Kia Picanto - mistrz kamuflażu

Dużo mówi się o koreańskich kompaktach dorównujących europejskiej czołówce tej klasy. O koreańskich ?maluchach? na razie nie będzie tak głośno

Lubię sporty motorowe. Ale nie takie, w których rolę wyczynowych pojazdów odgrywają wózki na zakupy. A tak właśnie odbierałem Puchar Kia Picanto. Co prawda każda inicjatywa w mizernej ofercie polskich wyścigów samochodowych ma sens, zwłaszcza gdy pozwala zaistnieć młodym zawodnikom, ale przecież w wyczynie chodzi o adrenalinę, prędkość i współzawodnictwo, a nie balansowanie w poszukiwaniu równowagi. Już wtedy Picanto wydało mi się przejawem pewnego kamuflażu, bo za fasadą sportu krył się zwykły, raczej banalny miejski samochodzik. Nie ma w tym żadnej winy koreańskiego "malucha", ktoś przecież postawił go w takiej roli.

Teraz stoję przed jednym z nich. Nietypowym. Kusi krwistą czerwienią, aluminiowymi obręczami kół i małym spoilerem nad tylną szybą. Prezentuje się nieźle. W nowym wydaniu, po ubiegłorocznej niewielkiej modernizacji nadwozia Picanto wyraźnie zyskało na urodzie. Nowe lampy i wloty powietrza to niby niewiele, ale właśnie od takich detali zależy wizerunek auta. Bryła auta nie uległa zmianie. Wciąż nawiązuje do mikrovanów pokroju Chevroleta Sparka i japońsko- francuskiej koalicji w postaci Toyoty Aygo, Peugeota 107 i Citroëna C1. To główni konkurenci Picanto. Toyoty Yaris czy Nissana Micry nie ma co mieszać w to towarzystwo, bo są wyraźnie większe. Do grona rywali trzeba za to zaliczyć Fiata Pandę, choć jest o 4 cm dłuższy i bardziej przypomina kombi. Ale Koreańczycy sami się tego dopraszali. Wprowadzając pierwsze Picanto, wieścili detronizację Pandy. Przynajmniej jeśli chodzi o wyniki sprzedaży. Skończyło się na zapowiedziach. Tak jest i tym razem. Kia nie zagraża Pandzie - ani nie jest od niej przestronniejsza, ani ciekawsza stylistycznie. Poziom wykończenia podobny, czyli dobry. Podobać mogą się fotele i ładnie zaprojektowane wskaźniki. Fajnie jest też mieć klimatyzację, tyle że można na nią liczyć tylko w wersji Comfort za 35 900 zł. Rozczarowuje bagażnik, sporo mniejszy niż w Pandzie. Z zewnątrz Picanto wygląda na większe niż w rzeczywistości - kolejny przykład kamuflażu.

Nowe Picanto jeździ poprawnie. Mimo sporej wysokości nadwozia przechyły w łukach nie są problemem. Ceną za pewne prowadzenie jest jednak sztywne zestrojenie zawieszenia, co rzecz jasna obniża komfort jazdy. Pracę podwozia nieźle wytłumiono, ale konkurenci też są w tym dobrzy. Silnik dostarcza mieszanych wrażeń. W mieście spisuje się całkiem nieźle, jednak na trasie, zwłaszcza pod obciążeniem, objawia pewne niedostatki w dynamice. Szczególnie kłopotliwe jest wyprzedzanie. Kiedy jednak litrowym, 62-konnym Picanto startujemy spod świateł, wydaje się, że jego pucharowa przygoda miała jednak sens. Koreański "maluch" dziarsko wyrywa się do przodu, zostawiając w tyle większość aut. Po chwili jednak peleton nas dogania. Sięgamy po aparaturę pomiarową, by sprawdzić, jak jest naprawdę. Okazuje się, że w sprincie do setki Picanto przegrywa z konkurentami. Potrzebuje na to aż 15 sekund. To subiektywne poczucie dobrej dynamiki to kolejny przejaw maskarady. A może 3,5-metrowe Kia trzeba porównać do dobrego aktora, który również przybiera różne maski, by zagrać kolejne role? Jeśli robi to dobrze, widzowie są za. Kamuflaż Picanto też nie razi. W gruncie rzeczy jest to dobrze wykonany i przyjemny w eksploatacji samochód z realnym zużyciem paliwa na poziomie 6-7 l/100 km i przystępną ceną. Czego chcieć więcej?

GAZ

Przyjemna dla oka stylizacja, dobre własności jezdne, poprawne wyciszenie wnętrza i wykończenie, wygodne siedzenia, atrakcyjna cena

HAMULEC

Nieco za słaby silnik, niski komfort jazdy, mały bagażnik, klimatyzacja dostępna w droższej wersji Comfort

SUMMA SUMMARUM

Picanto zyskało na urodzie, nie zmieniło się w kwestii funkcjonalności. Jest typowo miejskim, poprawnie wykonanym samochodem, którym jeździ się sprawnie, ale nieszczególnie komfortowo. Producent stawia jednak sprawę uczciwie - wiedząc, że Picanto dalekie jest od doskonałości, żąda za ten model niewygórowanej kwoty. I to jest w porządku

Więcej o:
Copyright © Agora SA