Oczywiście zdarzało się, że poszedł do kiosku po gazetę (choć zwykle zatrzymywał samochód przy kiosku i na chwilę wyskakiwał po prasę), chodził też po schodach, a nawet do sklepu, generalnie jednak należał do świata samochodów.
W świecie pieszych dziwiło go wszystko, np. to, że wchodzą na jezdnię, nie patrząc w bok (pan Bazyli rozejrzał się kilkanaście razy, bo znał świat samochodów). Dziwne było też to, jak jeździ się autobusem. Dawno temu również jeździł i wtedy wystarczyło kupić bilet i po prostu go skasować. Teraz pan Bazyli nie mógł się połapać w mnogości biletów.
A wszystko dlatego, że samochód pana Bazylego się zepsuł, a może nawet gorzej.
- To koniec - stwierdził filozoficznie mechanik w zakładzie, do którego pan Bazyli zawsze przyprowadzał swój samochód.
- Jak to koniec? - wzdrygnął się pan Bazyli. - Po prostu nie chce zapalić. Trzeba pewnie wymienić świece albo naprawić alternator. Zawsze, jak pan wymieniał alternator, pomagało.
- Eeeee... - powiedział mechanik i pokręcił głową. - Stary był, to i się skończył. Nic się z nim nie zrobi.
Dlatego teraz pan Bazyli szedł piechotą i wspominał samochód, który umarł i z którym związany był dziesięć lat.
- To i dobrze. Dawno powinieneś kupić sobie nowy - powiedział najlepszy przyjaciel pana Bazylego na wieść o śmierci samochodu. - Pamiętaj, kup tylko japończyka! Nie psują się, trzyletnia gwarancja, najlepsza jakość.
- Japończyk dobry, póki się nie zepsuje - mitygował kolega z pracy. - Zepsuje się i zbankrutujesz na częściach zamiennych. Tylko niemca bierz.
W ten sposób pan Bazyli obszedł wszystkich kolegów, znajomych oraz bliższą i dalszą rodzinę. W swoim kalendarzu zapisał, jaki ma być według nich idealny samochód: "Koniecznie niemiecki, japoński, francuski lub włoski. Tylko diesel, tylko benzynowy. Ma być minivanem i hatchbackiem. Jak najwięcej poduszek powietrznych".
Na drugiej kartce pan Bazyli zapisał, jaki nie powinien być nowy samochód: "Absolutnie nie japoński, broń Boże niemiecki, w żadnym wypadku francuski, nigdy włoski. Nie minivan i nie hatchback".
Pan Bazyli metodycznie wziął się do pracy. Kupił gazetę i zaczął dzwonić do sprzedawców. Niestety, żaden nie dysponował autem marzeń. Owszem, zachęcali pana Bazylego, jak mogli.
- Ten model jest bardzo oszczędny - mówił pierwszy.
- Nasz samochód jest niezwykle zrywny - polecał drugi.
- Polecam to auto, jest bardzo tanie - zachęcał trzeci.
Żaden z nich nie dysponował jednak samochodem, który spełniałby wszystkie wymagania zapisane przez pana Bazylego.
- Mój drogi, sprawa jest prosta - powiedziała żona pana Bazylego, kiedy poprosił ją o radę. - Ten samochód musi mieć dużo poduszek powietrznych. A poza tym musi być ładny. O, na przykład taki - wskazała na zdjęcie w gazecie.
- Trochę za dużo pali, trochę za mało zrywny, brak dostatecznej liczby schowków - zaczął wyliczać pan Bazyli z przygotowanej fiszki.
- Ty też za dużo palisz - przerwała mu żona. - A mimo to cię wzięłam. Bierzemy go!
- Ale dlaczego? - zaciekawił się pan Bazyli.
- To oczywiste - odparła żona. - Jest taki okrąglutki i poręczny. Zupełnie jak ty.