10 km/h, czyli rowerowe absurdy

W Sopocie na drodze dla rowerów stanęły znaki z ograniczeniami prędkości. Fotoradarów na razie nie ma. Policja nie planuje też wysyłać na ścieżkę patroli z "suszarkami". Kolejny absurd, a może słuszna decyzja?

Audi stworzyło rower idealny ?

Czym od samochodu/motocykla różni się rower? Chyba nikomu wyjaśniać nie trzeba. Nie ma silnika, a za napęd służą ludzkie mięśnie. Do tego nie ma obowiązkowego prędkościomierza no i dokumentów potwierdzających stan techniczny ( choć co jakiś czas, pojawiają się i takie pomysły ). Ot bardziej zabawka, niż śmiercionośny pojazd. Może nim jeździć praktycznie każdy i wszędzie. Po lesie, drodze publicznej (jeśli rower ma oświetlenie), a nawet chodniku czy nadmorskiej promenadzie. Innego tak uprzywilejowanej pojazdu ze świecą szukać.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby rowerzyści zdawali sobie z tego sprawę. Przecież w starciu z pieszym nie dają mu szans. Podobnie jak na przegranej pozycji stoją podczas spotkania z samochodem. Powód jest prosty. Różnica prędkości i było, nie było ostre elementy ramy. No bo, kto chciałby się spotkać z rozpędzonym kurierem o łydkach grubych jak słoniowa noga?

>>> Toyota Carina - tania limuzyna <<<

Idąc tym prostym tropem władze Sopotu wpadły na pomysł jak zaprowadzić "ład i porządek" na nadmorskiej ścieżce pieszo-rowerowej. Zamiast oddzielić ruch spacerowiczów od szybszych rowerzystów i twardych rowerów, sięgnięto po najprostszy i najtańszy sposób, dobrze znany wszystkim kierowcom samochodów - ograniczenie prędkości. I co?

Problem pierwszy

Zdaniem Gdańskiej Kampanii Rowerowej brak jest w Sopocie drogi rowerowej, która byłaby "autostradową" alternatywą dla tej "spacerowej" obarczonej od niedawna znakiem ograniczającym prędkość do 10 km/h. Chcąc przejechać przez całe miasto rowerem to jedyny łącznik. Cóż, nie jest to pierwszy przypadek polskiego drogownictwa, gdy źle (to naprawdę łagodne określenie) zaprojektowana infrastruktura drogowa naprawiana jest znakami. Czy tak trudne do przewidzenia było, że spacerujący pieszy i jadący "tranzytem" rowerzysta na jednej promenadzie to zła mieszanina?

Problem drugi

Aby poruszać się rowerem wystarczy dowód osobisty. Jak ktoś, bez prawa jazdy, czyli bez znajomości elementarnych zasad ruchu drogowego, ma wiedzieć, co się stanie, gdy wjedzie w pieszego? Skąd ma wiedzieć ile to jest 10 km/h? Przecież nie musi mieć licznika prędkości. Nie są one obowiązkowe, ale jeśli nawet są, to nie posiadają homologacji. Jak zatem straż miejska ma egzekwować wymyślony przez urzędników przepis? Czy sąd będzie przyklepywał wystawione jedynie na podstawie zeznań strażnika miejskiego lub policjanta, mandaty?

Rozwiązanie pierwsze

Gdzie nam do Amsterdamu - rowerowej stolicy świata. Jak dla mnie, wystarczyłaby sieć ścieżek rowerowych podobna do tej w Berlinie. Jak w większości miast, trzeba ją było wkomponować w istniejącą infrastrukturę drogową. I co, udało się? Owszem. I proszę nie mówić, że nas na to nie stać. Przecież w Sopocie ścieżkę wybudowano. Nikt po prostu nie pomyślał, co się stanie jak, obok pieszych będą śmigać rowerzyści. A trzeba dodać, że np. w Holandii są ścieżki na których dopuszczony jest także ruch motorowerów! U nas to CHYBA jest niemożliwe. Zatem...

Rozwiązanie drugie

Przecież można zrobić drogę o ruchu mieszanym, pieszo-rowerowym. Wtedy rowerzyści są zobligowani do ustępowania pieszym pierwszeństwa. I tu przydałaby się straż miejska, która zwracałaby na to uwagę i karała niesfornych rowerzystów. Spowolnienie ruchu także nie stanowi problemu (kwietniki, tarka), tylko trzeba chcieć, tzn. pomyśleć.

Problem trzeci

Ograniczeń prędkości trzeba przestrzegać bez dwóch zdań. Jadąc samochodem, czy motocyklem to żaden problem. W końcu mamy prędkościomierz. Rower go nie ma, bo nie musi. Pewien rowerzysta dostał mandat po tym, jak miejscowy fotoradar przyłapał go na "szaleńczej" jeździe z prędkością ponda 40 km/h. Po drodze publicznej dodajmy, a nie po chodniku, czy placu zabaw dla dzieci. A to spora różnica. Już wiecie? Tak, trzeci problem polega na tym, że żyjemy w kraju absurdów. I jeśli tylko zwalczymy jeden, na jego miejsce pojawi się dziesięć kolejnych. Policji nie obchodzi tłumaczenie rowerzysty. Sprawa trafiła do sądu. Jestem ciekaw jak się zakończy.

NASZYM ZDANIEM:

Juliusz Szalek Redaktor naczelny moto.pl

embed

Zżymam się, gdy widzę rowerzystę na drodze publicznej, wzdłuż której biegnie ścieżka rowerowa. Zwrócę takiemu uwagę, zostanę natychmiast skrzyczany. A przecież zgodnie z przepisami, jeśli jest, musi z niej korzystać pozostawiając drogę samochodom. Irytuje mnie, gdy spacerując chodnikiem na centymetry mija mnie rozpędzony kolarz. Szanowni miłośnicy bicykli! Pamiętajcie, że tak samo jak kierowcy i tak samo jak piesi, musicie przestrzegać nie tylko przepisy, ale także myśleć o innych uczestnikach ruchu i za innych uczestników ruchu. Chodnik jest dla pieszych, tam jesteście GOŚĆMI. Na drodze macie pełnię praw, ale i obowiązków. Może zatem, zamiast narzekać na złych kierowców zaczniecie patrzeć dookoła siebie, korzystać ze ścieżek rowerowych (jak już są), zatrzymywać się na stopach i czerwonych światłach, respektować obowiązek prowadzenia roweru przez przejścia dla pieszych, jeździć bez słuchawek w uszach i rozglądać się przed wjazdem z drogi dla rowerów na skrzyżowanie? Macie tam pierwszeństwo, ale ograniczonego zaufania (uczą o tym na kursach na prawo jazdy) nigdy za wiele. Pamiętajcie, że tak jak Wy, czujecie niebezpieczeństwo, gdy blisko was przejeżdża z dużą prędkością samochód, tak samo reaguje pieszy, o centymetr mijany przez rowerzystę.

Czy jeżdżę na rowerze? Owszem. Jestem pieszym, rowerzystą (czasami), kierowcą samochodu i motocykla. I dobrze wiem, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ograniczenie prędkości na ścieżce rowerowej uważam za pomysł nietrafiony. Może, gdyby rowerzyści zwracali większą uwagę na pieszych do takiej sytuacji by nie doszło. Ale znak stanął i posypią się mandaty. Szerokiej drogi!

ZOBACZ TAKŻE:

Elektryczny rower Smarta

Samochodowe rowery

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.