Charytatywna akcyza

Gdyby przez ostatnią dekadę wpływy z akcyzy paliwowej były - zgodnie z założeniami - przeznaczane na utrzymanie i budowę dróg, to nad Wisłą mielibyśmy dzisiaj 7,5 tys. km autostrad. Bezpłatnych

Kiedy kupuję bułki, dokładnie wiem, do czyjej kieszeni trafiają moje pieniądze. Podobnie rzecz ma się z wizytami w zakładzie fryzjerskim. Niestety, zupełnie nie mam pojęcia, co dzieje się z pieniędzmi, które wydaję na paliwo, i założę się, że w podobnej nieświadomości żyje pozostałe 15 mln polskich kierowców. Ale zacznijmy od początku

Za litr benzyny bezołowiowej oraz oleju napędowego trzeba zapłacić dzisiaj ok. 4,70 zł, a analitycy straszą nas, że może być gorzej, bo nie wiadomo, na jakim pułapie ustabilizuje się cena ropy naftowej na światowych rynkach. W dodatku zapewniają, że Polska ma się całkiem nieźle na tle USA czy Europy Zachodniej - złotówka jest coraz droższa, a dolar (w tej walucie rozlicza się transakcje na rynku ropy) najtańszy od 15 lat.

Gdyby nie to, za litr bezołowiówki płacilibyśmy dzisiaj nawet 6 zł. Więc w sumie nie powinniśmy narzekać. Czy rzeczywiście? Gdyby nie podatki, litr paliwa kosztowałby nas dzisiaj... 2,1 zł. I to łącznie z marżą stacji benzynowej! Z każdym litrem benzyny wlewanej do baku aut, my - kierowcy - przelewamy do państwowej kasy 2,6 zł różnego rodzaju podatków. A dokładnie trzech: akcyzy, opłaty paliwowej i VAT-u. Podczas gdy dwie pierwsze opłaty są stałe, to trzecia (VAT) ruchoma i uzależniona od tego, ile wynosi aktualnie cena paliwa powiększona o akcyzę i opłatę paliwową. Tak więc, gdy za bezołowiówkę płaciliśmy na stacjach 4 zł, to cena ta zawierała 1,56 zł akcyzy, 10 gr opłaty paliwowej i 72 gr VAT-u. Tymczasem przy obecnych cenach paliw ten ostatni podatek wynosi aż 90 gr!

Aby jeszcze bardziej podkreślić "wartość" problemu, można pokusić się o małą kalkulację. Załóżmy, że przez wakacje przejadę swoim autem 10 tys. km. Na setkę spala średnio 7 litrów, więc przez jego bak i cały układ paliwowy przepłynie 700 litrów benzyny. To oznacza, że za wątpliwą przyjemność jazdy po polskich drogach tylko w lipcu i sierpniu zapłacę państwu ponad 1,8 tys. zł. Za każde przejechane 100 km politycy zażądają ode mnie 20 zł i to pod warunkiem, że nie przyjdzie mi do głowy przejechać się autostradą! Mniej zedrą ze mnie nawet koncerny naftowe ("zaledwie" 15 zł za 100 km), które przecież przerabiają coraz droższą ropę.

Ministerstwo Finansów oburza takie traktowanie problemu. Nie zgadza się na obniżenie akcyzy, ponieważ nie ma pewności, że dzięki temu realne ceny paliw faktycznie spadną. Zaznacza, że akcyza w większości krajów Unii jest taka sama, a czasami nawet wyższa niż w Polsce. Na koniec niechętnie przyznaje, że niższe opodatkowanie paliw obniżyłoby wpływy do budżetu. I tu dochodzimy do sedna, czyli wspomnianych bułek i fryzjerów. Płacisz za bułkę i otrzymujesz bułkę. Wydajesz pieniądze na fryzjera i zostajesz mniej lub bardziej dokładnie ogolony.

Płacisz za paliwo obciążone gigantycznymi podatkami, by jeździć po publicznych drogach, i stajesz się sponsorem resortów zdrowia, edukacji i sportu, fundatorem garkuchni w polskim obozie wojskowym w Iraku, a także dobroczyńcą na rzecz Świątyni Opatrzności Bożej.

Za twoje pieniądze remontuje się tory kolejowe, tak jakbyś miał możliwość zamiany auta na drezynę. Kupuje się luksusowe limuzyny dla rządu, na wypadek gdybyś zapragnął przejechać się którąś z nich. Niestety, na łatanie dziur w jezdniach pieniędzy już nie starcza, choć właśnie na to powinny być spożytkowane.

Na całym świecie, tylko nie w Polsce, obowiązuje zasada, że za pieniądze pochodzące z podatków zawartych w paliwie państwo dba o stan dróg. W ten sposób niezłą infrastrukturę udało się zbudować nawet nieco rozkojarzonym Włochom iGrekom, nie wspominając o Brytyjczykach i Niemcach, którzy swoim obywatelom zapewnili możliwość poruszania się po tysiącach kilometrów asfaltu pierwszej jakości, bez konieczności wnoszenia dodatkowych opłat.

System powinien być prosty i odpowiadać zasadom wolnego, sprawiedliwego rynku. Tak więc każda wydana przez podatnika kierowcę złotówka przeznaczana jest na asfalt, kupno walca czy równiarki. Ale gdyby tak było, to tylko w tym roku z wpływów z akcyzy i opłaty paliwowej (razem ok. 24 mld zł) państwo zdołałoby sfinansować budowę ponad tysiąca kilometrów autostrad. Sieć dróg krajowych nad Wisłą ma 18 tys. km, więc na utrzymanie każdego kilometra przypadać powinno co najmniej 1,3 mln zł rocznie (licząc wpływy z akcyzy i opłaty paliwowej, bez podatku VAT).

Od dekady powinniśmy mieć nowoczesną sieć dróg szybkiego ruchu liczącą co najmniej 7 tys. km. Tymczasem mamy pokrzywione wahacze w naszych samochodach, najdroższe na świecie autostrady, na których ustawia się znaki ograniczające prędkość do 50 km/h, a za chwilę dołączy do tego najnowocześniejszy system fotoradarowy w Europie. Za nasze pieniądze państwo zapewni bezpieczeństwo, stawiając metalowe puszki przy drodze i robiąc nam sesje zdjęciowe, za które zedrze z nas kolejne miliony.

Niestety, drodzy kierowcy, musicie pogodzić się z tym, że prowadzicie działalność charytatywną na rzecz państwa. W ramach buntu moglibyście zostawić swoje auta w garażach i na parkingach. Ale minister Rostowski wie, że tego nie zrobicie

W podatkowej czołówce

Opodatkowanie litra benzyny bezołowiowej Pb95 w krajach Unii Europejskiej (w PLN, według kursu walut NBP z dn. 7.07.2008)

Rumunia 1,01 zł 19 %

Na 27 krajów unijnych pod względem opodatkowania paliwa Polska znajduje się na jedenastym miejscu. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że wyższe podatki obowiązują jedynie w wysoko rozwiniętych państwach Europy Zachodniej, o nieporównywalnie lepszej infrastrukturze drogowej. Tymczasem spośród krajów Europy Środkowo-Wschodniej Polska ma zdecydowanie najwyższe podatki paliwowe, a ponadto znajduje się w czołówce jeżeli chodzi o stawkę podatku VAT (wyższa jest jedynie w Danii i Szwecji).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.