Zdjęcia z fotoradarów nie zawsze są na tyle czytelne, by móc z całą pewnością stwierdzić, kto w danej chwili prowadził samochód. GITD wysyła do właściciela auta zawiadomienie o złamaniu przepisów ruchu drogowego i nakłada na niego mandat, jednocześnie pozostawiając mu trzy możliwości. Kierowca może: - przyznać się do winy, zapłacić mandat i zostać ukarany punktami karnymi, - wskazać osobę, która w chwili zrobienia zdjęcia prowadziła samochód - wówczas to ona zostanie ukarana mandatem, - nie przyznać się do winy i nie wskazać osoby, która prowadziła samochód - w tym przypadku grozi mu mandat karny w wysokości do 500 zł (kierowca nie dostaje punktów karnych).
Tym sposobem kierowca chcący uniknąć punktów karnych nie przyznaje się do prowadzenia auta i ponosi koszty wysokiego mandatu lub znajduje kogoś, kto zgodzi się wziąć punkty na siebie. W poszukiwaniach pomocny jest internet, w którym znajdziemy bardzo wielu chętnych na kupno lub sprzedaż punktów karnych. Ceny kształtują się na poziomie około 100-150 zł za punkt.
Właściciel prawa jazdy, który na co dzień nie prowadzi samochodu może złożyć kilka ofert bez obaw o utratę dokumentu. Nikt nie weryfikuje składanych zeznań, dlatego udowodnienie winy i postawienie osobom biorącym udział w tym procederze zarzutów o składanie fałszywych zeznań (za co grozi do trzech lat więzienia) jest prawie niemożliwe.
Policjanci dziwią się, że nielegalny handel punktami kwitnie w najlepsze, podczas gdy zgodnie z prawem można zeznać, że nie wie się lub nie pamięta, kto w chwili popełnienia wykroczenia prowadził samochód. Wówczas właściciel auta zostanie ukarany grzywną w wysokości od 20 do 500 zł. Jak widać możliwości na obchodzenie prawa legalnymi i nielegalnymi ścieżkami jest wiele.
Piotr Kozłowski
ZOBACZ TAKŻE:
Przez czekoladki z rumem nie stracisz prawa jazdy