Renault Twingo - Magia nazwy

Po epoce przaśnego, siermiężnego socjalizmu oko cieszyło każde auto niebędące Polonezem, Fiatem czy Škodą. Z tym większą radością powitaliśmy Renault Twingo - nowatorskie auto miejskie. Czy jego następca będzie budził równie silne emocje?

Minęło 15 lat, ale pamiętam to dokładnie. W słoneczny dzień na jednej z ulic zobaczyłam coś, co bez wątpienia było samochodem. Miało koła, blaszaną karoserię, szyby a mimo to nie przypominało żadnego innego auta. W dodatku było osobliwego musztardowego koloru. Tak, Twingo poprzedniej generacji zapamiętamy jako auto stylistycznie nowatorskie. Choć też kontrowersyjne. Dla jednych (zwykle pań) - świeży, oryginalny, sympatyczny, rozczulający, dla innych (zwykle panów) - brzydki, dziwny, pokraczny. Trudno było o opinie pośrednie. Budzący emocje wygląd z czasem okazał się największym atutem Twingo. "Nie ważne jak, byleby mówili" to w końcu jedna z recept na rynkowy sukces.

Musiało minąć aż 15 lat, byśmy ujrzeli nowe Twingo. Jak na współczesne standardy to wieczność. Czy było na co czekać? Nowy maluch Renault na pierwszy rzut oka wydaje się nieco podobny do Citroëna C2 (z tyłu), trochę do Opla Agilii (z przodu), trochę zaś do większego Clio. No właśnie - skoro jest podobny, to nie jest oryginalny. Projektantom znad Sekwany nie udało się osiągnąć równie oryginalnego stylu co niegdyś. Przejeżdżając przez miasto, nowe Twingo nie odwraca głów przechodniów. Chyba w ogóle nie pozostawia po sobie żadnego wrażenia - ani złego, ani dobrego. Choć bez dwóch zdań jest ładnym autkiem, to jednak ginie w potoku równie (nie)banalnych, miejskich wozidełek.

Na szczęście sporo zyskuje przy bliższym poznaniu. Zwłaszcza jeśli zaczniemy od wersji GT ze stukonnym silnikiem pod maską. Autko okazuje się bardzo poręczne w miejskiej dżungli. Choć nie jestem zwolenniczką kwalifikowania małych samochodów a priori jako kobiece, to z pewnością przypadnie do gustu słabej (dosłownie) płci. Siłę wspomagania kierownicy dobrano tak, by na parkingu można ją było obracać jednym palcem. Średnica zawracania? Poniżej 10 metrów. Skrzynia biegów jest już typowo "męska", bo manualna. Choć zgrabnie współpracuje ze stukonnym silnikiem, chcąc wydusić całą moc na długich prostych, musimy często zmieniać biegi.

Powód? Łatwość wchodzenia na obroty. Trzeba na to uważać, startując spod świateł, bo jeśli spóźnimy się z dwójką czy trójką, nastąpi odcięcie dopływu paliwa.

Wnętrze jest trochę zabawkowe, ale plastiki użyte do wykończenia wcale nie rażą. Do cyfrowego prędkościomierza umieszczonego z prawej strony pola widzenia kierowcy trzeba się po prostu przyzwyczaić. Trudniej będzie z systemem audio, który jest podobny (znów to podobieństwo) do tych montowanych w większym bracie Clio. Przyciski są niewielkie i nieporęczne, co przy raczej mało komfortowym zawieszeniu utrudnia trafienie w ten właściwy. A skoro przy komforcie jesteśmy... To, że nie jest najwyższych lotów, wynika z niewielkiego rozstawu osi. Ale coś za coś -Twingo naprawdę zmieści się w najmniejszym zakamarku parkingu, a to duży atut tego niedużego auta. Wracając do wnętrza - jest tu sporo półeczek i schowków, nawet pasażerowie tylnych siedzeń mają w podłokietnikach poręczne schowki. Oczywiście pod warunkiem że uda im się usiąść z tyłu, bo miejsca na nogi jest niewiele, co raczej dyskwalifikuje nowe Twingo jako wakacyjny wehikuł dla czworga. Dla dwojga? Jak najbardziej. Zwłaszcza że bagażnik jest całkiem spory.

Dla kogo Renault zaprojektował to auto? Chyba nie dla ceniących przede wszystkim oryginalność. Ci, którzy będą potrzebować miniaturowego pojazdu do poruszania się w miejskim labiryncie, mają w czym wybierać. Jest przecież Citroën C1 i C2, Toyota Aygo, Peugeot 107, Opel Agila, Hyundai i10 czy Kia Picanto, że o innych nie wspomnę. Poprzednia generacja gwarantowała przynajmniej zauważalność, obecny model musi zanęcić innymi atutami. Ceną? Najtańsza wersja to wydatek 29 900 zł, ale jeśli chcemy trochę poszaleć, to przygotujmy aż 45 tys. zł, bo tyle warte jest opisywane GT. Oczywiście musimy liczyć się ze spalaniem przerastającym gabaryty auta - 8 litrów to raczej minimum. W zamian otrzymamy samochodzik znacznie bardziej fikuśny niż standardowa wersja - ładne alufelgi, matowe srebrne osłony lusterek i takowe wstawki w przednim zderzaku plus dachowy spojler i oczywiście mnóstwo emblematów GT sprawią, że całość będzie bardziej cieszyć oczy.

Trudno się jednak spodziewać, by dotychczasowi użytkownicy poprzedniego modelu byli tak sentymentalni, żeby przesiąść się do jego następcy. W zasadzie jedynym pomostem międzypokoleniowym jest tutaj... nazwa.

GAZ

Funkcjonalne wnętrze, dynamiczny silnik, niewielkie spalanie.

HAMULEC

Brak dzielonego oparcia kanapy, mało oryginalne nadwozie, zbyt plastikowe wnętrze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA