Lamborghini Huracan LP 610-4 | Test | Warto mieć marzenia

Każdy z nas ma jakieś marzenia. Niektóre spełniają się same, innym trzeba trochę pomóc. W moim przypadku nie obyło się bez wsparcia. Pomyślicie, że zwariowałem. Sprzedałem dom, a pieniądze przeznaczyłem na samochód. W ten sposób zostałem pierwszym w Polsce właścicielem Lamborghini Huracana [x]

Warszawa, salon Lamborghini, Wybrzeże Kościuszkowskie 45, dzisiaj Jeszcze nigdy nie działałem tak spontanicznie przy zakupie auta. Ale co tam, prawie całe życie marzyłem o tym, żeby mieć Lamborghini. Od kiedy kilkanaście lat temu ówczesny kierowca testowy Valentino Balboni przewiózł mnie stalowo-szarym Murcielago byłem pewien, że kiedyś muszę mieć na własność bestię z rozjuszonym bykiem w herbie. Teraz siedzę w wygodnym skórzanym fotelu, w jedynym w Polsce oficjalnym salonie marki z Sant'Agata Bolognese i czuję podobne podekscytowanie. Nadszedł dzień odbioru.

50 lat Lamborghini - kompletna historia firmy50 lat Lamborghini - kompletna historia firmy 50 lat Lamborghini - kompletna historia firmy 50 lat Lamborghini - kompletna historia firmy

Gdzieś w Polsce kilka tygodni wcześniej Myślę, że przybędzie mi wielu nowych, choć niekoniecznie prawdziwych przyjaciół. Pewnie tyle samo będzie patrzeć na mnie spode łba. Jeszcze inni będą mnie obgadywać, szydzić, nazywać wariatem i śmiać się za plecami. Mam to gdzieś. Chcę spełnić swoje marzenie. Zebrałem oszczędności całego życia, zamieniłem dom na skromną kawalerkę, sprzedałem meble i niepotrzebny kram. Wszystko po to, by kupić Lamborghini. Własnego, wymarzonego Huracana. Dlaczego akurat ten model? Bo jest absolutnie wyjątkowy. Nie pompatyczny, jak inne Lambo, tylko raczej piękny. To auto jest pierwszym perfekcyjnym, na wskroś dopracowanym Lamborghini. Do tego wszystkiego Huracan nie stracił nic ze znanej z innych modeli diabelskości, ekscentryczności i ekstrawagancji.

Mój doradca finansowy chyba jeszcze nigdy nie miał tak zaskoczonej miny. "1,1 mln złotych za samochód?! Przy twoich dochodach ten zakup cię wykończy" - stwierdził krótko i zaczął liczyć. Spadek, który odziedziczyłem po cioci, sprzedaż domu oraz pakietu dawno otrzymanych akcji zmieniły nieco jego wyraz twarzy. Był nawet nieco rozbawiony sytuacją - w końcu to nie jego pieniądze. Ale i tak nie mógł zrozumieć dlaczego chcę zapłacić za kilka m2 wystylizowanej blachy aż tyle kasy.

Nazwa Huracan ma podwójną genezę. To imię legendarnego, niepokonanego byka na arenie w Alicante w sierpniu 1879 roku, jak i boga wiatru, burzy, ognia i płodności w wierzeniach Majów

Huracan to nowy rozdział w historii Lamborghini. Nie dajcie się zmylić zdjęciom, to auto na żywo wygląda obłędnie. Co prawda jest bardziej wygładzone od Reventona czy Sesto Elemento, ale i tak w każdym kawałku karoserii ma wystarczająco dużo dramaturgii, żeby na jego widok ugięły ci się nogi. Linia nadwozia jest dziełem Filippo Periniego, który odpowiada również za wygląd Aventadora.

Nie jest wielki (niecałe 4,5 metra długości), ale jest zadziorny. Ma prawie dwa metry szerokości i niewiele ponad 116 cm. wysokości. Agresywny, nisko opadający przód, dużo ostrych linii i kantów, szeroki, mocarny tył z czterema rurami wydechowymi. Dla kompletnego efektu "WOW" brakuje unoszonych do góry "Lambo-dors", te w Huracanie otwierają się normalnie. Mimo tej niewielkiej ułomności jest to jeden z tych samochodów, które wydają Ci się dziełem dokończonym i dopracowanym. Jest jak dzieło sztuki. Możesz stać przed nim godzinami i się w niego wpatrywać, a gdy zmienisz kąt widzenia odkryjesz nowe, niezauważone wcześniej detale. Jest jednym z tych nielicznych aut zbudowanych wyłącznie dla facetów, a takich jest coraz mniej na rynku. Co wcześniej nigdy się nie zdarzało, tym razem mój doradca odwodził mnie od mojego pomysłu, ale po wyjściu z jego obszernego gabinetu liczyło się dla mnie tylko jedno - stać mnie na niego!

Warszawa, salon Lamborghini Wybrzeże Kościuszkowskie 45, dzisiaj Podpisując umowę nie wahałem się ani chwili. Chociaż przewidziano taką możliwość nie chciałem odbierać Huracana w fabryce we Włoszech. Wybrałem przytulną atmosferę warszawskiego salonu. Mimo to nieco się denerwuję. Jako, że jestem pierwszym klientem nie miałem okazji wcześniej przejechać się Huracanem po polskich drogach. Będzie zbyt twardy, a może za niski? Nie mogę się doczekać wrażeń.

Niemal do wszystkich modeli Lamborghini trzeba było uczyć się wsiadać. Ogromny, szeroki próg, nisko zabudowany fotel, to wszystko wymagało opanowania specjalnej techniki. W porównaniu z nimi do Huracana wsiada się jak do windy. Bez najmniejszego problemu. W środku normalność jednak pryska. Przenosisz się w inny świat. Siedzisz bardzo nisko w dobrze wyprofilowanym, obszytym skórą fotelu. Dookoła dominują sześciokąty. Niemal każdy element w kabinie jest wystylizowany tak, by miał sześć kątów. Dysze wlotów powietrza, osłona airbagu na kierownicy, większość klapek, przełączników, klamki i różnego rodzaju ozdobniki. Piękna dbałość o detale. Przy tak dużej konsekwencji wydawać by się mogło, że kluczyk też powinien być wystylizowany w podobnym klimacie. Nic z tego. Nie jest sześciokątny, tylko zwykły, z zaokrąglonymi kantami, jak z jakiegoś wielkoseryjnego Audi. Ma logo Lamborghini, ale i tak wstyd go komukolwiek pokazywać.

Wnętrze jest spójne ze stylistyką nadwozia. Siedząc w środku nie zapomnisz, że prowadzisz supersportowy samochód. To wcale nie taka oczywistość w tego typu autach. Zawsze przytrafia mi się to w Audi R8. Przejeżdżam 200, 300 km, wjeżdżam w teren zabudowany i dziwie się dlaczego ludzie się tak gapią. Kiedy sportowe auto ma zbyt grzeczne wnętrze zapominasz o tym, że jedziesz supersamochodem. Tracisz klimat. W Huracanie nikomu taka historia się nie przytrafi. Jest tu szaleństwo i polot, którego swoją drogą brakowało Gallardo. Poczujesz się jak pilot myśliwca. Na centralnym, ciekłokrystalicznym wyświetlaczu możesz wybierać obraz, który chcesz widzieć. Centralnie ustawiony obrotomierz - proszę bardzo. Duży ekran nawigacji - nie ma najmniejszego problemu. Infografika z danymi auta z prawej, obrotomierz z lewej - jak sobie życzysz. To dokładnie taki sam pomysł, który otrzymało nowe Audi TT. Żeby nie było, Lamborghini ma własną szatę graficzną. Działa to idealnie. Wszystko jest duże, czytelne i proste w obsłudze.

Nareszcie czeka mnie pierwsza jazda moim nowym nabytkiem. Przyznam się, że chciałem wybrać jaskrawo zielony kolor nadwozia. Jakoś do Lamborghini bardziej pasuje mi taki wściekły, ostry kolor. I nie chodzi tu o szpan. Ten samochód i tak każdy zauważy. Taki mocny odcień bardziej pasuje do charakteru tego auta. Jednak wybór nie był mi dany. Na dosyć wczesnym etapie zamawiania poinformowano mnie, że jeśli chcę go mieć tu i teraz, to mogę wybrać wszystkie kolory jakie chcę pod warunkiem, że będzie to biały. Trudno. Na szczęście w tym dziewiczym odcieniu też dobrze wygląda. Jak się okazuje Huracany są wyprzedane na kilka dobrych miesięcy w przód.

Kluczyk chowam głęboko do kieszeni. Nie będzie mi potrzebny do otwarcia drzwi czy rozruchu auta. Wsiadam i szybko odnajduję swoją pozycję za kierownicą. Przycisk odpalenia silnika znajduje się na tunelu środkowym pod czerwoną klapką. Podnosisz ją, przykładasz kciuk do guzika start i odbezpieczasz pocisk. Zwykła czynność, którą będziesz wykonywać w tym samochodzie setki razy, a za każdym poczujesz się wyjątkowo. 1, 6, 5, 10, 2, 7, 3, 8, 4, 9. To nie jest szyfr do skrytki bankowej, tylko w takiej właśnie kolejności zaczynają swoją pracę cylindry. Całym sobą czujesz jak silnik z jękiem i sykiem pompy elektrycznej budzi się do życia. V10, 5204 cm3 pojemności, 610 KM mocy. Lewarka skrzyni biegów jako takiego nie ma. Tuż za fenomenalną kompozycją klapki i guzika startu jest coś w rodzaju dźwigni, przy której są przyciski P (parking) i M (manualna zmiana). Pociągnięciem klamry w górę uruchamiamy bieg wsteczny (R), łopatkami przy kierownicy zmieniamy przełożenia manualnie. Skomplikowane? Nie. Przyzwyczaić i nauczyć będę się musiał za to na pewno do obsługi wszystkich funkcji umieszczonych na kole kierownicy.

Nie wiedzieć czemu Lamborghini poszło śladem Ferrari i wbudowało w wolant wszystko to, co normalnie znajduje się na dźwigniach przy kolumnie kierownicy - wycieraczki, kierunkowskazy czy włącznik świateł. Kierownica w samochodzie o mocy 610 KM powinna służyć do kierowania, a nie przypominać konsolę do gier. Najgorzej jest z kierunkowskazami. Po pierwsze: używa się ich najczęściej, po drugie: nie mają (jak np. w 458 Italia) osobnego lewego i prawego klawisza, tylko jeden. Chcąc włączyć któryś z kierunków przesuwamy wystający mini joystick w prawo lub w lewo. Chcąc go wyłączyć trzeba go nadusić. Po trzecie: to po prostu głupie rozwiązanie. Samochód to nie motocykl. Na podobnej zasadzie działają umieszczone po prawej stronie sterowanie wycieraczkami. Jedyny sensowny przycisk umieszczony na kole kierownicy znajduje się na samym dole. To zmiana programów jazdy, ale o tym później.

Podoba mi się ta nowa jakość Lamborghini i materiały z najwyższej półki, ale chcę w końcu ruszyć z miejsca. Skrzynia w trybie automatycznym, bez huku i fanfar powoli do przodu. Chcę się nim delektować, niczym wytwornym daniem czy winem. Już po kilkuset metrach czuję jak nowa, siedmiobiegowa, dwusprzęgłowa skrzynia LDF płynnie i gładko zmienia kolejne przełożenia. Bardzo szybko dochodzi do najwyższego biegu. Wolna praca skrzyni biegów była piętą achillesową Gallardo. Tę wadę Włosi w nowym modelu usunęli. Dojeżdżam do świateł. Po kilku sekundach stania na czerwonym silnik gaśnie. No tak, system start-stop dotarł nawet do Sant'Agata. Na szczęście można go wyłączyć.

Póki co toczę się przed siebie w miejskim ruchu, szukając kolejnych doznań. Zaskoczeniem jest zawieszenie. Spodziewałem się amortyzatorów tak twardych, że jak przejadę po monecie to będę w stanie stwierdzić czy po reszce czy po orzełku. Jednak wahacze z kutego aluminium, elektronicznie sterowane amortyzatory i stabilizatory poprzeczne zapewniają przyjemny komfort jazdy. Są auta, w których po trzecim przejeździe przez studzienkę masz dosyć i szerokim łukiem omijasz każdą następną. W Huracanie tak nie jest. Komfort jazdy, szczególnie z małą prędkością i jak na supersportowy samochód jest bardzo dobry. 911-ka nie potrafi tego lepiej.

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

Nazwa Huracan ma podwójną genezę. To imię legendarnego, niepokonanego byka na arenie w Alicante w sierpniu 1879 roku, jak i boga wiatru, burzy, ognia i płodności w wierzeniach Majów. Tak czy tak, pasuje do nowego Lamborghini. Pora wyjechać z miasta. 5,2-litrowy motor V10 zaczyna swoje prawdziwe życie powyżej czterech tysięcy obrotów. Otwierają się specjalne klapy zamontowane w układzie wydechowym i ryk silnika wypuszczany jest na wolność. Im go wyżej kręcimy tym jego dźwięk bardziej przypomina metaliczne brzmienie wyczynowej jednostki napędowej. I tak aż do 7000 obr./min. Na początku brzmiał niczym Etna przed wybuchem, by wraz ze wzrostem obrotów przeistoczyć się w prawdziwe inferno. Jakby za plecami siedział sam Lucyfer i pluł ogniem i siarką.

Dopiero teraz zaczynam bawić się tym jedynym potrzebnym przełącznikiem na kole kierownicy. Zmienia się nim programy jazdy: Strada, Sport i Corsa. Ja doszedłem do fazy drugiej - sport - która zupełnie zmienia charakter tego auta. To co było miękkie staje się twarde, to co było szybkie staje się błyskawiczne. 3,1 sekundy trwa przyspieszenie do "setki". 200 km/h to dla niego bułka z masłem, nawet powyżej 300 km/h czuć wyraźny pęd do przodu. Ferrari Italia wysiada, 911 Turbo S do któregoś momentu może nadążyć, ale w końcowej fazie musi uznać wyższość Huracana. Ten silnik to prawdziwa fabryka mocy.

Przyzwyczaić trzeba się do wiecznego bycia obserwowanym. Na postoju czy w ruchu co chwila ktoś celuje w ciebie telefonem komórkowym. Jakoś można się do tego przyzwyczaić. Za to pytań nie lubię, bo wszyscy chcą wiedzieć zawsze to samo. Ile ma koni, ile kosztuje ewentualnie ile pali. Dobrze przyjmowana jest odpowiedź na pierwsze pytanie, przy kolejnych dwóch wszyscy kręcą nosem. O ile przy tego typu autach cena ma najczęściej niewielką rolę (chociaż u mnie akurat miała znaczenie, dużo więcej gotówki bym nie nazbierał), to zużycie paliwa nie odgrywa zupełnie żadnej. Bardziej liczy się to ile kilometrów przejedziesz na jednym baku, niż ile spala na setkę. I jeszcze jedno. Taki samochód nie zawsze kupuje się dla szpanu. Najczęściej jako premię, satysfakcję czy spełnienie marzeń.

Huracan jest jednym ze stabilniejszych aut w swojej królewskiej klasie. Precyzja pracy układu kierowniczego, pedału gazu i hamulca jest rewelacyjna. Jak większość samochodów z centralnie zabudowanym silnikiem pozostaje, nawet w krytycznych sytuacjach, neutralny jak Szwajcaria. Jeśli jednak przeszarżujesz zakręt, skwituje to lekką podsterownością. Nie będziesz potrzebował zbyt wielkiego talentu za kółkiem, żeby tym samochodem pojechać szybko. Potrafi jednak zmienić się z potulnego cielaczka w buhaja. Do tego potrzebna jest aktywacja programu Corsa. Aktywacja, która właściwie wszystko co zbyteczne do prawdziwej zabawy na torze dezaktywuje. Huracan nie jest nawet w takich warunkach autem, które samo będzie "latać bokiem" w zakrętach. Tego musisz chcieć Ty, zmusić go do tego. Tylko uwaga - tylna oś bardzo szybko łapie przyczepność, a wtedy karoseria potrafi w ułamku sekundy odwinąć się w drugą stronę. Błyskawiczna reakcja za kierownicą mile widziana.

Summa Summarum

Piękne jest to, że (nie licząc funkcji start-stop) Huracan nie ma nic z tej ekologicznej papki, którą wszystkie firmy naokoło nam wciskają. Jest głośny, krzykliwy i jak na Lamborghini nawet zbyt wyrafinowany. Za dobry? Trochę tak, bo ta marka nie przyzwyczaiła nas do tak bardzo dopracowanych produktów. Stojąc na którymś skrzyżowaniu przejechało obok białe Porsche 911 Turbo S. Zrobiło mi się smutno. Zrozumiałem, że mój wieloletni król sportowych samochodów właśnie został strącony z tronu. Wchodzi na niego Huracan. Jest naładowany emocjami, znakomicie się prowadzi, ma rewelacyjny dźwięk, osiągi i skrzynię biegów, a przy okazji,  nawet przy szybkiej jeździe nie chce Cię zabić. Lepszego auta z Sant'Agata Bolognese nigdy nie było.

Chyba nie muszę odpowiadać na pytanie czy cieszę się, że utopiłem milion złotych w samochodzie. Powinienem za to umówić się z moim doradcą finansowym. Muszę kupić garaż. Przecież takie auto nie może stać pod chmurką.

Gaz

Design, dźwięk i moc silnika, pewność prowadzenia, układ jezdny, jakość wykończenia

Hamulec

Przeładowana funkcjami kierownica

*Fakty, ludzie i zdarzenia niekoniecznie odpowiadają rzeczywistości

Lamborghini Huracan LP 610-4 | Kompendium

ZOBACZ TAKŻE

Lamborghini Countach | Dominacja byka!

Lamborghini Countach

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA