Renault Clio 1.5 dCi Extreme - podrasowana muza

W Clio Extreme jest wygodnie i bezpiecznie. Niestety, także dość drogo

Mitologiczna Klio (czyli ta, która głosi sławę) przedstawiana bywa ze zwojami papirusa. Chcąc "uatrakcyjnić" grecką muzę, można domalować jej trzcinowy pędzelek, gustowny dzbanuszek z atramentem oraz skórzaną obwolutę na dzieła i traktaty. Kurację upiększającą na podobną skalę Renault zafundowało swemu autu segmentu B.

Bogatsze wyposażenie Clio Extreme 1.5 dCi sprzyja głównie wygodzie jazdy i bezpieczeństwu. Klimatyzacja, radio i odtwarzacz płyt CD, obszyta skórą kierownica i dźwignia zmiany biegów, bardziej elegancki wystrój deski rozdzielczej, sześć poduszek powietrznych - to wszystko znajdziemy we wnętrzu auta. Z zewnątrz wzrok przykuwają seryjnie montowane reflektory przeciwmgielne pod reflektorami głównymi oraz obręcze kół z lekkich stopów. I jeszcze jeden drobiazg - doświetlanie zakrętów. Wszystko fajnie, ale można się przyczepić do kilku drobiazgów. Powód? Jako zwycięzca prestiżowego konkursu Car Of The Year 2006 nie powinien mieć słabych stron. Tymczasem odtwarzacz płyt CD nie czyta plików MP3, a prosta w formie i brzydka konsola centralna zupełnie nie pasuje do ładnego wystroju górnej części deski rozdzielczej. Doświetlacze zakrętów (reflektory nie skręcają się, lecz zapalają raz po lewej, raz po prawej) w praktyce okazują się gadżetem o dyskusyjnej przydatności (tylko w mieście i tylko w kompletnych ciemnościach pomogą dostrzec co najwyżej buty przechodnia sposobiącego się do wejścia na ulicę, w którą skręcamy). Ponarzekaliśmy? Czas więc na pochwały, bo dobrych stron jest zdecydowanie więcej.

Jak w kompakcie

Clio stanowi dowód na znaczący postęp w klasie małych aut. Jadąc nim, łatwo uwierzyć, że to zdobywca maksymalnej liczby pięciu gwiazdek w testach NCAP. Auto jest solidne, masywne, daje poczucie wygody i bezpieczeństwa. Nie brakuje w nim miejsca ani z przodu, ani z tyłu (może trochę nad głowami wysokich osób). Jak na samochód segmentu B fotele są wręcz komfortowe. Jedzie się jak pojazdem o klasę wyższym, tym bardziej że wzrok cieszy ładny wystrój i dobre wykończenie. Tworzywa sztuczne tu i ówdzie mogłyby być lepsze, na przykład w uchwytach do zamykania drzwi (trochę trzeszczą), ale generalne wrażenie jest dobre. Schowek przed pasażerem jest zdumiewająco obszerny. Podobać się może również wyciszenie kabiny. Nawet gdy pod maską pracuje (wyraźnie słyszalny na zewnątrz) turbodiesel, w środku udało się zniwelować hałas idrgania.

Zgrany duet

Sam silnik Clio 1.5 dCi Extreme zasługuje na wysokie noty. Choć nieduży, zapewnia bardzo dobrą dynamikę, oszczędnie obchodzi się z paliwem, a przy tym nie przygniata przedniej osi i pozostaje wręcz niewyczuwalny podczas jazdy. Auto prowadzi się pewnie, precyzyjnie i po prostu przyjemnie. Poręczna kierownica, precyzyjna dźwignia zmiany biegów i sporo momentu "pod nogą" dają kierowcy poczucie bezpieczeństwa w każdych warunkach. Żadnych problemów na prostej, w zakrętach, podczas wyprzedzania czy hamowania. A wszystko przy zachowaniu wysokiego komfortu jazdy. Twardość zawieszeń utrzymano na rozsądnym poziomie i dopiero na dziurawych czy połatanych nawierzchniach można ponarzekać na wygodę. Tym, co cieszy najbardziej, są jednak wskazania komputera pokładowego w zestawie wskaźników. Tankujemy Clio 1.5 dCi do pełna, wsiadamy i widzimy, że możemy skoczyć z Warszawy nad morze i z powrotem, zapominając o stacjach benzynowych. Niemal 1000 km na jednym zbiorniku, przy testowym zużyciu na poziomie 5,7 l/100 km, to miła perspektywa, przede wszystkim dla portfela. Jednak gdy przypomnimy sobie, ile trzeba zapłacić za - bądź co bądź - małe auto, dobry nastrój mija. W zamian możemy mieć przecież prawdziwy, całkiem nieźle wyposażony kompakt.

GAZ

Cichy, dynamiczny i oszczędny silnik, wysoki komfort jazdy, sporo miejsca we wnętrzu, bogate wyposażenie, dobre prowadzenie, wysoki poziom bezpieczeństwa

HAMULEC

Wysoka cena, mały bagażnik jak na samochód o długości niemal 4 metrów

SUMMA SUMMARUM

Clio dorównuje kompaktom nie tylko poziomem bezpieczeństwa, komfortem, wyposażeniem i rozmiarami. Ceną dobrze wyposażonych wersji nawet je przewyższyło. To akurat wada, która w segmencie aut miejskich stanowi wręcz zaporę rynkową. Kogo nie stać na wersję Extreme, niech wybierze tańszą odmianę z 86-konnym turbodieslem. Naprawdę warto.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.