Gdy auto kopnie... - elektryczny chochlik ma duże napięcie

Uczucie jest bardzo nieprzyjemne. Wysiadając z samochodu dotykamy klamki, a tu trzask!!! - ramieniem wstrząsa ładunek elektryczny, przeskakująca iskra znajdująca ujście z naszego odzienia do karoserii wozu i ziemi.

W grę wchodzi niebagatelne napięcie, liczone nawet w tysiącach woltów. Na szczęście obywa się bez poważniejszych konsekwencji, choć przeklinamy w duchu elektrycznego chochlika.

Badania wykazały, że główną rolę w produkcji minipioruna, który traktuje nas tak boleśnie, odgrywa tapicerka, obicia siedzeń samochodu. W trakcie jazdy nieustannie się o nie ocieramy i indukujemy ładunek elektryczny zbierający się na naszym ubraniu. Najważniejszy jest styk: człowiek - siedzenie i producenci samochodów niewiele mogą tu poradzić.

Złagodzenie napięcia przynosi co prawda stosowanie naturalnych materiałów przewodzących prąd, jednak wełnę lub skórę, łatwo odprowadzające ładunki elektryczne, rzadko stosujemy bo są drogie. Syntetyki indukują prąd - dlatego napięcie rośnie. Trzeba się odpowiednio ubierać. Tworzywa sztuczne są jednak w masowej, taniej produkcji samochodów, póki co, niezastąpione.

Kto kategorycznie chce zminimalizować iskrzenie na linii człowiek - samochód, ten powinien zaopatrzyć się w płyn antystatyczny w sprayu. Specyfik taki redukuje oporność powierzchni materiałów, ułatwiając "uziemienie" nas. Dowiedziono jednocześnie, że paski (jakoby) antystatyczne, przykręcane do nadwozia, nie zdają egzaminu. Na podobnej zasadzie musiałyby przecież funkcjonować opony samochodu. A nie funkcjonują!

Pasek niby-antystatyczny staje się poza tym zupełnie bezużyteczny, gdy pęd jazdy unosi go ponad nawierzchnię drogi.

Celowość walki z przykrymi wyładowaniami pozostaje dyskusyjna. Zresztą niektórym, wiecznie zaspanym kierowcom, przydaje się od czasu do czasu taka specyficzna terapia wstrząsowa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.