Satelitarne zabezpieczenia przed kradzieżą

Intensywną kampanię marketingową rozpoczęła właśnie firma AutoGuard & Insurance, oferująca satelitarne systemy zabezpieczania pojazdów przed kradzieżą. Rozwiązanie takie nie jest na polskim rynku nowością, w jaki więc sposób AutoGuard zamierza zdobyć zaufanie klientów?

AutoGuard należy do grupy Zasada SA, która jest m.in. dealerem Mercedesa. Nie dziwi więc fakt, że kieruje swą ofertę - przynajmniej na razie - głównie do właścicieli aut spod znaku trójramiennej gwiazdy. Mercedesy i przeciętni posiadacze czterech kółek? No właśnie. Fakt, że tak uznana marka zdecydowała się zawierzyć AutoGuard ma stanowić świadectwo wiarygodności polskiej firmy oraz skuteczności stosowanych przez nią urządzeń. To z kolei ma zachęcić do stosowania systemu również posiadaczy innych aut.

Pod okiem satelity

Nowy system nie oferuje żadnych technicznych fajerwerków. Oparty jest na znanej i stosowanej również przez konkurentów technologii wykorzystującej globalny system pozycjonowania (GPS) z satelitów oraz naziemną sieć telefonii komórkowej. Po kradzieży lub uprowadzeniu auta, ukryty w nim moduł automatycznie określa pozycję samochodu na podstawie sygnałów odbieranych przez satelity i przekazuje ją do centrali w formie krótkiej wiadomości tekstowej (SMS). W centrum monitoringu można również ustalić dodatkowe dane, np. prędkość czy kierunek poruszania się auta. Po ustaleniu położenia skradzionego pojazdu do akcji wkraczają współpracujące z dostawcą systemu firmy ochrony mienia oraz policja. Ich zadaniem jest odszukanie i zatrzymanie auta. W szczególnych przypadkach samochód może też zostać unieruchomiony zdalnie, sygnałem wysłanym z centrali.

Różnica pomiędzy systemami satelitarnymi a konwencjonalnymi zabezpieczeniami jest więc zasadnicza. Mają one na celu nie tyle uniemożliwienie kradzieży (choć w połączeniu z immobilizerem mogą spełniać również taką funkcję), ile odzyskanie pojazdu - jeśli już dojdzie do nieszczęścia. Nabywca satelitarnej usługi ochrony wykłada niemałe pieniądze w zamian za przekonanie, że w przypadku zagrożenia jego samochód znajdzie się pod czujnym okiem specjalistów, a nie będzie jedynie mrugał światłami i wydawał przeraźliwe dźwięki, co dzisiaj na ulicy nie wzbudza już niczyjego zainteresowania.

Auta prywatnych użytkowników mogą być śledzone przez satelitarny system jedynie w przypadku kradzieży. Natomiast pojazdy firm transportowych i logistycznych bywają nadzorowane przez całą dobę. Pracodawcy uzyskują w ten sposób narzędzie, dzięki któremu mogą kontrolować pracę swych kierowców i obniżać koszty, zaś ubezpieczyciele mogą oferować im tańsze stawki ubezpieczenia ładunków.

Astronomiczne ceny?

Systemy satelitarne dostępne są w Polsce już od trzech prawie lat. Nie zdołały jednak jeszcze zdobyć znaczącej pozycji na rynku samochodowych zabezpieczeń. Kierowcy wciąż traktują je jako techniczną nowinkę, nie zaś jako skuteczne, dostępne dla każdego rozwiązanie. Powodem jest oczywiście wygórowana cena. Na polu kosztorysów konkurencja jest dość wyrównana - większość firm oferuje swe urządzenia za około 4-5 tys. złotych plus miesięczna opłata za usługę. Wyjątkiem jest LoJack, który odchudzi kieszeń klienta tylko o 1200 zł (cena promocyjna). Ale trzeba pamiętać, że w zamian firma ta oferuje system radiowy, a nie satelitarny, nie tak bardzo zaawansowany technologicznie, co zresztą wcale nie przesądza o jego skuteczności.

Ponieważ satelitarne zabezpieczenia są drogie, nadzieję na obniżenie kosztów klient może pokładać tylko w firmach ubezpieczeniowych. Jeżeli uznają one, że urządzenie jest wystarczająco skuteczne, aby nie domagać się dodatkowo montażu alarmu czy blokady i zaoferują godziwą zniżkę - zaoszczędzone w ten sposób pieniądze pozwolą choć w części pokryć koszty instalacji systemu.

Zniżka na własną rękę

Co prawda większość firm zajmujących się satelitarnymi zabezpieczeniami już dzisiaj współpracuje z licznymi towarzystwami ubezpieczeniowymi, oferując upusty przy zawieraniu polis AC, ale wysokość zniżek klienci muszą wytargować sami. Ubezpieczyciele najczęściej podają jedynie orientacyjne kwoty, które gotowi są darować klientom, którzy zainstalowali w swych autach dany system. Wyjątkiem jest AutoGuard, który jako jedyny działa też jako agencja ubezpieczeniowa, reprezentująca wielu ubezpieczycieli, a ponadto oferująca kompleksową usługę, łącznie z wypłatą odszkodowania. Przy tym ubezpieczenie z tej firmy ma być wypłacane po 14 dniach od daty załatwienia formalności po kradzieży, szybciej niż w innych firmach. - To kwestia prestiżu. Klienci Mercedesa wymagają czegoś więcej - twierdzi były kierowca rajdowy Romuald Chałas, odpowiedzialny teraz za stronę finansową w AutoGuard.

Natomiast PZU opracował specjalną listę urządzeń zabezpieczających, których montaż uprawnia nawet do 46% upustu w stawkach ubezpieczeniowych. Na razie nie jest ona zbyt długa. Znajdują się na niej jedynie systemy Kubisat i LoJack. Ten ostatni od 1 marca wprowadza też zasadę, że jeżeli auto nie odnajdzie się w ciągu trzydziestu dni od daty kradzieży, to klientowi zwracane będą wszystkie koszty, jakie poniósł w związku z instalacją i eksploatacją systemu. Takie finansowe argumenty najlepiej chyba przemawiają do potencjalnych użytkowników i można mieć nadzieję, że zostaną powszechnie przyjęte także przez konkurencję.

Interwencja krajowa

Na razie większość oferowanych u nas systemów satelitarnego nadzoru działa w pełnym zakresie jedynie w Polsce. Centra monitoringu są co prawda w stanie stwierdzić, że auto stoi w garażu na przykład gdzieś w Rosji. Ale załogę interwencyjną, która miałaby je odzyskać, trzeba skompletować już na własną rękę. W takim przypadku pozostaje jedynie liczyć na pomoc policji i mieć nadzieję, że w drodze do Polski auto nie utknie na granicy w gąszczu skomplikowanych procedur i przepisów. AutoGuard zapewnia, że obszar jego działania zostanie wkrótce rozszerzony o Niemcy - rozmowy w tej sprawie trwają. Natomiast LoJack jasno podkreśla, że operuje wyłącznie na terenie kraju.

Kradzieże za granicą należą jednak do rzadkości. Zazwyczaj kierowcy padają ofiarami rodzimych złodziei, którym czasem udaje się obejść zabezpieczenia w postaci tajnych kodów, klawiatur czy "pastylek" (rodzaj identyfikatora prawowitego właściciela). System Kubisat za dopłatą 100 zł oferuje specjalny chip, który właściciel musi jedynie nosić przy sobie, aby uruchomić samochód, nie wywołując alarmu w centrali ochrony. - To ogromna zaleta, bo czyni cały system absolutnie niewidocznym dla złodzieja - przekonuje Paweł Gościcki z Kubi Investment, firmy, która jest dystrybutorem Kubisat.

LoJack obiecuje, że aby odzyskać auto, wprowadzi do akcji nawet samoloty i śmigłowce należące do przewoźników, którzy z nim współpracują i mają na pokładach swych maszyn urządzenia niezbędne do namierzania poszukiwanych pojazdów.

Brzmi to jak scenariusz amerykańskiego filmu akcji? Być może, ale polskie drogi coraz częściej przypominają Dziki Zachód. Miejmy nadzieję, że kiedy systemy satelitarne staną się tak tanie, że będzie je można instalować nawet w leciwych "maluchach", w walce dobrych ze złymi przegrywać będą zawsze złodzieje.

Copyright © Agora SA