BYD e6 - test | Za kierownicą

Zrobiliśmy nim zaledwie trzy okrążenia po niezbyt długim torze, ale już wiemy co sądzić o elektrycznym samochodzie z Chin, który w przyszłym roku ma trafić na polski rynek

Nissan Leaf - test | Pierwsza jazda

Chińczycy znów atakują. Tym razem za pośrednictwem firmy Automotive Europe Corporation, która postanowiła zająć się dystrybucją samochodów marki BYD w Europie. Ta sztuka nie udała się dotąd w branży motoryzacyjnej żadnej chińskiej firmie. Najpierw próbował Landwind ze swoim autem terenowym, później Brillance, którego wizerunek poległ w testach Euro NCAP, a po drodze jeszcze parę innych mniej znanych marek. Teraz przyszła pora na markę BYD. Co jest w niej specjalnego? Otóż jest to największy na świecie producent baterii, który postanowił podbić rynek samochodowy i to nie tylko rodzimy.

Bi-łaj-di

Rynek baterii i akumulatorów to z pewnością dochodowy interes. Zwłaszcza jak jest się potentatem w branży i ma podpisane kontrakty z gigantami rynku RTV, czy telefonów komórkowych (m.in. z Samsungiem). To daje pewne środki, które można zainwestować w inną gałąź przemysłu. BYD wybrał motoryzację. Pierwsze prace nad samochodem elektrycznym rozpoczęto już w 1998 roku. Pięć lat później zadebiutował Flyer BEV, małe i niezbyt piękne autko miejskie na prąd. Następnie firma rozpoczęła prace nad własną hybrydą typu plug-in, czyli z możliwością ładowania jej z gniazdka ( BYD F3 DM ). Pierwszym naprawdę udanym modelem elektrycznym okazał się zaprezentowany w 2008 roku e6. Producent chwali się, że to najbardziej zaawansowany samochód elektryczny na świecie.

Kloc na kołach

Auto mierzy 4,56 m długości i mieści się w klasie kompaktowych crossoverów. Tak naprawdę to jedynie wysoki hatchback. Podniesione nadwozie było koniecznością by pod spodem zmieścić potężną baterię akumulatorów litowo-żelazowo-fosforanowych o pojemności 64 kWh. Dzięki nim zasięg auta wynosi nawet 300 km. Niestety ich masa wynosi 800 kg, przez co e6 cierpi na poważną nadwagę. Masa własna samochodu to 2360 kg - niepodważalny rekord w klasie kompaktów.

Wysokie nadwozie gwarantuje, że w środku jest sporo miejsca. Nie dotyczy to jedynie bagażnika, który wygląda na dość skromny (brak danych o pojemności), ale za to pod jego podłogą znajdziemy pełnowymiarowe koło zapasowe - rzadkość w dzisiejszych czasach. Pod maską znajdziemy małą elektrownię. Silnik elektryczny o mocy 101 KM (chwilowo nawet 121 KM) ma towarzystwo kilkunastu puszek i innych urządzeń elektrycznych, których bez pomocy inżyniera elektryka nikt nie rozpozna.

Zaskakująco normalny

Chińskie samochody, z którymi dotąd miałem do czynienia były jak wyroby czekoladopodobne. Niby samochód jak każdy inny, ale nie do końca. Landwind w środku wyglądał jakby był składakiem powstałym w garażu za rogiem, a Brilliance śmierdział niemiłosiernie tanimi trampkami z bazaru. Po e6 spodziewałem się tego samego, a tu niespodzianka.

Materiały może nie są miękkie w dotyku, ale wyglądają przyjaźnie i nie odstraszają niczym w rodzaju postrzępionych krawędzi - a zdarza się to w autach uznanych marek. Najciekawszy jest kolorowy wyświetlacz TFT odpowiedzialny za przekazywanie wszelkich informacji o pojeździe. Ma chyba z metr szerokości, a jego rozdzielczość jest znakomita.

Niestety w aucie są i mankamenty. Aby powiększyć przestrzeń bagażową potrzeba dwóch osób. Każda ze swojej strony musi pociągnąć za tasiemkę, by móc złożyć oparcie tylnej kanapy. Schowka "na rękawiczki" brak, a skórzana tapicerka świeci po oczach suwakami. Wyglądają schludnie i z pewnością pomagają zdjąć poszycie foteli, ale po co są na widoku? Nie wiadomo. Także jasność wyświetlacza - mimo czterostopniowej regulacji - nie jest najlepsza. W słoneczne dni niewiele na nim widać.

Trzy okrążenia

Na desce rozdzielczej jakby znajomy kształt. Dźwignia trybów jazdy (skrzyni biegów w aucie brak) jako żywo przypomina tą z Priusa. Przynajmniej obsługa będzie prosta. Wrzucam D. Pod maską słychać jakiś pomruk, jakby pracował tam mały silniczek spalinowy. Instruktor wyjaśnia, że to układ chłodzenia akumulatorów - cieczą. Jest więc pompa, wiatraczki i siłą rzeczy odgłosy pracy układu. Ruszamy. Kierownica coś ciężko chodzi. Ponoć nie jestem pierwszym dziennikarzem narzekającym na słabe wspomaganie, mogłoby być mocniejsze. A przecież masa e6 jest ogromna, więc manewry wymagają siły.

Pierwszy zakręt pokazuje, że masa to główny czynnik wpływający na jego prowadzenie. Po prostu ją czuć i trzeba mieć to na względzie. Jeśli już przywykniemy, że dwie osoby i trochę bagażu windują ciężar do ponad 2,5 tony, to auto prowadzi się przyzwoicie. Zastrzegam jednak, że rozwinięcie wyższej prędkości było niemożliwe. A szkoda, ciekaw jestem jak BYD e6 zachowuje się przy prędkości bliskiej maksymalnej (140 km/h).

Ładowanie w toku...

To co czyni BYD e6 naprawdę wyjątkowym są akumulatory. Jak już wspomniałem mają budowę litowo-żelazowo-fosforanową, ale w skrócie nazywane są żelazowymi. Ich wynalazcą jest frima... BYD. Zalety? Według wynalazcy i producenta jednocześnie akumulatory żelazowe cechuje duża żywotność, brak efektu pamięci, duża pojemność i niskie samorozładowanie. Nie jest to jednak rewolucja, a ewolucja akumulatorów litowo-jonowych. Tak więc nadal musimy liczyć się z długim czasem ładowania. Pojemność baterii w e6 jest spora i wynosi 64 kWh (Nissan Leaf: 24 kWh, Mitsubishi i-MiEV: 16 kWh), więc podłączenie auta do domowego gniazdka jest pomysłem jedynie dla cierpliwych. Pełne ładowanie zajmuje 20 godzin. Typowe stacje szybkiego ładowania, jak i oferowana przez BYD "puszka z mocnym prądem" (10 kW) poradzą sobie w 6 godzin, ale BYD chwali się, że e6 zniesie moc ładowania aż 100 kW. BYD ma nawet takie "ładowarki" w ofercie (w Chinach). Są one w stanie naładować chińskiego elektryka w zaledwie 40 minut.

Pominięty szczegół

W pełni naładowane akumulatory wystarczą na pokonanie 300 km - według importera i wskazań komputera pokładowego. Jednak gdybym nie przewertował dokładnie wszystkich materiałów żył bym w świadomości, że mogę wsiąść do BYD e6 i dojechać na jednym ładowaniu z Warszawy do Krakowa (293 km). Niestety wartość 300 km uwzględnia procedurę odzyskiwania energii hamowania, czyli głównie warunki miejskie. Bez niej zasięg wynosi 250 km. A to oznacza, że prąd skończyłby mi się zaraz po wjechaniu do województwa Małopolskiego.

Kiedy, jak, za ile

Opel Ampera - test | Pierwsza jazda

W Chinach BYD e6 objęty jest dwuletnią gwarancją producenta. Akumulatory mają 8 lat ochrony lub 2000 pełnych ładowań co w praktyce oznacza, że po tym czasie nie stracą one więcej, niż 20% pojemności. Importer stara się, by w Europie auto miało 5 lat gwarancji.

Procedura homologacji na rynek EU jest już rozpoczęta. Najbliższy termin jej zakończenia to koniec tego roku. Pierwsze BYD e6 trafią więc do salonów nie wcześniej, niż na początku 2013 roku. Importer nie ukrywa, że stawia głównie na odbiorców flotowych, w tym przedsiębiorstwa taksówkowe. Ewentualne powodzenie będzie jednak zależeć od dwóch czynników: ceny i ulg podatkowych (lub dopłat) od samochodów elektrycznych. Co do ceny trwają negocjacje, ale wstępnie mówi się o kwocie rzędu 120-140 tys. zł. A ulgi? Polski rząd zdaje się nie być nimi zainteresowany.

Summa Summarum

BYD e6 to ciekawe auto. W porównaniu do Nissana Leafa, do którego ma najbliżej, oferuje więcej przestrzeni i ma dużo większy zasięg. Niestety aby nie być niewolnikiem gniazdka trzeba zaopatrzyć się w stację szybkiego ładowania. Nie przewieziemy jej autem, więc wciąż nie powinniśmy opuszczać miejskiej dżungli. Codzienna eksploatacja wymaga też przyzwyczajenia się do jazdy małą ciężarówką.

Z chemii (akumulatory) piątka za innowację. Z fizyki (okiełznanie masy auta) co najwyżej mocna trójka.

Gaz

Spory zasięg jak na auto elektryczne, całkiem zadowalająca jakość wykonania

Hamulec

Spora nadwaga rzutująca na prowadzenie, mały bagażnik (subiektywnie)

BYD e6 | Kompendium

ZOBACZ TAKŻE:

Toyota Prius III - test | Za kierownicą

Mitsubishi i-MIEV - test | Za kierownicą

Opel Astra - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA