Od pomysłu po zjazd, czyli poradnik dla wyjeżdżających

Wykupić wycieczkę w biurze czy zorganizować wyjazd samemu? Jechać na lodowiec czy do słonecznej doliny? Zamieszkać w hotelu czy w apartamencie, spod którego skibus zawiezie gości prosto na stok? Oto wszystko, co powinniście wiedzieć o organizacji wyjazdu na narty, żeby wrócić z niego zadowolonym.

Kto raz poczuł wiatr na twarzy, szusując w dół ośnieżonym zboczem, prawdopodobnie połknął bakcyla i na narty będzie chciał wracać zawsze. To właśnie ten bakcyl sprawia, że już w czasie drogi z narciarskiego wyjazdu do domu zaczynamy tęsknić za kolejnym szaleństwem na stoku. Niestety, zwykle możemy pozwolić sobie na jeden tygodniowy wyjazd, w najlepszym wypadku - dwa. Możemy za to sprawić, żeby byłe one niezapomniane. Jak więc je zorganizować?

Narty w Polsce, czy za granicą?Narty w Polsce, czy za granicą? Fot. Maciej awierczyOski / Agencja Wyborcza.pl

Tobie niebieska, tobie - lodowiec, a dla ciebie - muldy

Są ludzie, którzy co roku chcą zjeżdżać w nowym miejscu i poznawać kolejne trasy, i tacy, którzy do końca życia mogą wracać do tego samego ulubionego pensjonatu położonego w lesie na skraju stoku. Jednym do szczęścia wystarczy brak kolejek do wyciągów, innym - dobrze przygotowane stoki, a jeszcze inni będą narzekać, jeśli codziennie nie będą mogli wypróbować kolejnych nowych tras, z czego przynajmniej jedna musi być ekstremalna. No właśnie. Każdy z nas ma inne potrzeby i wyobrażenia na temat zimowego wypoczynku, dlatego pierwsze pytanie, na które musimy sobie odpowiedzieć, organizując go, brzmi: dokąd jechać, żeby wrócić wypoczętym i zadowolonym?

Wybór kierunku zależy od wielu czynników i nie zawsze tym najważniejszym są pieniądze. Tym bardziej że już od lat wyjazd do słonecznych Włoch czy świetnie przygotowanej Austrii nie jest znacznie droższy (ba, może okazać się tańszy) od wypoczynku w polskich górach, a warunki są o niebo lepsze: brak kolejek do wyciągów, dobrze przygotowane trasy, leżaki na zboczach i międzynarodowe towarzystwo. Czy to znaczy, że każdy będzie lepiej bawił się za granicą niż w Polsce? Wcale nie. Niektórzy wypoczywają z małymi dziećmi i do pełni szczęścia wystarczy im łagodny stok z wyciągiem dla maluchów, inni mieszkają na północy kraju i po prostu nie chce im się jechać na drugi kraniec Europy, a jeszcze inni ze zwykłego sentymentu nie mogą sobie wyobrazić sezonu bez zjazdu z Kasprowego. Co więc wziąć pod uwagę, ustalając kierunek wyjazdu?

Przede wszystkim to, z kim jedziemy. Jeśli w grupie są dzieci, powinny mieć też przeznaczone dla siebie stoki czy parki rozrywki, a jeszcze lepiej - możliwość dołączenia do grupy z instruktorem. Początkujący i średnio zaawansowani narciarze ucieszą się z długich tras niebieskich i czerwonych, ale już ci o lepszych umiejętnościach będą narzekać, jeśli nie będzie im dane zjechać trasami czarnymi i najlepiej po muldach. Warto przy tym pamiętać, że oznaczenie oznaczeniu nierówne i czasami trudniejsza jest wąska trasa niebieska od szerokiej czerwonej, nie wspominając o tym, że niektórzy bardziej się męczą, jadąc (a raczej biegnąc) po panoramicznych zielonych, niż zjeżdżając dobrze przygotowanymi czarnymi. Rozwiązaniem idealnym, zwłaszcza wtedy, kiedy wybieramy się w grupie mieszanej złożonej z narciarzy o różnych umiejętnościach, jest więc teren, na którym jest dużo różnych tras - najlepiej przecinających się albo zbiegających ze sobą. Dzięki temu można jeździć indywidualnie albo w podgrupach, umawiając się co kilka godzin w wybranym miejscu - żeby coś przekąsić, pogawędzić albo po prostu wspólnie ustalić, czy nie przenosimy się wszyscy w inne miejsce. Warto też pamiętać, że na nartach nie zawsze działa zasada ''im wyżej, tym bardziej stromo''. Lodowce zwykle są dość płaskie, a trasy na nich - łagodne i przyjemne. Za to żeby się na nie dostać trzeba wjechać wysoko, a czasami jedyną możliwością jest długi, stromy orczyk z zakrętami - nie najlepsze rozwiązanie dla początkujących. Tak samo trudno może być z nich wrócić trasą wiodącą na łeb na szyję. A ponieważ po południu zjeżdżają nią wszyscy, dodatkowo jest rozjeżdżona, pełna muld i ciężkiego śniegu.

Wybierając kierunek, warto też pomyśleć o tym, co lubimy robić po powrocie ze stoku (tzw. oferta apres-ski - od basenów i lodowisk, przez kina i muzea, po ekskluzywne butiki albo bary karaoke), oraz o ogólnym klimacie miejsca. Miłośnicy zabawy do białego rana zapewne najlepiej będą się czuli w głośnym kurorcie, fanatycy nart od pierwszego do ostatniego wyciągu - w hotelu blisko stoku, a ci, którzy lubią wieczorem odpocząć, gotując kolację dla przyjaciół - w wiosce złożonej z przytulnych pensjonatów.

Narty w Polsce, czy za granicą?Narty w Polsce, czy za granicą? Fot. Marek Podmokly / Agencja Wyborcza.pl

No to fru pod sam stok

Kierunek wybrany, urlop zaplanowany, czas na decyzję: organizować wyjazd samemu czy wykupić go w biurze? Każde z tych rozwiązań ma swoich zwolenników i przeciwników. Biuro zdejmie z nas większość formalności, wynegocjuje zniżki w hotelu, zadba o transfery, ale najprawdopodobniej zawiezie w miejsce popularne i łatwo dostępne. Decydując się na wyjazd samodzielny, można dostać się wszędzie, by np. wynająć z przyjaciółmi mały domek na skraju stoku, gdzie nikt nas nie będzie niepokoił.

Jeżeli wybierzemy biuro, koniecznie trzeba sprawdzić, czy w cenę są wliczone: skpipassy oraz na jakim terenie one obowiązują (a jeśli nie są - ile kosztują w danym regionie, bo to zwykle najdroższa pozycja zimowego wyjazdu), transfery z hotelu na stok (jeśli nie - czy są i skąd odjeżdżają skibusy), przewóz sprzętu sportowego samolotem, dodatkowe opłaty związane z zakwaterowaniem (np. końcowe sprzątanie) i - to bardzo ważne - ubezpieczenie dla narciarzy. Gdy co do programu i jego organizacji nie mamy żadnych wątpliwości, płacimy, stawiamy się na miejsce zbiórki i nie martwimy się więcej o nic.

Jeśli jednak chcemy jechać samodzielnie, najlepsze dopiero się zaczyna. Przede wszystkim trzeba znaleźć zakwaterowanie. W dobie internetu nie jest to żaden problem, a od przeglądania zdjęć z ofertami hoteli na stokach, apartamentów i klimatycznych domków może rozboleć głowa. Żeby je znaleźć, wystarczy wstukać w wyszukiwarkę nazwę regionu narciarskiego, ten ma swoją stronę informacyjno-promocyjną, a ona skieruje nas do ofert z noclegami. We Włoszech i w Austrii najpopularniejsze i najłatwiejsze do znalezienia są pensjonaty i apartamenty w prywatnych domach, ale już we Francji królują apartamentowce - gigantyczne, często połączone ze sobą bloki, złożone z małych klitek, w których część gości śpi np. na piętrowych łóżkach w przedpokoju. Koniecznie trzeba sprawdzić dodatkowe opłaty (np. pościel i końcowe sprzątanie) oraz przygotować się na kaucję (w wysokości nawet kilkuset euro).

Czas na decyzję w sprawie dojazdu. W przypadku wyprawy samodzielnej najprawdopodobniej będzie się ona wiązała z wyborem: własne auto czy samolot? Auto jest wygodne, bo dojedziemy nim pod samo miejsce zakwaterowania oraz będziemy uniezależnieni od skibusu, ale zanim dotrzemy na miejsce, czeka nas długa droga. Z większości rejonów Polski do Włoch czy południowej Austrii nie da się dotrzeć w ciągu jednego dnia, a dojazd do Francji jest tylko dla najwytrwalszych. W tych przypadkach warto zaplanować nocleg tuż przed naszą zachodnią granicą, by następnego dnia rano ruszyć dalej - wygodnymi i bezpłatnymi niemieckimi autostradami. Dalej będą już tylko wygodne - w większość krajów za przejazd nimi trzeba zapłacić (winietki albo bramki).

Jeżeli się zdecydujemy na samolot, do wyboru mamy czartery, linie tanie i tradycyjne. Jednak uwaga: ponieważ lecimy w kierunkach typowo narciarskich, może się okazać, że czartery i tanie linie operują na nich tylko w soboty - kiedy zmieniają się turnusy, a bilety - nawet kupowane z dużym wyprzedzeniem - wcale nie są tanie. Koniecznie trzeba też sprawdzić, na jakich zasadach jest przewożony sprzęt sportowy. W liniach tradycyjnych w ramach biletu oprócz zwykłego nadawanego bagażu zwykle bezpłatnie możemy zgłosić jedną parę nart i jedną torbę z butami. W liniach tanich za przewóz sprzętu sportowego trzeba zapłacić - np. w Wizz Air jest to 135 zł w jedną stronę.

Na koniec jedna z najważniejszych spraw, czyli ubezpieczenie. Warto sobie wbić do głowy, że ubezpieczenie tylko od kosztów leczenia (w UE to tzw. karta EKUZ albo polisa wykupiona prywatnie) to za mało. Jeśli przytrafi nam się coś złego, nie pozwoli ono na opłacenie akcji ratowniczej, przetransportowanie nas do szpitala, a w razie potrzeby - natychmiastowy powrót samolotem do domu. Nikt nam też nie zwróci pieniędzy za ukradzione narty, nie wypłaci odszkodowania, jeśli się połamiemy, ani nie pokryje szkód kogoś, kogo potrącimy na stoku (OC). Na ubezpieczeniu dla narciarzy oszczędzać nie warto. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi, ile na Zachodzie kosztuje akcja ratownicza z użyciem helikoptera.

Marta Kowalska

ZOBACZ TAKŻE:

Samochodem na narty - wszystko, co warto wiedzieć przed wyjazdem

Zimowa sztuka pakowania

Suzuki - ogłoszenia

Copyright © Agora SA