Nowe Suzuki Splash

Kolejny "Japończyk" zaprojektowany w Europie spróbuje zwojować rynek Starego Kontynentu.

Mimo że Suzuki Splash i jego bliźniak Opel Agila zostały zaprezentowane już we wrześniu na targach we Frankfurcie, dopiero teraz dziennikarze są zapraszani na przedpremierowe prezentacje. Jako pierwszy w ręce testujących zostało oddane Suzuki - w ostatni weekend na południu Francji mogliśmy bliżej przyjrzeć się jak rzeczywiście będzie wyglądać ostateczna wersja kolejnego samochodu o dalekowschodnim rodowodzie ale zaprojektowanym głównie z myślą o Europejczykach. Suzuki chwali się, że zanim zaprojektowano Splasha, "10-osobowy zespół projektantów" spędził w Niemczech pół roku. Mi wydaje się jednak, że wyglądało to trochę inaczej - wystarczyło pozostawić projekt Oplowi, który na Europejskim rynku musi mieć przecież ogromne doświadczenie. Mniejsza o to, wspomniane badania rynku wykazały natomiast, że samochód ma sprawiać wrażenie przestronności, mieć duży(zwłaszcza po złożeniu siedzeń) bagażnik, oferować wysoką pozycję za kierownicą i do tego wszystkiego, że ma być mały, żeby łatwo było nim zaparkować w zatłoczonych miastach. Nie wiem czy do tego wszystkiego potrzebne były jakiekolwiek badania rynku, ale chwała konstruktorom za to, że przynajmniej próbują badać nasze gusta.

Efektem współpracy Suzuki i Opla jest autko o długości 3,72m i wysokości 1,59m. Po złożeniu siedzeń dzielonych w proporcji 3:2, Splash pochwalić się może bagażnikiem o pojemności 1050 litrów. Dość sporo. Jeśli chodzi o cechy, które mogą przydać się w mieście, na uwagę zasługuje promień skrętu o wielkości 4,7 metra. Samochód wyposażony jest w liczne schowki i skrytki, ale wnętrze raczej nie powala na kolana niczym specjalnym. Z tego co widać ze zdjęć, wydaje się dosyć praktyczne i dobrze wykonane. Dziwnym elementem jest natomiast obrotomierz dostępny w niektórych wersjach wyposażenia, doklejony do deski rozdzielczej - wygląda to tak, jakby ktoś już po zaprojektowaniu auta przypomniał sobie, że czegoś tu brakuje i na siłę próbował naprawić swój błąd. Można i tak, ale według mnie taki doklejony bąbel raczej nie upiększa wnętrza. Nie mówiąc już o aspektach praktycznych - nie wydaje mi się, żeby obrotomierz(jeśli już zapomniano o wkomponowaniu go w zegary) był aż tak potrzebny w samochodzie, w którym dostępne są tak małe silniki. Patrzenie na obrotomierz przy najmniejszym silniku o pojemności 1,0 litra i mocy 65 KM może raczej powodować frustrację, niż sportowe zapędy. Pewnie trochę lepiej może być, gdy samochód wyposażony jest w silnik 1,2 o mocy 86 KM. Tu przyspieszanie do setki trwa według danych fabrycznych 12,3 sekundy i obrotomierz może się ewentualnie przydać. Jedyną wersją silnikową, w której przyklejanie "bąbla" jest usprawiedliwione jest diesel. Pojemność 1,3 litra, moc 75 KM i, co ważne, moment 190 Nm. Może być przyjemnie, zwłaszcza jeśli chodzi o elastyczność, bo przyspieszanie do setki w prawie 14 sekund nie jest na pewno najmocniejszym atutem małego diesla. Wszystkie wersje będą wyposażone w manualną 5-biegową skrzynię, a dodatkowo do wersji 1,2 będzie można zamówić 4-biegową skrzynię w automacie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA