn5B niestety nie jest lepiej, co prawda większych dziur brak a kolei żadnych, to jednak zdarzają się krótkie poprzeczne garby wysokości kilku centymetrów na całej szerokości pasa oraz braki asfaltu na głębokości 1-2cm, a droga ma bardzo dużo delikatnych nierówności co powoduje kołysanie autem przez cały czas. I tak praktycznie do Ghimpati. Najgorszy jak do tej pory odcinek drogi, jaki widziałem w Rumunii (nie licząc obwodnic paru miast). Po przeskoczeniu Dn6/E70 w Ghimpati, było nieco lepiej, ale nie na tyle, by komuś proponować tę drogę jako skrót Pitesti-Ruse. Część drogi została już wyremontowana i jet nowiutka elegancka nawierzchnia, ale jeszcze bez pasów, oznakowań poziomych, barierek itd. W miejscowości Vanatorii Mici po upewnieniu się o prawidłowości manewru u pierwszego i jedynego policjanta na tej drodze, skręciłem w prawo w wąską betonową drogę o coraz gorszej nawierzchni. Na szczęście to tylko około 1,5km, przy czym ostatnie 100-200m razem z wiaduktem nad autostradą i zjazdem na nią jest polną drogą wysypaną mieszanką kamieni i grysu. Potem zjazd na autostradę (po 2 pasy w obie strony) i bujanie się 180km/h (bo lewy pas wolny)- 120km/h (bo komuś zachciało się wyprzedzać TIRa z prędkością niewiele większą niż prędkość TIRa) i tak nonstop. I tak te niecałe 80km przeleciałem w około 40minut o niezłej nawierzchni, choć raz czy dwa zauważyłem niedużą dziurę w nawierzchni, jednak przy większych prędkościach nie mają one żadnego znaczenia, bo się nad nimi przelatuje. Pod koniec Pitesti jest zjazd oznakowany na Curtea de Arges drogą 7C- całe 36km drogi o niezłej nawierzchni. Niestety nie pamiętam, gdzie dobra nawierzchnia kończy się, ale chyba gdzieś w okolicach Zamku Draculi, na który jednak nie wdrapywaliśmy się, robiąc zdjęcia z dołu. Droga do góry wzdłuż jeziora jest dziurawa, częściowo połatana nierówną nawierzchnią - jazda zwykle około 50km/h. Widoki bomba. Przy zaporze jakiś wydrążony tunel w kierunku północno-wschodnim, ale nie zaglądamy. Jedziemy dalej, coraz wyżej i wyżej. Szkoda, że taka nawierzchnia, bo lubię taką jazdę z popiskującymi PZero Nero. Nawet moi współtowarzysze się przyzwyczaili do mojej jazdy... awink Co chwilę fotka z okna albo przystajemy na drodze lub poboczu, żeby nakręcić coś kamerą, jest mały ruch, więc nie ma problemu. Mijamy kolejne znaki z wypisaną wysokością nad poziom morza. Ostatnim jest 1580mnpm. Później już żadnego nie zauważyłem aż do samego szczytu - ponoć jest to około 2000mnpm (zna ktoś dokładny wynik?). Przed szczytem, porzucaliśmy się trochę kulkami z córką. Czasem strach podjechać albo podejść bliżej krawędzi, bo na jezdni zdarzają się spadające kamienie. Po wyjeździe z tunelu na szczycie, rozpoczynamy powolny zjazd na dół. I znów co chwilę zdjęcia, zdjęcia i zdjęcia. Wyprzedzamy kilka samochodów zjeżdżających na hamulcach z prędkością 20km/h, mam nadzieję, że mają porządne hamulce i płyn, bo przy takiej metodzie jazdy, to nie wróżę im dobrze. Po krótkim odcinku w mirę płaskiej trasy zaczynają się zjazdy... Gdyby nie zła miejscami i słaba ogólnie nawierzchnia, to mógłby tam jeździć do końca życia. Z zakrętu w zakręt, potem znów zakręt i kolejnych dziesiątki i setki... R_E_W_E_L_A_C_J_A!!! Przez kilka kilometrów ani razu nie dotknąłem pedału gazu i kilka razy hamulca, a tak to trójka-dwójka-trójka-dwójka i do usr..ej śmierci... Czasem jedynka, bo na dwójce nie wyrobiłbym zakrętu... Powinni tę trasę porządnie wyremontować i wynajmować co jakiś czas maniakom jazdy za grubą kasę... awink Fragment do drogi Sibiu-Brasov jes już płaski z niezłą nawierzchnią. Skręcamy w lewo do Sibiu i mamy piękną równiutką jak stół drogę krajową 2x2... Super. Droga psuje się trochę na krótkim odcinku za Hotelem Best Western przy kilku serpentynkach w dół. Potem tylko rondko któe łączy schodzące się drogi z Brasova i Ramnicu Valcea w jedną do Sibiu. W tym momencie powinno być widać istniejącą (na mapie Rumunia 1:600000 wydanej przez Demart w 2007r) obwodnicę autostradową Sibiu. Niestety nic takiego nie widać (albo przeoczyłem). Jeszcze tylko kilka kilometrów i przed samym Sibiu zjeżdżamy do Motelu Dracula ( http://www.moteldracula.ro - ze stroną ma problemy mój FF, z IE działa w prządku ), który zarezerwowałem 3 godziny wcześniej, jadąc drogą 7C. Za nocleg 2 dwójce z małżeńskim łóżkiem płacimy 25 euro, a za dwie rumuńskie zupy, piwo i sok 7,5 euro (w lejach będzie sporo taniej, bo kurs mają iście czarnorynkowy).

Jutro kolej na Tokaj. Zarezerwowałem wczoraj zwiedzanie piwnicy i degustację w Arvay ( http://www.arvaybor.hu ), a nocleg na któymś z dwóch tokajskich campingów (Był ktoś na którymś? Można płacić kartą, jest Wifi?) lub znajdziemy jakiś motel. Jako, że mamy tylko niecałe 450km do zrobienia, to jeszcze spróbuję  gdzieś w Sibiu kupić parę rumuńskich winek i może coś pozwiedzać w Sibiu...

27.09.2009

Dziś odcinek Selimbar (Sibiu) - Tokaj, czyli 440km. Od Sibiu droga dobra do Cluj przez Turdę. Przed Turdą widać roboty prowadzone w związku z budową autostrady Cluj - Turda. W tym roku nie ma co liczyć na ten odcinek. Oby w przyszłym dali radę zrobić.  Starałem się jeździć przez centrum, bo obwodnice zwykle wiadomo w jakim są stanie. Wyjątkowo pojechałem obwodnicą Alba Iulia i byłem pozytywnie zaskoczony - jest chyba po remoncie. Od Cluj przez Zalau do rozwidlenia na Carei/Urziceni i Satu Mare droga dobra, a nawet bardzo dobra. Od rozwidlenia jest już trochę gorzej, zdarzają się dziury. Pomiędzy Carei a Urziceni fragmenty nowej nawierzchni. Generalnie drogę Urziceni-Cluj można polecić. Miejscami trochę znaków polecających hamowanie silnikiem... awink Od Urziceni przez Nyirbator do Nyiregyhaza droga czterocyfrowa, a równa jak stół...

Po wyjeździe na drogę 38 nawierzchnia nieco psuje się, pojawiają się pojedyncze niezbyt głębokie dziury. Ale im dalej tym gorzej i w pewnym momencie na drogę można by już zacząć narzekać. Na szczęście przy jeździe z prędkością nieco większą od dopuszczalnej nad prawie wszystkimi dziurami przeskakuje się bez problemu. Dojeżdżamy do miasta Tokaj. Szukamy winiarni, gdzie jesteśmy umówieni na degustację. Następnie szukamy campingu. Jest przed mostem na Cisie. Niestety odpada w przedbiegach mimo niskiej ceny - łazienki wspólne nie tylko dla namiotów, również dla domków. Kart też nie przyjmują. Jedziemy poszukać pensjonatu. Wchodzę do pierwszego, z tych, które na wszelki wypadek wyszukałem wcześniej w Sieci  Vasko Panzio ( http://www.vaskopanzio.hu ). Nocleg naszej trójki ze śniadaniem kosztuje około 150PLN. Jak widać Wifi jest i to w cenie... awink Bierzemy pokój, bierzemy prysznic i bierzemy nogi za pas, bo za piętnaście minut mamy być w winiarni Arvay'a ( http://www.arvaybor.hu/ )... Otwiera nam nam bardzo sympatyczna p. Viktória Erdrs, z którą miałem bardzo dobry kontakt emailowy i która świetnie mówi po angielsku. Pamiętam jak się nazywam, skąd jestem, itd. Od razu przechodzimy do byłego kasyna, a obecie jest tam m.in. sala degustacyjna. Pani trochę opowiada o firmie, przynosi kieliszki, pyta czy będziemy wypluwać czy nie... Wybieramy to drugie, a pani śmieje się, że to dobrze, bo wina są dobre i nie trzeba wypluwać... awink Próbujemy jedno po drugim przepijając wodą wg wcześniej ustalonego planu pt. "OLIMPIKONOK": http://www.arvaybor.hu/visiting.php . Od wytrawnych do słodkich. Winka generalnie z dobryh roczników (1999,2000,2003). Jak dochodzimy do 6 gwiazdkowego Aszu, to myślałem, że nic słodszego już nie będzie. Jakżesz byłem w błędzie. Moja córka uparła się, że też spróbuje. Tak jej zasmakowało, że wypiła połowę żonie... Pani tak się córka spodobała. Że postanowiła gratis poczęstować nas kilkoma łykami Aszuessencii... O matko... Słodkie jak cholera... Moja córka oczywiście spróbowała i zaraz pyta czy możemy kupić. Mówię, że nie, bo pewnie drogie jest. Pani jeszcze się za brzuch trzyma widząc, jak moja córka się dorwała do kielicha. Pytam ile kosztuje butelka... Pani mówi, że około 400 euro butelka 0,5l, ale na szczęście nie mają w tej chwili w sprzedaży...  Moja córka ujęła panią do tego stopnia, że pani na chwilę wychodzi i za chwilę przychodzi z małą butelką w której na dnie jest około kieliszka gęstej ciemnobrązowej cieczy. Okazało się, że to ze starych zapasów resztka starszej Asz essencii... Dostajemy dosłownie po jednym łyczku... Słodkie draństwo jak diabli. Pani mówi, że to kupują winiarnie, rozcieńczają i sprzedają jako wino, dodają do tańszych win w celu ulepszenia, ludzie dla siebie, żeby stało na półce i cieszyło oko, bo pić to mogą nieliczni, zwykle do deserów. Zapytałem, czy może coś polecić z najtańszych win. Przyniosła zaraz butelkę winka za około 10PLN. Spróbowaliśmy - może być... Zrobiliśmy sobie z panią pamiątkowe fotki. Kupiliśmy w sumie 4 butelki i lżejsi o prawie 300PLN, pożegnaliśmy się. Potem zanieśliśmy flaszki do pensjonatu i poszliśmy na krótką wycieczkę po Tokaju.  Niestety zaczęło kropić, więc kupiliśmy sobie palacinki z bananami i Nutellą oraz langosze z gęstą śmietaną i zapiekanym żółtym serem a potem wróciliśmy do pensjonatu.

Jutro powrót do domu. Niestety pogoda nam nie będzie sprzyjać, mam nadzieję, że nie trafimy na powodzie... Polecimy chyba prze Kosice, Presov, Poprad, za Besenova odbijemy na północ przez Oravski Podzamok, Żywiec, Bielsko-Białą, Częstochowę, Łódź, A2, Konin, Inowrocław. Przyjazd w nocy, a 5.05 wychodzę do roboty...

30.06.2009

Dzień ostatni Tokaj-Bydgoszcz.

Rano pobudka starszyzny przed 7-mą, sprawdzić prognozy pogody, podmyć się, spakować i na śniadanko, gdzie czekają świeżebułki, smarowidło, dżemik truskawkowy, papryka, pomidory, żółty serek i wędlina oraz kawa, herbata i sok pomarańczowy.Pałaszujemy w ciągu 30 minut, płacimy 9700HUF za nocleg ze śniadaniem, wyprowadzam Madzię z zamykanego parkingu i o 9.40 wyjazd drogą 38 w jak zwykle świetnym na Węgrzech stanie. Docieramy do drogi 37, skręcamy na nią w prawo a po około 6km w lewo na drogę 3705. I tu się zaczęły schody, bo droga w stanie bardzo złym (jak na Węgry) przez Erdobenye Abaujker aż do Encs jest w podobnym stanie - jazda 40-60km/h. W Encs wjeżdżam na główną3/E71 z nawierzchnią, do której byłem już na głównej drodze przyzwyczajony. Jako, że zostało nam ponad 8000HUF, postanawiam zatankować. Przy wjeżdzie w prawo na główną drogę 3/E71, widzę około kilometra w kierunku Miskolca stację MOL, ale do granicy 20km, więc mam nadzieję, że jeszcze jakaś stacja będzie. Wiadomo czyją matka nadzieją. sad Do granicy żadnej stacji. Na granicy czynna jest tylko restauracja, gdzie mimo wywieszki nie sprzedają winietek ani nie prowadzą kantoru. A w punkcie sprzedaży winietek prowadzą kantor, ale jest kolejka około piętnastu osób. Gdy po pięciu minutach w kolejce została obsłużona jedna osoba rezygnuję... Niedaleko zagranicą, po lewej stronie jest SHELL. Pytam czy mogę zapłacić forintami na co pani wskazuje wywieszkę z kursem wymiany 295HUF/euro wobec 280HUF/euro w kantorze. Daję się ograbić na około5% lejąc paliwo i dopłacając resztę bilonem euro. Jedziemy dalej dobrą drogą przez Kosice, autostrada... i tu problem - córka zaczęła rzygać... Jak się później okazało był to pierwszy z pięciu razy tego dnia. 15 minjut przerwy na oczyszczenie auta i jazda dalej. Presov, Poprad... i znów rzyganie, postój, czyszczenie...Ten odcinek, to w większości autostrada, więc jazda płynna i dosyć szybka. W Ruzomerku w prawo na 59/E77, Dolny Kubin, w okolicach Oravskiego Podzamku ekspresówka, Tvrdosin, w lewo na Namestovo, 15 minut na rzyganie, w prawo na granicę w Korbielowie. Od Dolnego Kubina słońce czasem zasłaniały chmurki, a pomiędzy Namestovem a granicą chwilę pokropiło. Po obu stronach granicy widać wezbrane potoki, ale wszystkie w korytach. Korbielów, Żywiec, ruch się trochę wzmógł, Żywiec, kilkuminutowa ulewa, która nieco zmywa z auta brud po ponad 4kkm, Bielsko-Biała, postój ale tym razem nie na rzyganie, tylko sikanie i apteka w centrum handlowym. Od Bielska już DK1, na której najbardziej wkurzają fotoradary na prawie każdych światłach. Z czasem jednak jest ich coraz mniej, więc jazda jest szybsza, przed Częstochową jeszcze rzyganie i tankowanie. Przed Łodzią rzyganie, w Emilii zjazd na A2. Przy wjeździe na A2 rzucam okiem na zasięg w komputerku i widzę 295km. Doganiam Audi A6 i tak sobie razem jedziemy, zmieniając się na prowadzeniu. Widzę jak cyferki zasięgu zmniejszają się w oczach. Po niecałych dwudziestu minutach i połowie A2 do Konina, zostaje niewiele więcej niż potrzeba do dojechania do celu, więc nieco zmniejszam prędkość... awink Potem Konin. Inowrocław, robi się szaro i do Bydgoszczy docieramy pociemko. Jeszcze tylko Neste, zatankowanie do pełna i w domku jesteśmy o 22.20,czyli po 12h 40m... Wstępne rozpakowanie, mycie się i spać...Następnego dnia córka ponoć odsypiała jeszcze podróż przed południem, miała lekką gorączkę i bolał ją trochę brzuch... KONIEC... :) Wg komputerka pokładowego: - w sumie zrobiliśmy 4725km - średnie zużycie benzyny 9,5l/100km - średnia prędkość 68km/h

Maciej Loret, źródło: bulgaricus.com

10 najbardziej ekscytujących aut 2009 - ZOBACZ TUTAJ

Bezpieczna zima z Goodyear - KONKURS

Więcej o:
Copyright © Agora SA