Ford Mustang GT | Pierwsza jazda | I tak go pokochasz

Nie musisz być fanem amerykańskiej motoryzacji, żeby zakochać się w nowym Mustangu. Auto jest tak emocjonalne, że wzdycha się nad jego zaletami, a pomija jego wady

Chevrolet Camaro | Test | Powrót do korzeni

Lotnisko w Monachium na co dzień jest opanowane przez Audi. Duże przeszklone forum, w którym stoją modele z Ingolstad. Pełno banerów i plakatów, poustawiane tu i ówdzie topowe modele. Niemal wszystko to znikło bo... przyjechały Mustangi. Całe stado Mustangów. Po 50 latach w końcu oficjalnie przybyły zza wielkiej wody i teraz będzie można oficjalnie kupić je w wytypowanych salonach Forda. Chyba na nic amerykańskiego Europa tak długo nie czekała.

Ile kosztuje używany Mustang?

Nowy model nie tylko pod tym względem jest wyjątkowy. Jest się z czego cieszyć. Teraz ma niezależne zawieszenie kół, elektromechaniczne wspomaganie układu kierowniczego i obok V8 również czterocylindrowy, turbodoładowany silnik. No dobra, z tej ostatniej wiadomości za bardzo nie jestem uradowany, ale cóż, takie czasy. Na szczęście została widlasta ósemka.

Zawsze lubiłem Mustangi. Jeździłem różnymi, ale najbardziej zapadł mi w głowie model pierwszej serii. Był w perfekcyjnym stanie i niemal identyczny, jak egzemplarz ze słynnego filmu "Bullitt" ze Stevem McQueenem. Porównując go do aktualnych samochodów, nie prowadził się idealnie, ale i tak pierwsza generacja była fenomenalna, odkrywcza, inspirująca i kopiowana przez konkurencję. W pierwszym dniu sprzedaży (17 kwietnia 1964 roku) przyjęto zamówienia na 22 000 sztuk. W pierwszym roku wyprodukowano 680 992 egzemplarze Mustanga.

Ford wdrażając do produkcji ten model nie miał pojęcia, że odkrył lukę na rynku. Firma zakładała, że w najlepszym przypadku sprzeda 240 tysięcy egzemplarzy rocznie. Drugiej generacji (1973-1978) niestety już nie można przypisać wszystkich wyżej wymienionych cech. Jedynie model Mach 1 przejawiał cechy przejścia do bardziej chwalebnych kart historii motoryzacji. Później było już tylko gorzej. Kolejne serie stawały się coraz brzydsze, nijakie. Dopiero piąta generacja przyniosła odbicie od dna. Model zaprezentowany w 2004 roku był bardziej dopracowany i stylistycznie nieco nawiązywał do swojego protoplasty. Teraz jesteśmy przy numerze sześć.

Napawasz się pięciolitrową, widlastą ósemką jak za starych, dobrych czasów. Wspaniałe uczucie. Bez turbodoładowania czy innych wspomagaczy z soczystym, basowym dźwiękiem

Na dziedzińcu stoi kilkanaście różnokolorowych Mustangów. Biorę czerwonego. Z dostępnych dziesięciu kolorów ten ma zdecydowanie najlepszą nazwę - Race Red. Bez wątpienia nowy model również stara się nawiązać do pierwszej generacji. Chociaż gdyby postawić obydwa auta obok siebie, byłoby widać jak wiele je dzieli. Nowy Mustang to muskularny fastback z długą maską, masywnym tyłem. Nie określiłbym go mianem pięknego, ale na pewno robi wrażenie. Jak każdy amerykański samochód, również Mustang to kawał auta. Mimo aluminiowej maski i nadkoli nie zrzucił dużo z wagi. Nawet z czterocylindrowym silnikiem waży 1600 kg, czyli nieco więcej niż poprzednik.

Na jakość materiałów we wnętrzu nie można narzekać. W europejskiej wersji dużo elementów obszyto skórą, wszystko jest miłe w dotyku i miękkie. Jeśli miałbym się już czegoś czepiać, to tego, że po wejściu do środka nic mnie w nim nie zaskoczyło. Trochę brakuje tu finezji i powiewu nowoczesności a'la Audi TT. Za to są solidne i wygodne fotele kubełkowe i znakomita pozycja za kierownicą. Z tyłu na siłę zmieszczą się dwie dorosłe osoby, pod warunkiem, że nie mają po dwa metry wzrostu. Bagażnik też ma rozsądne wymiary. Pomieści aż 408 litrów bagażu.

Ale to i tak nie ma większego znaczenia, bo tak naprawdę główne pytanie przy takimi samochodzie brzmi: jak jeździ? Na szczęście znam nieco okolice Monachium i wiem gdzie można pojechać, żeby popróbować poślizgów i, rzecz jasna, palenia gumy. Resztę sprawdzimy na autostradzie i bocznych drogach.

Z pięciolitrowym silnikiem V8, który ma do dyspozycji 435 KM, Mustang przyspiesza do "setki" w 4,8 sekundy. Wystarczy, ale o zawrót głowy nie przyprawia. W sumie to nie musi, bo w pięciolitrowej, widlastej ósemce nie o to chodzi. Tu przekonuje bardziej kombinacja z bezkresnej elastyczności, dźwięku i świadomości, że kiedy wszyscy smarują kanapki preparatem zwalczającym cholesterol i jedzą sałatę, Ty wsuwasz krwistego steka i smarujesz chleb masłem z 90% zawartością tłuszczu. Masz w nosie Priusy, bezszelestne Tesle i diesle z sześcioma turbinami i napawasz się pięciolitrową, widlastą ósemką, jak za starych, dobrych czasów. Wspaniałe uczucie. Bez turbodoładowania czy innych wspomagaczy z soczystym, basowym dźwiękiem. Chociaż, jak dla mnie, Mustang GT mógłby być jeszcze odrobinę głośniejszy.

To jedno z tych aut, w któych mniej obchodzi cię prędkość maksymalna, a bardziej to gdzie możesz spalić trochę gumy. A w Mustangu to nie wstyd czy przypał. To obowiązek

Szósta generacja prowadzi się jak żaden inny Mustang do tej pory. Wspomaganie kierownicy z trzema ustawieniami twardości pracy (standardowy, komfortowy i sportowy) jest precyzyjne. Zawieszenie (4 rodzaje ustawienia - standard, sport, śnieg/mokra nawierzchnia, tor) znakomicie spisuje się zarówno podczas szybkiej jazdy na wprost, jak i na zakrętach. Gdybym mógł w jego ustawieniu coś zmienić, to chciałbym żeby było odrobinę mniej sztywne. Niezależnie od tego, który program wybierzemy, coupe, szczególnie przy mniejszych prędkościach, wydaje się być zbyt mało komfortowe. Mimo to jeździ się tym autem cudownie.

Znakomita ręczna skrzynia, dobre hamulce (Brembo), silnik V8, mało elektroniki i czujesz się jak w samochodzie ze starych, dobrych czasów, gdzie o stopniu trudności decydował koleś siedzący za kółkiem, a nie komputer. Purystyczny tryb jazdy z wyłączonymi systemami i tylnym napędem ma swoje miłe strony (palenie gumy), ale trzeba też bardzo dokładnie ocenić swoje umiejętności. Ford nie jest idealny do driftu. Tego Mustanga nie zawsze łatwo ujarzmić. Na tym też polega jego urok. Nie może być doskonały. To jedno z tych aut, w których mniej obchodzi cię prędkość maksymalna, a bardziej to gdzie możesz spalić trochę gumy. A w Mustangu to nie wstyd czy przypał. To obowiązek.

Summa Summarum

Mimo, że Mustang jest autem, które rozpoczęło erę samochodów "pony car", to w Europie niewiele to znaczy. Mimo to legenda tego modelu jest na Starym Kontynencie silna. Na tyle, że żaden egzemplarz nie będzie zalegał w witrynie dilera. Przy tej cenie, wspaniałym silniku V8, takim dźwięku, mocy i wyjątkowym uczuciu, które daje prowadzenie Mustanga, klientów nie będzie brakować. Ciężko mi znaleźć dla niego konkurenta. Najbliżej mu chyba do BMW M4, które kosztuje ponad 365 tysięcy złotych, a nic w "emce" nie jest warte takiej dopłaty.

Gaz

Atrakcyjna cena, dobre prowadzenie, silnik V8, dźwięk

Hamulec

Koszty eksploatacji, mały komfort jazdy przy niskich prędkościach

Ford Mustang GT  | Kompendium

ZOBACZ TAKŻE

Dodge Challenger SRT8 392

Dodge Challenger SRT8 392

Więcej o:
Copyright © Agora SA