Holden Efijy

Są auta ładne, ale to jest zjawiskowe! Kto by pomyślał, że pokazane na październikowym Australian International Motor Show auto zrobi światową furorę? A tu proszę! Holden wyprodukował 645-konne monstrum w stylu lat 50. XX wieku. Ale w jednym egzemplarzu. I na tym koniec. A szkoda...

W Sydney Holden pokazał samochód, który nie tylko wygląda nostalgicznie. Concept car Efijy jest czystą nostalgią: rockandrollowe wnętrze i look przypominający podrasowanego hotrodowego Forda Mercury z "Cobry" na sekundę przed katastrofą. Bardziej niż nudnawego Holdena FJ z 1953 roku, o którym wspominają menedżerowie firmy. Chyba że 60-konnego sedana rozciągnął na ponad 5 m wkurzony Hulk.

Ten sam pysk jak w Mercurym Stallone'a - szczerzący polerowane kły pod wielką maską. Pełne blasku felgi kół ciasno zamknięte w obłych błotnikach z włókna szklanego. Przedzielona na pół szyba, jakby musnęła ją kula z pistoletu. Okrągłe zimne ślepia reflektorów. Zawadiacko opadająca linia dachu i płaski kufer niczym rufa szybkiej łodzi motorowej. Coupé w stylu lat 50. ubiegłego wieku. Zanim Elvis wszedł do studia nagrań.

Efijy to "złożenie" ważnego w historii sportu samochodowego skrótu EFI, czyli elektronicznego wtrysku paliwa, ze słowem "effigy", czyli kultowego wizerunku - ikony człowieka lub rzeczy. EFI to historyczne wydarzenie w sporcie wyczynowym. Studium Efijy być może zostanie wykorzystane przy produkcji nowego Commodore.

Wielki wóz

Richard Ferlazzo zbudował to superauto na płycie podłogowej Corvetty C5. Zmodyfikowany Chevrolet rozciągnął się i otrzymał nastawne zawieszenie. - Trafiłem we właściwy czas - mówi Ferlazzo, wspominając wyścigowe sentymenty Australijczyków. - Może wrócimy do gry na torze.

Nawiązanie do sedana Holdena sprzed pół wieku to podobny jak w klasycznym FJ rysunek atrapy chłodnicy i zderzaka wykonanych ręcznie. Firma nie lęka się rękodzieła. Powstała w XIX wieku. James Alexander Holden zaczął w Adelajdzie od powozów i uprzęży. Ale w 1913 r. już wytwarzał boczne wózki do motocykli. Pierwszy samochód o zamkniętym nadwoziu powstał w 1925 r. Firma już wówczas była kojarzona z General Motors. W 1931 r. ruszył General Motors-Holden. Do 1962 r. wyprodukowano pierwszy milion samochodów.

Holden ma wiernych fanów. Produkował przez 25 lat model Commodore - najpopularniejsze auto w historii Australii. W 1968 r. pojawiło się pierwsze coupé - Monaro, od 2002 sprzedawane w USA jako Pontiac GTO. Rysunki wykonawcze Conceptu powstały w 2003 r. Ale Ferlazzo narysował go 14 lat wcześniej. I czekał.

Budowa - od glinianego modelu do egzemplarza wystawowego - trwała niemal rok i kosztowała 200 tys. dolarów. - Być może najważniejsze w tej przygodzie jest przesłanie, że ludzie produkujący na co dzień auta użytkowe znaleźli w sobie tyle namiętności i inspiracji, by stworzyć coś równie niezwykłego jak Efijy - wspomina konstruktor. Holden planuje pokazy auta podczas ulicznych hot rod shows w Australii. Być może Efijy zostanie wystawiony w styczniu w Detroit na North American International Auto Show. Zdaniem Ferlazzo auto jest swoistym hołdem dla amerykańskich designerów z lat 50. - Zadałem sobie pytanie, co mogliby zaprojektować, gdyby mieli do dyspozycji współczesne technologie. Efijy mógłby być australijską odpowiedzią na to pytanie - wspomina.

W Sim City

W przeciwieństwie do futurystycznego Torana TT36 z ubiegłego roku nowy Holden byłby znakomitym pojazdem w Sim City. Drapieżnie wspina się ku przodowi niczym grzbiet orki wbitej pomiędzy duet delfinów. Sprawia wrażenie wozu, który z niezwykłym impetem runął w przestrzeń poza kadr komiksu. Obie pary gigantycznych kół ledwo mieszczą się pod kłębami błotników - 20-calowe z przodu i 22-calowe z tyłu.

Dwie źrenice reflektorów lśnią jak dysze odrzutowca. Działając w technologii LED, zmieniają kolor w zależności od zadanej funkcji. Dwie smugi lusterek zaledwie muskają drzwi. Mimo zapowiadanej grozy szyk i potęga - to najkrótsza recenzja designu w kolorze Soprano Purple. Tył jest równie intrygujący jak front.

Obły dach spływa w wysmukłą pokrywę bagażnika. Błotniki rozcinają płomienne strugi świateł - zmysłowe niczym kobiece wargi. Aerodynamika łączy się z ornitologią, bo pośrodku klapy bagażnika zadziera czerwony łeb srebrny ptak - to trzecie światło stopu. Świetnie zestrojone z całością tylne okienko niczym bulaj rozświetla ciemne powłoki poszycia. Drzwi otwierają się, odbierając impuls z karty właściciela - jak w Renault.

Niewiele widać pod maską. Chromowany blok cylindrów niemal szczelnie okrywają panele w kolorze nadwozia. Warto podkreślić dbałość o detale - wkręty mocujące poszycie instalował zegarmistrz. Szczeliny pomiędzy blachami są raczej estetyczne niż konstrukcyjne. Silnik to potężny V8 LS2 z Corvetty. Konstruktor generatora mocy tego Holdena Ron Harrop dołączył do klasyka kompresor Rootsa. Silnik produkuje 645 KM i 775 Nm momentu obrotowego.

Love Me Tender

Fotografie wnętrza mogłyby wypełnić kalendarz Pirelli. Tyle tu zmysłowych kształtów. Świetna kierownica z ramionami z polerowanego metalu - w połowie skórzana, w połowie toczona z drewna. Nad firmowym lwem na osi kierownicy kapitalny, okrągły zegar - elektroniczny, lecz stylowy cytat z epoki, w której czytelnicy Verne'a odkładali książki, by iść do kina na "Dzikiego".

Okładziny imitują bakelit - tworzywo tak charakterystyczne dla lat 50. ubiegłego wieku. Opuszczany ekran to stylizowany panel radia lub system nawigacji: mapy jak na dawnych jachtach są czarno-białe. Poza tym z monitora steruje się klimatyzacją. Fotele mają ten sam kolor skóry co okładziny. Całość uwyraźniają klonowe forniry podłogi.

Panel środkowy, obudowa tunelu, przełączniki wysmakowane w najmniejszym detalu. Podobieństwo do przeszłości odnajdziemy w drobiazgach: bakelitowy przycisk na dźwigni zmiany biegów, kształt kierownicy, cyfra 53 na desce rozdzielczej. Większość paneli i przełączników powtarza intrygującą elipsę, która jest motywem spinającym całość - od błotników po obudowę panelu wyświetlacza.

Nawet lusterko niemal unosi się nad deską rozdzielczą - i jest eliptyczne. Podobnie lśniące metalem pedały. Piękne jak w Mustangu są fotele: świetny krój, świetne proporcje. Co prawda nie są kubełkowe, ale boki drzwi ciasno otulają pasażerów Holdena - jak w wyścigówce. Pasy bezpieczeństwa wyprowadzono bezpośrednio z oparć, więc nic nie zakłóca krystalicznie przejrzystej linii okien bocznych. Szyby bez ram to w takim aucie stylistyczna konieczność. Styliści z Europy mają nad czym myśleć.

Holden Efijy - kompendium

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.