Z notatnika użytkownika: Dodge Ram 1500 Hemi Laramie

Myślicie pewnie, że skoro sprawiłem sobie ciężarówkę, to będę wychwalał ją pod niebiosa? Nic z tego

Być może jakieś błędy wychowawcze, uraz z dzieciństwa, czy upadek z wysokości każe mi od czasu do czasu zrobić coś, co zaskakuje wszystkich, ze mną włącznie. Kilka lat temu porzuciłem Dział Nauki dla "Obrotów", potem się ożeniłem, a teraz...

Z początku miał to być F-250 Heavy Duty. Szumnie reklamowana nowość Forda zmusiła mnie do odwiedzenia targów w Detroit. Byłem, obejrzałem i zdecydowałem, że jednak... nie. Powód? Dość ciasna kabina. Choć brzmi to absurdalnie w odniesieniu do auta, które wygląda jak katedra na kołach (6,25 metra długości) i mieści tylko cztery osoby (topowa wersja King Ranch), to jednak jest faktem. Pasażer siedzący na prawo od kierowcy nie ma co zrobić z lewą nogą, ci za plecami nie mogą wsunąć stóp pod fotele pierwszego rzędu. Sprawcą tej ciasnoty jest "najcichszy diesel Ameryki", obudowany sześcioma chłodnicami 350-konny 6.4 Power Stroke V8, który nie mając dość miejsca pod maską wnika do kabiny, w czym zresztą wtórują mu mechanizmy przeniesienia napędu.

Tak więc z żalem, ale rozstałem się z wizją podróżowania tym luksusowym (pod każdym innym względem) mastodontem. Było mi lżej kiedy dowiedziałem się ile to monstrum pali: w mieście nawet 30 litrów. Ropy.

Siedząc na targach i myśląc, co tu dalej począć, kątem oka dostrzegłem innego pikapa. Jego wściekła czerwień przecinała bure równiny Colorado. Jego szerokie opony na 20-calowych obręczach wzbijały tumany kurzu. A z jego grubej jak rynna rury wydechowej dochodził rasowy bulgot. I pewnie tej właśnie, bynajmniej nie podprogowej reklamie (leciała w kółko okolicznych telebimach) zawdzięczam tak brzemienną w skutkach decyzję.

Dla pewności obejrzałem jeszcze wszystkie inne półciężarówki wystawione w Detroit. Ford F-150? Świetny, ale już jednego mamy. Chevy Silverado? Jakże banalne wnętrze. Nissan Titan? Nadęta Navara. Lincoln Mark LT? Za dużo chromu. Toyota Tundra? Ma takie mętne spojrzenie... Hummer SUT? Zbyt pretensjonalny. Cadillac Escalade EXT? Zbyt drogi i festyniarski. A więc...

By się nie rozmyślić czym prędzej wypełniam formularz zamówienia fabrycznego. Potem kilka miesięcy oczekiwania i jest. Pewna sprawdzona firma (dwa lata temu ściągnęła z Kanady rzeczoną 150-kę) przywozi go na lawecie pod sam dom. Prosto z kontenera. Pięć mil na liczniku, 345 koni pod maską, sporo dodatków. Dodge Ram 1500 4x4 Quad Cab 5.7 Hemi Laramie. Kluczyki i dokumenty do ręki. Za chwilę okaże się, czy był to udany zakup.

Pierwsze kilometry rozwiewają największe obawy. To nie jest lemon car, czyli jedno z tych feralnie zmontowanych aut, które potrafią doprowadzić właściciela do rozpaczy. Żadnych patologicznych wibracji i odgłosów. Wszystko działa jak trzeba. Uff! Przez kolejny miesiąc poznaje blaski i cienie użytkowania takiego auta na co dzień. Pozwólcie, że te pierwsze - blaski - pozostawię dla siebie. Wyspowiadam się za to z cieni. Przede wszystkim - ciekawscy. Nie zliczę, ile razy pytali o spalanie. Chwilami mam ochotę zamówić wielką kalkomanię z napisem "20 l/100 km" i przylepić ją sobie na drzwiach. Owszem, wracając znad morza udało mi się zejść do 14,8, ale nie oczekujmy od Hemi cudów: chcąc delektować się jego brzmieniem i przyspieszeniem trzeba liczyć się ze spalaniem o kilka litrów większym. Zwłaszcza przy 3500 kg masy całkowitej. I zwłaszcza w mieście. Ale i tu najgorszy rezultat to akceptowalne (choć z trudem) 21,5 litra. Mimo to osoby o słabych nerwach raczej nie powinny wpatrywać się w dystrybutor. Najlepiej umilić sobie tankowanie lekturą choćby naszego dodatku, a na koniec podać kartę płatniczą kasjerowi. Kiedyś nieopatrznie spojrzałem na kwitek i widząc na początku czwórkę, czym prędzej go wyrzuciłem. Pocieszam się, że mając F-250 z jego apetytem na ropę i 173-litrowym bakiem, miejsce czwórki częściej zajmowałaby siódemka. Cóż, może kiedyś trafię szóstkę w totka Już wiem, dlaczego sprzedają kupony na każdej stacji.

Drugie "ale" to rozmiary. W Stanach Ram nie wydaje się aż tak duży. W Polsce - niemal na każdym kroku. Jadąc nim czujesz, że sporo miejsc parkingowych, zatoczek, uliczek, wjazdów, wyjazdów, że o myjniach nie wspomnę, skrojonych jest na auta o dwa numery mniejsze. Uświadomiła mi to pierwsza wizyta na parkingu podziemnym, gdzie już na wstępie dach Dodge'a wszedł w konflikt z belką zawieszoną ponoć na wysokości dwóch metrów. Po niezliczonej ilości ćwiczeń na wyobraźnię przestrzenną, a towarzyszących tak banalnym - zdawałoby się - czynnościom jak cofanie, parkowanie czy zawracanie dochodzisz do wniosku, że mimo wszystko kamera na tylnej klapie uczyniłaby świat piękniejszym. Najgorsze jest jednak parkowanie prostopadłe, bo twoje auto albo wystaje daleko poza inne (i ryzykujesz, że ktoś zrobi sobie krzywdę), albo nie dają się w nim otworzyć drzwi (a więc nawet jeśli wjedziesz, to raczej nie wyjdziesz). W jednym z mazurskich miasteczek, by pokonać wąską jednokierunkową uliczkę, musiałem złożyć lusterka w co drugim zaparkowanym aucie. Oczywiście, zaraz ktoś powiedzie, że to wszystko przesada, bo przecież po Polsce jeżdżą też - a nawet zwłaszcza - tiry. Zgoda. Tylko że tirem nie pchasz się tam, gdzie zwykłeś robić to choćby Golfem czy Vectrą.

Rozmiary Rama dają o sobie znać także w inny, dość bolesny sposób. Przekonałem się o tym, gdy skacząc przez burtę z paki skręciłem sobie nogę i gdy jeden z pasażerów wypadł z szoferki na asfalt, bo zapomniał, jak wysoko siedzi. W przypadku auta mierzącego dwa metry bez czterech milimetrów (wersja 4x2 jest o 7,8 cm niższa) stopnie po bokach to wręcz konieczność (w opcji są typowe - rurowe lub wysuwane elektrycznie spod auta). Podobnie z uchwytami na przednich słupkach.

Jak każde ze swoich aut, tak i to najpewniej usprawnię. Ale inaczej niż zamierzałem. Pakiet Trailer Tow Group (pomaga ciągnąć przyczepę o masie prawie czterech ton) rozwiązał kwestię dodatkowego chłodzenia skrzyni biegów (w niektórych autach zza oceanu długa i szybka jazda może "ugotować" przekładnię). Z kolei droga hamowania wynosząca 43 metry pozwoliła (uff!) zrezygnować z zakupu skandalicznie drogich (4000 dol. za sam przód!) ośmiotłoczkowych hamulców Brembo. Tym, co wciąż nieco mąci radość z jazdy jest za to zawieszenie. Najwyraźniej zestrojone pod jazdę z ładunkiem, na pusto potrafi zdrowo zatrząść i zakołysać. Na większych nierównościach można wręcz pomyśleć, że siedzi się na wozie z sianem. Szczęśliwie sytuację poprawiają amortyzatory z regulacją twardości, tudzież powietrzne miechy zastępujące półeliptyczne resory piórowe. I tu pojawia się kolejne niebezpieczeństwo. W dobie zakupów przez Internet można przepuścić fortunę na idące w tysiące akcesoria do Rama. Dlatego lepiej w zarodku zwalczyć odruch klikania na widok napisu "Buy now" i trzymać się z dala od grubych jak encyklopedie katalogów firm tuningowych.

Czy już wszystkich odstraszyłem? Nie? No to parę słów o najbardziej upiornej konsekwencji zakupu: rejestracji. Już pomijam fakt, że tylne kierunkowskazy są tu czerwone, a przednie reflektory symetryczne, bo to małe piwo. Prawdziwa beczka dziegciu czeka na szczęśliwego nabywcę przy okienku Wydziału Komunikacji. Siedmiu urzędników, bo z tyloma miałem do czynienia, na widok szeregu nietypowych i - o zgrozo - obcobrzmiących dokumentów - najpierw nabierała wody w usta, potem gorączkowo się konsultowała, a na koniec grobowym głosem wymieniała uchybienia/błędy/niedopowiedzenia (niepotrzebne skreślić) tak ważkie, jak np. brak oświadczenia (składanego - a jakże - pod odpowiedzialnością karną), że rzeczony pojazd został sprowadzony w ilości jednej sztuki. Na szczęście importer nie zostawił biednego misia w potrzebie i niezbędne dokumenty dostarczał kurierem. Gdyby stracił zainteresowanie autem w momencie zapłaty, pewnie musiałbym odstawić swój nabytek na kołki. Z podobnym problemem musi zmierzyć się wielu chętnych na wystawione w komisach, a jeszcze nie rejestrowane w Polsce auta zza oceanu. W kontekście rzuconej zza okienka luźnej uwagi, że "już kilku razy odmówiliśmy rejestracji takich pojazdów i ciekawe, co też ich właścicielom z nimi robią " mogę uważać się za szczęściarza. W końcu już za piątym razem się powiodło, na taksówki wydałem nie więcej niż 500 zł, a mój wehikuł pokrywał się kurzem ledwie trzy tygodnie. Tak więc sami widzicie - nie warto. A jeśli naprawdę uprzecie się na jakiegoś "amerykanina", to trudno. Oby nie był to Ram. Wciąż jest ich niewiele. I niech tak zostanie.

Kompendium Dodge Ram 1500 4x4 Quad Cab 5.7 Hemi Laramie

Silnik benzynowy V8 Hemi Magnum, 5654 cm3

Skrzynia automatyczna 5-bieg. z funkcją Overdrive i Tow Haul

Zawieszenie tylne zależne, sztywny most z wielopiórowymi resorami półeliptycznymi, teleskopy gazowe

Poj. zbiornika paliwa 99/129 litrów

Paliwo benzyna 91 okt.

Przysp. 0-100 km/h 8,4 s

*ograniczona elektronicznie

Zalety: są

Wady: obniżony komfort resorowania na pusto, brak czujników cofania, utrudniony dostęp do kabiny, umiarkowana ładowność, dość wysokie spalanie, brak manualnego trybu pracy skrzyni biegów, bardzo wysoka krawędź załadunku, manewrowanie i parkowanie wymagające szczególnej uwagi (zwłaszcza na parkingach podziemnych), w trybie D dźwignia zmiany biegów zasłania pokrętło wyboru napędu, możliwe kłopoty z rejestracją

Summa summarum

Zawsze jest wielki, a bywa też i kłopotliwy. Pogłębia efekt cieplarniany (potrafi spalić sporo benzyny i gumy) oraz prowadzi do rozluźnienia więzi małżeńskich (przednie fotele dzieli dobre pół metra). Siedząc w środku łatwo nabawić się uczucia wyższości przechodzącego w depresję na stacjach benzynowych. Naprawdę, dużo rozsądniejszą alternatywą jest Nissan Navara.

Oceń ten samochód?
Copyright © Agora SA