Hyundai Sonata 2.4 Executive

Czy samochód osobowy można traktować jak program komputerowy? Można. Wystarczy poznać potrzeby odbiorcy, uwzględnić niezbędne funkcje, atrakcyjnie opakować i sprzedawać w cenie niższej niż konkurencja. To właśnie zrobili inżynierowie Hyundaia i wcale nie wyszli na tym źle. A na pewno na takim podejściu nie straciła komputerowo opracowana Sonata piątej generacji

Sposób na sukces wydaje się prosty: pytasz ludzi czego chcą i przygotowujesz odpowiedni produkt. Czyżby? Gdyby to wystarczyło, aby przejść przez ulicę, trzeba byłoby pokonać tłum ankieterów, a nasze telefony nękane przez instytuty badawcze nie milkłyby za dnia i w nocy. Koreańczycy jednak spróbowali. Zapytali potencjalnych klientów: "jaka ma być nowa Sonata?". Patrząc na ten samochód, nietrudno wywnioskować odpowiedzi: "niech stylizacja ma coś z Audi", "może mieć tył jak Lexus", "poproszę przód podobny do Accorda" - notowali uczynni Azjaci. W efekcie powstał samochód nawiązujący do licznych produkcji znanych także z naszych ulic, ale wyróżniający się zdecydowanymi liniami, czego nie można powiedzieć o poprzedniku. Muszę przyznać, że w czarnym chyba najbardziej mu do twarzy i, zajmując prawie 4,8 metra bieżącego jezdni, wygląda jak limuzyna klasy średniej wyższej. W rzeczywistości to konkurent Mondeo, Passata i Vectry, czyli pierwszej ligi europejskiej w segmencie D. U Forda, Volkswagena i Opla pewnie przyjmują wieści o nowym Hyundaiu z ironicznym uśmieszkiem, ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Luksus po Koreańsku

Wnętrze wersji Executive, zgodnie z nazwą, potraktowano lepszymi materiałami niż w tańszych: Comfort, Active czy Elegance. Mowa głównie o skórzanej tapicerce w jasnym odcieniu, która dodaje wnętrzu luksusowego sznytu. Do tego odrobina drewna i chromu - zupełnie jak u konkurencji. I jakbym słyszał odpowiedzi ankietowanych: "lewarek zmiany biegów jak w Mercedesie", "panel klimatyzacji podobny jak Lancii", "nawiewy z Vectry" - inżynierowie mają jasno określony cel. A zatem do dzieła! Pamiętając o przyzwoitych materiałach, Hyundai nie wysilił się tak bardzo, jak w przypadku karoserii, ale rezultat jest znośny. Kierownicę reguluje się w dwóch płaszczyznach a większość przycisków można odnaleźć w intuicyjny sposób. Zarzuty co do wnętrza dotyczą tylko zbyt płaskich siedzisk (prawdopodobnie te same fotele wykorzystywane są w USA) i zaledwie jednostrefowej automatycznej klimatyzacji. Ale podobno badani nie życzyli sobie dwustrefowej. Na osłodę dostajemy radioodtwarzacz kasetowy i CD (z możliwością odczytu MP3) w jednej obudowie, ale za to bez RDS-u (USA, USA...), przesuwany podłokietnik i zamykane uchwyty na kubki żywcem przejęte z wnętrza Accorda. Bo i po co wyważać otwarte drzwi?

Te w Hyundaiu zamykają się z przyjemnym klaśnięciem. Nie jest to jeszcze pułap Audi, ale generalnie widać dbałość o detale. Także z zewnątrz nie ma się do czego przyczepić. Lakier gładko położony, szczeliny równe jak od linijki. Nawet tylne czujniki cofania zgrabnie zamaskowano, lakierując je w kolorze nadwozia. Szkoda, że są tylko trzy i nie obejmują krawędzi zderzaka. Cztery rozłożone na całej długości zapewniłyby lepszą ochronę. Nie pomyślano natomiast o przednich czujnikach i lampach ksenonowych. To znaczy pomyślano i zapytano, ale ankietowani jakoś nie zapalili się do tego pomysłu. Ciekawe...

W drodze

Nowa Sonata, nowe silniki. Mocniejszy z sześciu cylindrów o łącznej pojemności 3,3 litra rozwija 235 km. Słabszy czterocylindrowy przy pojemności 2,4 litra produkuje 161 koni. Jak na benzyniaka to przeciętna wartość, ale na szczęście nikt nie epatuje hasłami w stylu "sportowe doznania". Przy zaledwie czterobiegowym automacie trudno o sport, ale łatwiej o komfort. Skrzynia płynnie zmienia biegi, natomiast z powodu mniejszej liczby przełożeń silnik musi dostawać wyższych obrotów. Ani to ekonomiczne, ani przyjemne dla ucha, choć wyciszenie jest niezłe. Jedyny plus zaledwie czterech biegów do przodu to fakt, że Sonata osiąga setkę już na dwójce, ale wciąż potrzebuje na to powyżej dziesięciu sekund.

Znacznie lepiej wypadają hamulce. Rzadko spotyka się, by producent podawał w katalogu drogę hamowania a jeszcze rzadziej, by dane te były zawyżane. W przypadku "naszej" Sonaty zamiast obiecywanych 43,9 m (słabo) zatrzymaliśmy się na 39 (dobrze!). Bliżej o całą długość samochodu. I to kilka razy z rzędu bez nadmiernego zmęczenia układu hamulcowego. Gdyby jeszcze układ kierowniczy był tak dobry. Niestety, mogę go jedynie określić mianem wiotki. Sonata, zwłaszcza przy wyższych prędkościach, nie prowadzi się zbyt precyzyjnie, czemu winny jest m.in. układ kierowniczy. Ale nie tylko. Mimo zastosowania wielowahaczowego zawieszenia tylnej osi i podwójnych wahaczy na przedzie brakuje tu zwartości, sprężystości właściwej europejskim konstrukcjom. Podobno układ jezdny był testowany w Europie i przygotowywany pod tutejsze gusta, ale całość sprawia wrażenie, jakby za strojenie zabrał się Amerykanin. W każdym razie nowa Sonata to nie jest wóz, którym chciałbym zaatakować nieznany zakręt z prędkością choćby o kilka kilometrów na godzinę wyższą, niż dyktuje rozsądek. Zwłaszcza na mokrej nawierzchni i nawet przy włączonym ESP, które okazuje się dość liberalne w swoim działaniu, pozwalając seryjnym Dunlopom SP Sport 270 na utratę przyczepności przed właściwą interwencją.

Historia zatacza koło

Pamiętacie jeszcze, jak przed laty śmiano się z samochodów japońskich? Że tanie, tandetne i jednorazowe? Dziś nikt już ich tak nie postrzega. Lata ciężkiej pracy nad jakością, technologią, stylizacją i reputacją doprowadziły do zrównania statusu "Japońców" z "Europejczykami". Niektórzy twierdzą nawet, że dalekowschodnie konstrukcje prześcignęły już swoje wzory ze Starego Kontynentu. Koreańczycy mają mocne postanowienie dołączenia do ścisłej czołówki a nowa Sonata to być może mały krok dla przemysłu motoryzacyjnego, ale duży dla pozycji Hyundaia w branży. To dobry samochód dla osób nieszukających sportowych doznań, które cenią sobie komfort, przestronne wnętrze, dobre wykonanie i długą gwarancję przy konkurencyjnej cenie. A gdyby jeszcze poprawić parę detali, co może załatwić pierwszy lepszy lifting, Sonata w wersji 5.1 może nieźle namieszać na rynku.

KOMPENDIUM

*Dane producenta

NASZE POMIARY

GAZ

ciekawy wygląd, przestronne i przyzwoicie wykonane wnętrze, pojemny bagażnik z szerokim otworem, dobre hamulce, komfortowe zawieszenie, bogate wyposażenie

HAMULEC

mało precyzyjny układ kierowniczy, zawieszenie wymagające usztywnienia, zaledwie czterobiegowy automat, zbyt płaskie siedziska foteli, brak dwustrefowej klimatyzacji i reflektorów ksenonowych (wiem, badania!)

W STANDARDZIE (wbrane elementy)

6 airbagów, czujniki cofania z tyłu, automatyczna klimatyzacja, skórzana tapicerka, fotochromatyczne lusterko wewnętrzne, radioodtwarzacz kasetowy i CD MP3, aluminiowe felgi 17", ESP

SUMMA SUMMARUM

Zapomnijcie o starej Sonacie, jeśli kiedykolwiek mieliście z nią do czynienia. Nowy model to zupełnie inna bajka. Piąta generacja nie jest jeszcze tak dobrze dopracowana jak jej europejskie czy japońskie odpowiedniki, ale postęp jest znaczny. Mówiąc krótko - to interesujący samochód dla ludzi, którzy nie muszą epatować znaczkiem na masce i nie wymagają od sedana klasy średniej sportowych doznań za kierownicą. A zamiast automatu zawsze można wybrać ręczną, pięciobiegową skrzynię, zyskując na dynamice.

Oceń ten samochód
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.